Zadar 2/2 – wycieczki do Parków Narodowych — Plitvice, Kornati, Telašćica

W poprzednim wpisie opisałam miasto Zadar oraz jego okolice, do których można zrobić krótsze, kilkugodzinne wypady. Będąc w tym mieście, można jednak zaplanować także dłuższe, całodzienne wycieczki. Niedaleko miasta znajduje się mnóstwo obszarów o niezwykłej przyrodzie, wiele zabytków i innych ciekawych miejsc. W tym wpisie znajdziecie dwie propozycje: Park Narodowy Jezior Plitwickich, znajdujący się na 130 km na północ od miasta, oraz Park Narodowy Kornati i Park Krajobrazowy Telašćica, zlokalizowane na pobliskim archipelagu, które można zwiedzić podczas jednego całodziennego rejsu.

Poza tym, mając więcej czasu w Zadarze, można zorganizować o wiele więcej wycieczek. Miłośnicy wspinaczek po skałkach zdecydowanie powinni zainteresować się Parkiem Narodowym Paklenica, zlokalizowanym bliżej niż opisane we wpisie Plitvice. Fani historii i dawnych fortyfikacji mogą skierować się w przeciwną stronę, na południe, aby zwiedzić ruiny Asseria i Varvaria. Niestety nie wiem, czy da się dostać się do nich komunikacją publiczną. Inną alternatywą dla Parku Narodowego Jezior Plitwickich może być Park Narodowy Krka — podobnie piękny, z wieloma wodospadami. Co więcej, w jego wodach można pływać. Tak więc, będąc w Zadarze, ma się cały ogromny wachlarz możliwości wycieczek całodniowych. W tym wpisie opisane są jednak tylko te, które mi udało się zobaczyć.

Park Narodowy Jezior Plitwickich

Ze wszystkich chorwackich atrakcji turystycznych, od dawna na mojej liście górował Park Narodowy Jezior Plitwickich. Wyjazd do Zadaru, zaledwie 130 km od Parku, wydawał się idealną okazją, aby ten cel zrealizować. Grupa szesnastu jezior o krystalicznie czystej turkusowej wodzie, połączonych licznymi wodospadami, przyciąga turystów z całego świata. Z tego powodu taki wyjazd warto zaplanować z co najmniej kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Dostanie się do parku komunikacją publiczną nie jest trudne, ale bilety szybko znikają. O wiele gorzej wygląda kwestia biletów wstępu. Planując wizytę w środku sezonu, można się spodziewać, że z samego rana dostanie się w kasie bilet dopiero na godzinę trzynastą.

Zwiedzanie Parku Narodowego Jezior Plitwickich odbywa się po wąskich trasach, w dużej części drewnianych pomostach. Planując wizytę, już wcześniej zapoznajcie się z opisem poszczególnych tras, zwanych programami i oznaczonych literami alfabetu. Park posiada dwa wejścia: północne (pierwsze – z trasami zielonymi) i południowe (drugie – z trasami pomarańczowymi). Programy są bardzo zróżnicowane – od krótkich, dwugodzinnych spacerów do najważniejszych punktów, poprzez bardziej złożone, średniej długości trasy, z dodatkowym przejazdem kolejką i/lub promem, aż po prawie dwudziestokilometrowe wędrówki w całości piesze. Myślę, że na całodniową wycieczkę rodzinną zdecydowanie poleciłabym jedną z opcji środkowych. My wybraliśmy ośmiokilometrowy program C, zawierający też prom i kolejkę, zaczynający się na pierwszym wejściu. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć większą część Parku bez stresu, że nie zdążymy na autobus powrotny.

Trasy opisane na stronie internetowej https://np-plitvicka-jezera.hr/en/plan-your-visit/istrazite-jezera/activities/lake-tour-programmes/ w opisanym czasie trwania uwzględniają spokojny spacer, przerwy na jedzenie czy toaletę oraz czekanie na środek transportu. W środku sezonu warto jednak się sugerować górną granicą opisanych czasów trwania, ponieważ kolejki na prom czy „autobusokolejkę” (autobus z wagonikami?) są bardzo długie i często dopiero drugi albo trzeci pojazd zabierze waszą grupę. Ogólnie gdybym mogła wybierać, zdecydowanie odradziłabym odwiedzenie Plitwic w szczycie sezonu: nastawiłam się na tłumy przy wodospadach i na najpiękniejszych fragmentach ścieżek, a tymczasem tłumy były praktycznie wszędzie. Ogromną większość z tych ośmiu kilometrów szliśmy w kolejce za innymi turystami, tylko najdalsze okolice Górnych Jezior można było ocenić jako stosunkowo wolne od tłumu (co nie oznacza, że trasy były puste).

