Trochę inny dom wielorodzinny

W dzisiejszym wpisie przedstawię projekt mojego domku wielorodzinnego, który był głównym zadaniem projektowym minionego semestru. Parę miesięcy temu pokazałam na tym blogu obiekt jednorodzinny z semestru poprzedniego, a jeszcze wcześniej opisałam, że to zadanie wydawało mi się początkowo niezwykle trudne, jednak ostatecznie nie przysporzyło zbyt wielu problemów. Z budynkiem wielorodzinnym było zupełnie odwrotnie.

Kiedy zimą wszyscy wokół mówili, że poprzednie zadanie było niczym w porównaniu do tego, co przewidziane jest jako następne, ja ze spokojem traktowałam te ostrzeżenia niezbyt poważnie. Tamten projekt był nowością, nie wiedziałam, jak się za niego zabrać. Nie byłam też pewna, czy poradzę sobie z wykonaniem samodzielnie rysunków wykorzystujących wiedzę z budownictwa, znajomości materiałów i obsługi AutoCADa, z którym przygodę dopiero zaczynałam. Pół roku później, mając to wszystko za sobą, wydawałoby się, że następny twór projektowy będzie jedynie trochę większą powtórką z rozrywki. Wiedząc, jak zaprojektować mieszkanie, co za problem zaprojektować kilkanaście albo kilkadziesiąt mieszkań?

Zadanie okazało się jednak o wiele trudniejsze niż przypuszczałam. Ogromna przestrzeń do ogarnięcia stała się jedynie wierzchołkiem góry lodowej, a najwięcej czasu zajęło dbanie o wentylację i doświetlenie pomieszczeń, minimalizowanie przestrzeni marnowanej na komunikację i zapewnianie dostępności kanalizacji do kuchni i łazienek. Także przepisy prawne okazały się niemałym problemem – straż pożarna powinna mieć dostęp do budynku wzdłuż jego dłuższego boku, trzeba pamiętać o ewakuacji a także o dostępności dla osób niepełnosprawnych. Do tego dochodzi zastosowanie odpowiednich materiałów a także pilnowanie ciągłości konstrukcji, najlepiej tak aby brzydkie słupy nie wystąpiły nigdzie poza garażem podziemnym, a już na pewno nie na środku korytarza któregoś z mieszkań.

To było naprawdę ciekawe wyzwanie. Spośród kilku wyznaczonych działek wybrałam sobie ogromną przestrzeń z ulicą od strony południowej i wielką skarpą na północy. Tam też znajdował się OSTAB czyli obszar objęty Ogólnomiejskim Systemem Terenów Aktywnych Biologicznie, co wiązało się z zachowaniem jak największej powierzchni zielonej, albo kombinowaniem jak by tu zabudować, a oszczędzić jak najwięcej trawy.

Najlepsze jednak było to, że projekt zupełnie nie musiał być typowy. Wymogiem była wysokość do 4 pięter oraz parking podziemny, natomiast rozwiązanie samej bryły (oczywiście w granicach logiki) pozostawione zostało wyobraźni i pomysłowości studentów. Postanowiłam więc zrobić coś absolutnie nietypowego. Zaprojektowałam obiekt składający się z trzech połączonych budynków, „wychodzących” ze skarpy i posiadających rozległe przestrzenie dachów zielonych. Pomiędzy tymi budynkami można przemieszczać się na cztery sposoby – szerokim przejściem od strony ulicy, łącznikami na wysokości drugiego piętra, balkonikami na tyłach podwórka oraz garażem podziemnym. Sama bryła jest dość prosta, choć poszczególne piętra „wsuwają się” w skarpę, tworząc z przodu tarasy. Aby zminimalizować trochę formę, budynek wykończony jest betonem oraz kamieniem elewacyjnym w parterze.

Charakterystyczne są także okna. Ich formę zostawiłam na sam koniec części projektowej i miałam z nimi dość sporo zabawy. Pewnym było, że nie będą one typowe – takie nie pasowałyby do niekonwencjonalnego budynku. Postanowiłam nadać im zróżnicowany kształt, „połamanych pasów”. Zainspirowałam się tutaj ziemią (w końcu budynek przykryty jest dachem z roślinnością) – zarówno jej warstwami jak i kształtem jaskiń czy wąwozów. Takie przeszklenie później przysporzyło trochę problemów, więc przy okazji tworzenia zestawienia okien i drzwi musiałam je lekko wyprostować – tak aby część okien można było swobodnie otwierać.

W tym projekcie pojawiło się też większe pole do popisu jeżeli chodzi o architekturę zieleni. Pomiędzy budynkami zaplanowałam przestrzenie zielone, jednak postanowiłam, że będą one raczej swobodne, z roślinnością przejmującą je wedle własnych upodobań. Umieściłam tam ławeczki, lampy i kosze na śmieci, natomiast przez środek prowadzi ścieżka do schodów na balkony łączące budynki i poszczególne piętra. To miejsce stanowi także dodatkowe wyjście ewakuacyjne. Same podwórka mają na tyle mały spadek terenu, że może po nich poruszać się pojazd straży pożarnej (parter jest wysoki, więc samochód może przejechać przejściem przez te budynki – choć w normalnych sytuacjach jest ono przeznaczone tylko dla ruchu pieszego).

Druga partia zieleni rozgrywa się na dachach, gdzie umieściłam na tyle dużo substratu (ziemi), aby posadzić nawet drobne drzewka, nie mówiąc już o rozmaitych krzaczorach. Wszelkie kominy poukrywane są w betonowym labiryncie, dzielącym dach na obszary mogące stać się miejscami spotkań i wypoczynku.

