Wspomnienia z Nowego Jorku 3/4 – Atrakcje Turystyczne

Nowy Jork sam w sobie jest atrakcją. Spacer ulicami Manhattanu jest nie do porównania z jakimkolwiek doświadczeniem europejskim. Nawet pomimo lokalizacji w USA, w tym mieście chodzi się naprawdę dużo, często w tłumie. Wystarczy jednak odejść kawałek od ścisłego centrum, aby docenić, jak zielone i przyjazne pieszym jest to miasto. Muszę przyznać, że spokojnie w rankingu postawiłabym je wyżej pod tym względem niż niejedną europejską stolicę.

Ścisłe centrum, dzielnica biznesowa oraz Broadway, Times Squae… Koło tych monstrualnych wieżowców nie da się przejść obojętnie. Najbardziej jednak fascynuje mnie ich elegancja. Większość z nich – zwłaszcza te troszeczkę starsze – nie jest szklanymi klocami bez wyrazu. Wręcz przeciwnie! Nawet najwyższe, mniej dostępne dla ludzkiego oka, piętra, udekorowane są bogatymi rzeźbieniami. Myślę, że to właśnie to sprawia, że skala zabudowy – pomimo jej rzeczywistych rozmiarów – nie przytłacza. Architekci zadbali o to, aby budynki kompozycyjnie tworzyły coś ciekawego, zawierały imponujące i przyciągające oko elementy.

A spróbujcie się przejść po mieście nocą! To jest kolejne, zupełnie inne doświadczenie – kiedy te wszystkie dekoracje albo przestają być widoczne, albo wręcz przeciwnie – tworzą jeszcze inne formy modelowane sztucznym światłem lamp. Kolorowe ekrany reklamowe w okolicy Times Square wydają się być nie z tego świata. Kicz, komercha, nazwijcie, jak chcecie. To nie jest miejsce, w którym się spokojnie mieszka. To jest miejsce, którego się doświadcza wszystkimi zmysłami.

Czas jednak na moją listę, prezentującą moją opinię i doświadczenia na temat tego, co udało nam się zobaczyć w Nowym Jorku:

Statua Wolności / Liberty Island / Ellis Island Muzeum Imigracji – dużo osób mówi, że nie warto tracić na te miejsca czas, że o wiele lepiej posiedzieć dłużej na Manhattanie. Że Statui Wolności nie powinno się oglądać z tak bliska, bo oryginalnie wszyscy doświadczali jej z odległości. Ja się jednak z nimi nie zgodzę. Warto zorganizować sobie trochę czasu na to doświadczenie i wręcz warto dokupić rezerwację wejścia na punkt widokowy na piedestale czy na koronie Statui (co kosztuje jedynie 30 centów więcej niż bilet zwykły). W sezonie trudno o to drugie, nam się jednak udało złapać ostatnie bilety na piedestał.

Bilety można kupić tylko i wyłącznie od firmy organizującej przepływ promem pomiędzy Nowym Jorkiem, Liberty Island, Ellis Island i New Jersey. Zawierają one już cały pakiet, czyli przeprawy promowe, zwiedzanie, wstęp do Muzeum Imigracji na Ellis Island. W internecie można przeczytać, że odwiedzenie tych wszystkich miejsc powinno zająć nie więcej niż pięć godzin. Trochę nie wiem, jakim cudem. Zwłaszcza kiedy zwiedzanie wygląda tak: najpierw trzeba ustawić się w bardzo długiej kolejce na kontrolę bagażu. Potem w kolejnej – do wejścia na prom. Jeśli ma się szczęście, można się zabrać tym najbliższym. Na Liberty Island jest całkiem niemałe muzeum opowiadające historię zabytku. W Statule jest kolejne muzeum, a jeśli ktoś ma dodatkowo wstęp na piedestał albo koronę, poświęci o wiele więcej czasu. Muzeum Emigracji na Ellis Island jest fantastyczne i spokojnie jemu można poświęcić dwie-trzy godziny. Zakładając co najmniej pół godziny na każdy prom (optymistycznie), dwie godziny na Liberty Island i trzy na Ellis Island, od razu lepiej nastawić się na cały dzień zwiedzania. Co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, to muzealna restauracja pod Statuą. Niewygórowane ceny i naprawdę pyszne i świeże jedzenie – zupełnie nie jak w samym sercu atrakcji turystycznej!

Jeszcze raz krótko o samych atrakcjach: Statua Wolności, dar od Francuzów na zakończenie wojny cywilnej, jest niesamowita na żywo. Jej muzea (jedno wewnątrz, drugie – znacznie większe, na zewnątrz budowli) pokazują, jak powstawała, opowiada, jak została sfinansowana i w jakim celu w ogóle stoi. Widok z jej piedestału jest fantastyczny. To, co mnie jednak zszokowało, to atak robaków-szkodników o nazwie latarnia plamista. Te kropkowate pluskwiaki okupowały całą statuę, po chwili mieliśmy je na ubraniach, skórze i włosach. Na Liberty Island jest kilka naprawdę ładnych punktów widokowych, a sama niewielka przestrzeń bardzo zachęca do spacerów.