Infrastruktura Parku jest na szczęście dobrze przygotowana na nadmiar turystów. Ścieżki są tak wytyczone, aby w większości chodzić po nich tylko w jedną stronę. Wszystkie są bardzo dobrze oznaczone, a na każdym rozwidleniu umieszczony jest znak wskazujący, dokąd powinno się iść, śledząc wybraną trasę. Wystarczy więc, że zapamiętacie literkę alfabetu swojego wybranego programu. W kilku miejscach, głównie przy stacjach promu lub kolejki, znajdują się restauracje i sklepiki oraz toalety i punkty info. Park oferuje darmowy, niehasłowany dostęp do internetu oraz appkę na telefon. Appka jest bardzo podstawowa – po wybraniu programu wyświetla się na niej trasa oraz lokalizacja poszczególnych jej punktów, znaków, toalet, sklepików i tak dalej. Nie pozwala jednak śledzić postępu, nie pokazuje odległości w kilometrach, rozkładu promu i kolejki lub pozostałego czasu, a zoomowanie jest strasznie niewygodne, bo automatycznie przywraca centrowanie na obecną lokalizację.

Jeśli chodzi o poziom trudności spaceru po parku, określiłabym go jako bardzo niski, jednak w przypadku pory deszczowej i śliskich kamieni albo drewna zdecydowanie należy wybrać buty hikingowe. Latem wiele osób doskonale radzi sobie w klapkach, czego ja nie jestem w stanie do końca zrozumieć i tym bardziej polecić. Trasa nie jest odpowiednia dla wózków ani rowerów (rowery są w ogóle niedozwolone), a pieski muszą być na smyczy. Spacer zdecydowanie nie wymaga przewodnika ani rezerwowania oprowadzania w grupie. Trasy są bardzo konkretne i nie praktycznie nie da się w nich zgubić czy je pomylić. Jeszcze kilka lat temu w jeziorach można było się kąpać – teraz nie jest to dozwolone i uważam, że to dobrze. Dziewiczy krajobraz powinien taki pozostać jak najdłużej. Drewniane pomosty pięknie się z nim komponują i pozwalają dokładnie przyjrzeć się wodzie i dnu jezior, obserwować ryby, owady i wodną roślinność.

Ogólnie Park Narodowy Jezior Plitwickich na żywo jest tak piękny jak na zdjęciach, a nawet bardziej. Woda naprawdę ma turkusowy kolor, a drewniane pomosty wykonane są z bardzo dobrej jakości drewna, które jednak wygląda naturalnie – deski nie są równiutko przycięte, miło czuć je pod stopami. W wielu miejscach trasa prowadzi też przy brzegu jezior, po piachu, korzeniach i kamieniach. Wciąż jest to jednak prosta trasa w sprzyjających warunkach atmosferycznych. Mi się marzy teraz odwiedzenie Plitwic w okresie nieturystycznym – marcu, listopadzie… albo zimą, kiedy ścieżki obsypane są śniegiem a wodospady zamarznięte. Odwiedzanie Parku bez widoku pleców turysty przed tobą i sapiącego turysty za tobą musi być o wiele lepszym doświadczeniem niż to – już teraz wspaniałe – doświadczenie Jezior Plitwickich w szczycie sezonu.