Teraz czas na kilka słów o wnętrzu obiektu. Po dużej szerokości budynku można bez problemu rozpoznać, że jest to korytarzowiec. Typ ten charakteryzuje się umieszczeniem poszczególnych mieszkań po obu stronach ciągnącego się przez środek korytarza. Taka komunikacja, ze względu na oszczędność, często nie jest w żaden sposób doświetlona, ale na szczęście u mnie udało się zakończyć ją od południa przeszkleniem na całej powierzchni. Większym problemem jest przewietrzanie. Koniecznym było zastosowanie wentylacji mechanicznej, co później nieco ułatwiło samo projektowanie (brak miliona sporej wielkości kominów).

Partery przeznaczyłam głównie na lokale usługowe na wynajem, natomiast właściwa część mieszkalna rozłożona jest na trzech kolejnych piętrach w środkowym budynku, a w skrajnych na dwóch. Żadna kondygnacja nie jest powtarzalna i praktycznie nie ma dwóch takich samych mieszkań (na wyższych piętrach jest lepszy standard – dla ludzi, których stać nie tylko na dom, ale i na ładne widoczki z okna).

W budynkach wielorodzinnych istotną rolę pełnią również komórki lokatorskie. Nie umieściłam ich typowo w garażu, choć również pod ziemią. Ich miejscem stała się najodleglejsza od ulicy część budynku – ta wkopana w skarpę. Dzięki temu, każdy mieszkaniec posiada komórkę lokatorską na tej samej kondygnacji co swoje mieszkanie. Na pierwszym piętrze dodatkowo znalazło się miejsce na niewielką salę fitness.

Wreszcie czas na opis samych mieszkań. Ich projektowanie stało się dla mnie o wiele bardziej problematyczne, niż się spodziewałam. Kłopoty miałam z ciągłością pionów kanalizacyjnych, a jeszcze większe z samą szerokością mieszkań. Przez to, że w większości przypadków okna znajdują się tylko na jednej ścianie, od strony wejścia do mieszkania pozostała dość spora przestrzeń niedoświetlona. Miejsce to we wszystkich przypadkach wypełniałam łazienkami, toaletami, garderobami i pomieszczeniami gospodarczymi, co wychodziło czasem lepiej, innym razem już nie do końca.

Rozplanowywanie pomieszczeń w budynku wielorodzinnym nauczyło mnie też obserwacji. Z okazji, że w ciągu tych studiów już trzykrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania, miałam możliwość poznać wady i zalety różnych rozwiązań. To co zwróciło moją uwagę to ogromna zmiana w postrzeganiu przestrzeni prywatnej, intymnej w domu. Dawniej, kiedy stawiano wielkie płyty i domy-kostki, najbardziej wydzielonym pomieszczeniem (poza sanitariatem) była kuchnia. Dbano, aby zapaszki nie wynosiły się spoza miejsca ich powstawania i żeby osoba gotująca miała święty spokój od reszty domowników. Podział pozostałych pomieszczeń był mniej istotny, gromadka dzieci była wrzucana do jednego pokoju, a salon stawał się jednocześnie sypialnią rodziców. Obecnie być może ludzie bardziej doceniają chwile spędzone w łóżku i potrzebują więcej prywatności. W dwóch z trzech wynajmowanych przeze mnie mieszkań kuchnia została przeniesiona do „dużego pokoju”, a jej miejsce zajęła wydzielona sypialnia. Podobne zabiegi można obserwować przy wielu remontach mieszkań w bokach.

W moim projekcie starałam się rozdzielić strefę nocną od dziennej, jednak pozostawiłam kilka mieszkań, w których kuchnia odizolowana jest od pokoju dziennego. Niełatwo tworzyć dla anonimowego odbiorcy, więc dobrą praktyką jest danie mu możliwości wyboru. Taka decyzja przyczyniła się do wprowadzania minimalnych zmian pomiędzy podobnymi mieszkaniami – na przykład wanna zamiast prysznica.

Ostatnią kwestią był podziemny garaż, który miał zapewnić miejsce na 1,2*liczba mieszkań samochodów. Poprowadziłam jednokierunkową drogę przez całe założenie, a następnie dodałam przestrzenie parkingowe po obrysie parterów. Na środku znalazło się wyjście ewakuacyjne na chodnik, przechodzące przez obszerną rowerownię. Do dyspozycji mieszkańców i przyjezdnych jest też parking naziemny na zachodniej stronie założenia.

Zaprojektowanie tak wielkiego obiektu było dla mnie naprawdę trudnym zadaniem i wymagało o wiele więcej czasu niż się spodziewałam. Nie żałuję jednak, że postawiłam sobie wysoko poprzeczkę. Cieszę się, że zrobiłam projekt wyjątkowy i niepowtarzalny. Jestem niemal przekonana, że nie miałby on szans powstać, ze względu na ogromne koszty jak na mieszkaniówkę. Zielone dachy, rozległe pasaże i tarasowa zabudowa jednak nie są domeną budynków, nie odwiedzanych przez tysiące turystów, chętnych pozostawić tam trochę zawartości portfeli. Z drugiej strony, lokalizacja w centrum miasta tak nietypowej bryły mogłaby skusić dewelopera-wizjonera.

I jeszcze pozostaje pytanie: kto zamieszkałby w tak nietuzinkowym obiekcie?

PLANSZE