Ellis Island jest nieznacznie większe i mieści głównie Muzeum Imigracji. Sztuczna wyspa powstała, kiedy do Nowego Jorku zaczęły napływać miliony migrantów z całego świata, pod koniec XIX i na początku XX wieku. Zadecydowano wtedy, że przybyłych trzeba poddać kontroli i w tym celu stworzono specjalne obiekty na wyspie. Obecne muzeum kiedyś stanowiło bramę dla ludzi i wyrocznię, stanowiącą czy mogą oni zostać, czy z jakiegoś powodu muszą wrócić tam, skąd przybyli. Budynek jest bardzo ciekawy sam w sobie, ale to ekspozycja muzealna przyciąga odwiedzających. Wystaw jest kilka i są pogrupowane tematycznie. Parter budynku jest najobszerniejszy i najbardziej multimedialny. Najciekawsze i najważniejsze wystawy zlokalizowane są jednak na pierwszym i drugim piętrze (czyli ich drugim i trzecim). Zwiedzając muzeum, można poznać historię imigrantów z różnych części świata i procesy, jakim musieli się poddać, aby móc rozpocząć nowe życie na zupełnie obcym kontynencie. Wystawy opowiadają o badaniach medycznych, zawierają wspomnienia i pamiątki tych osób. Jedna wystawa stanowi też o samej wyspie, jej rozbudowie i architekturze. Kiedy liczba imigrantów zmniejszyła się, budynek stracił swoją funkcję i na kilkadziesiąt lat stał się ruiną. Ten okres również zaprezentowany jest na jednej z wystaw. Oprócz muzeum, można zobaczyć też Ścianę Honoru zawierającą listę kilkuset tysięcy nazwisk ludzi, którzy zmuszeni zostali opuścić swój dom.

Central Park – najsłynniejszego parku na świecie chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Dopiero na żywo człowiek jednak jest w stanie doznać jego wielkości. Na szczęście jego układ jest bardzo logiczny i trudno się w nim zgubić. Ze względu na jego rozmiar, najlepszą opcją jest zwiedzenie go rowerem. Przez całą długość Central Parku prowadzi pętla trasy rowerowej, której zrobienie spokojnie może zająć parę godzin – jeśli co pięć minut trzeba się będzie zatrzymać, aby zobaczyć jakiś obiekt z bliska. Wbrew lokalizacji w samym centrum miasta, Central Park nie jest zatłoczony. Nawet w słoneczny dzień spokojnie można po nim spacerować, często nie widząc w ogóle innych ludzi. Jego północna część jest szczególnie spokojna.

The Little Island – szczerze mówiąc, totalnie nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca, zanim nie zobaczyłam go z tarasu na Whitney Museum of American Art. Z góry wydawało się jednak niezwykle interesujące, więc od razu po zakończeniu zwiedzania ekspozycji, udaliśmy się tamże. Na miejscu okazało się, że wyspa jest bardzo zatłoczona, a zaprojektowana na niej trasa widokowa wymagała praktycznie stania jak w kolejce. Z najwyższego punktu wysepki można jednak zrobić całkiem fajne foty z widokiem na nabrzeże.

High Line – umówmy się, nie miałam ogromnych oczekiwań. Słyszałam, że ten świetny projekt urbanistyczny stał się tak popularny, że ceny wynajmu we wszystkich okolicznych budynkach poszybowały w kosmos. Mimo wszystko jest to wciąż chwalony i nagradzany przykład rewitalizacji urbanistycznej. Wręcz podręcznikowy. Trzeba było zobaczyć go na własne oczy, aby wyrobić sobie własną opinię i nie musieć polegać na często nieaktualnych już źródłach. Na miejscu okazało się, że słynna zielona ścieżka utworzona na starej linii kolejowej, jest strasznie zatłoczona. Momentami trzeba było nawet stać i czekać, aż tłum ruszy dalej. High Line jest jednak naprawdę długie (ponad 2 km parku), więc udało nam się znaleźć i trochę spokojniejsze fragmenty. High Line mimo wszystko jest naprawdę przyjemną trasą, zwłaszcza w porównaniu z głośnymi ulicami u jej stóp. Cieszę się, że zobaczyliśmy to miejsce, ale na przyszłość chyba wolałabym tam trafić w trochę gorszą i bardziej zniechęcającą innych pogodę. Mimo to, nie odradzam zobaczenia – to wciąż fantastyczny projekt, zaskakujący na każdym kroku swojej ponad dwukilometrowej trasy.