Park Narodowy Kornati i Park Krajobrazowy Telašćica

Chyba najpopularniejszymi celami turystycznymi wycieczek z Zadaru są Park Narodowy Kornati i Park Krajobrazowy Telašćica, najczęściej oferowane razem jako wycieczka całodniowa. Biura turystyczne, firmy, a nawet pojedyncze osoby, oferują liczne rejsy po archipelagu, skupiające się na tych dwóch miejscach. Ich trasy są na ogół bardzo podobne, a przystanki w dużym stopniu takie same. Zarówno w internecie, jak i w kioskach i punktach na mieście, można znaleźć i porównać wiele ofert. Wybór jest ogromny – od wielkich wycieczkowców na kilkaset osób, do prywatnych rejsów na małej motorówce albo żaglówce. Zarówno mnie, jak i pewnie większość czytelników tego bloga, bardziej stać na pierwszą wymienioną opcję, niż drugą, dlatego to ona zostanie opisana w dalszej części tego rozdziału. Nie będę tutaj reklamować konkretnej firmy, bo uważam, że poszczególne oferty niewiele się różnią. Wybierając, warto jednak zwrócić uwagę, czy w cenie wliczone jest wyżywienie oraz czy nie trzeba dodatkowo dopłacić za wstęp do Parku Narodowego Kornati.

Nasz statek wyruszył o godzinie ósmej rano i dotarcie do pierwszej stacji zajęło mu trzy godziny. W tym czasie serwowane były kanapki, a na pokładzie można było nalać sobie wody z butli. Rejs był bardzo przyjemny, zwłaszcza ze względu na otaczający krajobraz. Szczególnie interesująca było przepłynięcie pod mostem Ždrelac oraz właśnie widok na wysepki Parku Narodowego.

Zatrzymaliśmy się na wyspie Ždrelac. Na pierwszy rzut oka zatoka nie oferowała nic specjalnego, ale wystarczyły dwie minuty spaceru, aby oczom ukazała się plaża Lojena. Kamyczkowa (jak zwykle), ale z wodą tak przejrzystą, że nawet na głębokości kilku metrów wciąż widać było dno. Wskoczenie do tej wody w upalny dzień było najprawdziwszą rozkoszą. Oprócz pływania, wiele osób decyduje się na wspinaczkę na najwyższą górę wyspy, aby zobaczyć archipelag z tej perspektywy. Mając tylko dwie godziny i nie do końca idealne buty do takiej wspinaczki (w całości po krzywych kamieniach), zrezygnowałam w połowie drogi, skąd zdjęcia. Park Narodowy Kornati jest, według umieszczonej tablicy, własnością prywatną, choć wyspy są praktycznie niezamieszkane. Zasady panujące w nim są podobne do większości obszarów chronionej przyrody: nie wolno śmiecić, zachowywać głośno i poruszać poza wyznaczonymi ścieżkami.

Rejs do drugiego punktu trwał godzinę, podczas której na pokładzie odbył się lunch. Były to dania rybne, ale po poproszeniu dostałam opcję wegetariańską ze smażonymi warzywami zamiast ryby. Podczas jedzenia zdecydowanie warto wyglądać przez okno – widoki są wciąż tego warte!

Godzinę później dotarliśmy do stacji numer dwa, mariny Uvala Mir należącej do gminy Sali, aby odwiedzić Park Krajobrazowy Telašćica. Mając mniej niż półtorej godziny w tym miejscu, trzeba było podjąć wybór – albo popływać w Słonym Jeziorze, albo wspiąć się na klify. Szybki turysta powinien być w stanie zaliczyć obie atrakcje, zwłaszcza jeśli porusza się bez aparatu fotograficznego i w pojedynkę. W przeciwnym wypadku ten ograniczony mocno czas wymusza wybór: zwiedzanie albo pływanie. Dla mnie pierwsza opcja wydała się o wiele bardziej interesująca, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że woda w jeziorze nie była nawet w połowie tak piękna jak ta na poprzedniej stacji. Wejście na klify jest proste, ale mimo to znowu odradzam klapki. Z góry prowadzi kilka ścieżek w dół do jeziora, a to można również obejść dookoła. Niezależnie od wyboru, Park daje dużo pięknych widoków, dla których warto do niego dotrzeć.

Powiedziałabym, że podróż powrotna, trwająca około dwóch i pół godziny, odbyła się spokojnie i bez większych wrażeń, ale w połowie trasy czekała na nas niespodzianka – grupa delfinów skaczących w wodach pomiędzy wyspami. Nawet udało mi się złapać kilka na zdjęciu.

A tutaj link do poprzedniego wpisu:

You May Also Like