Grand Central Terminal – niezwykła stacja, którą warto odwiedzić, nawet jeśli się nie korzysta z kolei w USA (my przyjechaliśmy z Bostonu na Pennsylvania Station, kawałek dalej). Budynek jest cudowny, a największe wrażenie robi sklepienie głównej hali, obrazujące nocne niebo. Budynek ma mnóstwo tajemnic i ukrytych pomieszczeń. Nawet prowadzone są oprowadzania tylko po nim.

Staten Island Ferry – to jedna z tych rzeczy, którą można zrobić w Nowym Jorku zupełnie za darmo. Prom, który głównie służy do tego, aby przeprawiać mieszkańców Staten Island do pracy na Manhattanie, jest darmowy również dla zwykłych turystów. Z promu ma się świetny widok na Manhattan – zwłaszcza nocą! Połączenie działa przez całą dobę, więc nie trzeba się bać, że nie uda się wrócić do centrum. I wbrew obiegowej opinii, wcale nie trzeba czekać pół godziny na kolejny prom. Wystarczy wyjść i wejść z powrotem innymi drzwiami. Spokojnie ma się na to całą masę czasu.

Roosevelt Island – przedstawię to bardzo prosto: niezależnie od tego, jak fajnym miejscem ta niewielka wysepka jest, zdecydowanie najfajniejszym jest to, że można się na nią dostać kolejką linową – i to w ramach dziennego/tygodniowego biletu na metro (w przeciwnym razie 5,50$ w dwie strony)! Na wyspie znajduje się park, który jest wręcz niespodziewaną oazą spokoju. Odwiedzając to miejsce już po High Line, trudno go za to nie pokochać. Wyspa ma swój własny punkt informacji turystycznej, linię autobusową okrążającą ją oraz kilka zabytków wartych zobaczenia. Poza tym – jak się łatwo domyślić – wyspa oferuje świetną panoramę Manhattanu.

New York Public Library – Stephen A. Schwarzman Building – prześliczny budynek miejskiej biblioteki z pięknymi wnętrzami. Niestety duża ich część jest otwarta tylko dla ludzi, którzy zamierzają się tam uczyć lub pracować, nie dla turystów jak my. Mimo to, warto zobaczyć główny hol oraz przestrzenie udostępnione zwiedzającym.

United Nations Headquarters – miejsce może początkowo nie brzmieć jak obiekt zainteresowania turystów, jednak decydując się je odwiedzić, trzeba zabookować bilety z wyprzedzeniem, bo tak się szybko rozchodzą. Dlaczego warto odwiedzić kompleks UN? Z przyczyn architektonicznych na pewno – w końcu nad jego powstaniem czuwały takie nazwiska jak Niemeyer czy Le Corbusier. Najciekawsze jest jednak to, jaką budynki pełnią funkcję – odwiedzając je, można wręcz trafić w sam środek jakiegoś ważniejszego wydarzenia historycznego (w sensie: podejrzeć je przez szybkę). Poza tym, w budynku znajduje się mnóstwo dzieł sztuki i obiektów historycznych – prezentów od głów państw członkowskich. Spacer po Siedzibie UN odbywa się tylko z przewodnikiem.

Myślę, że w przypadku miejsc wartych odwiedzenia, również udało nam się skorzystać z oferty Nowego Jorku. Na pewno nie siedzieliśmy bezczynnie, przynajmniej nie przez większość czasu. W tak dużym mieście nie da się jednak zobaczyć wszystkiego, a wiele obiektów aż się wydaje krzyczeć, że koniecznie trzeba je odwiedzić.

Z czego zrezygnowaliśmy?

Edge / Top of the Rock / Empire State Building / One World Observatory / Summit One Vanderbilt – są to tarasy widokowe umieszczone na najwyższych piętrach najwyższych lub prawie najwyższych budynków w Nowym Jorku. Z każdego z tych miejsc roztacza się niesamowity widok na Manhattan. Dlaczego uznaliśmy, że je sobie darujemy? Spędziłam bardzo dużo czasu na porównywaniu, który punkt widokowy byłby najbardziej warty swojej ceny. Niestety jest to droga zabawa – od około czterdziestu dolarów do wręcz kilkuset za osobę. Część z tych miejsc można też odwiedzić w ramach którejś z kart turystycznych, jednak w żadnym przypadku taka opcja nie wyszła taniej niż zwykły bilet. Wizyta tuż przed zachodem słońca (do nawet dwóch godzin przed) to dodatkowe dopłaty do ceny biletu. A do środka nawet nie można zabrać statywu. Ostatecznie uznaliśmy, że to zbędny wydatek i postanowiliśmy darować sobie coś, co i tak mogło się okazać pułapką na turystów.

Zobacz pozostałe wpisy z serii:

You May Also Like