10 rzeczy, które mnie zaskoczyły w Stambule

Jadąc do Stambułu, spodziewałam się kontaktu z zupełnie nową kulturą, nowym spojrzeniem na świat i nowymi bodźcami. Ta podróż była rajem dla oka – na każdym kroku przed oczami stawały mi piękne mozaiki, barwne dywany, niesamowite kolory. Myślę, że są to jednak rzeczy, które trudno tak naprawdę opisać w przystępny sposób. Tego trzeba doświadczyć na własnej skórze. Ten wpis postanowiłam przeznaczyć więc na 10 drobnych ciekawostek, które mogą być dla Was nowe, które rozbudzą ciekawość albo zmuszą do refleksji, czy może nawet zachęcą do planowania podobnej wycieczki! Tym razem nie będę opisywać miejsc czy zabytków, a skupię się na tych drobnych detalach, które przykuły moją uwagę podczas pobytu i o których łatwo można zapomnieć, nie zapisując ich po powrocie.

1. Prawie wszystkie samochody są białe

Kiedy przybyliśmy do Stambułu i autobusem jechaliśmy z lotniska do centrum miasta, była to pierwsza nietypowa rzecz, jaką zanotowałam: prawie wszystkie samochody na ulicy są białe! Jest kilka powodów, dlaczego mieszkańcy Stambułu wybierają konkretnie ten kolor. Najbardziej oczywisty to klimat tego miejsca – biel w większym stopniu odbija promienie słoneczne, dzięki czemu pojazd mniej się nagrzewa. Niektóre posty znalezione w Internecie podają, że białe samochody są tańsze, co mogłoby być kolejną przyczyną takiego wyboru. Poza tym, na bieli zarysowania są mniej widoczne, co zdecydowanie ma znaczenie w mieście takim jak Stambuł. Nie zliczę, ile razy widziałam tam samochody omijające przeszkody czy inne pojazdy, zachowując przy tym tak niewiarygodnie małą odległość, że naprawdę brak głębokich rys to już tylko kwestia szczęścia albo czasu.

2. Sklepy i restauracje otwarte są naprawdę długo

Jeśli ktoś, tak jak ja, mieszka obecnie w Niemczech i postanowi odwiedzić Stambuł, chyba największym szokiem kulturowym będzie to, że sklepy są otwarte do późnej nocy. Dla porównania, w moim mieście już od 8 wszystkie markety są zamknięte, a dwie godziny później na marne szukać otwartej restauracji. Stambuł to zupełnie inny świat! Zapomnieliście kupić pocztówki albo pamiątek dla rodziny, rano wyjeżdżacie, a właśnie wybiła północ? Wałęsając się po mieście, nagle złapał was głód w środku nocy? W tym mieście takie sytuacje nie wiążą się z żadnymi problemami, jako że ulice żyją do naprawdę późnej pory (nawet nie udało mi się sprawdzić, jak długo). W czasie Ramadanu jest oczywiście szczególnie – po całym dniu postu Muzułmanie świętują hucznie swój posiłek. Podczas bardziej zwykłych dni, wciąż jednak centrum miasta wieczorem nie zamiera, a tłumy ludzi kontynuują swoje zakupy czy spotkania ze znajomymi.

Dzięki temu też, centrum miasta wydaje się całkiem bezpieczne po zmroku. Ulice są oświetlone, ludzie przechadzają się ze znajomymi, ale także i samopas. Z restauracji dobywa się muzyka, sprzedawcy wciąż próbują opchnąć komuś swoje towary. Większość Muzułmanów, zgodnie ze swoją wiarą, nie pije alkoholu, więc raczej nie doświadczy się w Stambule konfrontacji z osobami pod wpływem.

Już dawno ciemno, a tu wszystko wciąż otwarte. Zdjęcie: PK.

3. Policja i bramki na wejściach

Można dyskutować na temat, czy obecność grup policjantów patrolujących lub pilnujących miejsc publicznych, zwiększa czy zmniejsza poczucie bezpieczeństwa. Ja powiem, że jest to po prostu coś, czego nie spotyka się zbyt często w Europie, poza ważnymi wydarzeniami lub świętami. Jest wiele powodów, dla których podjęto decyzję zwiększonej czujności w historycznym centrum i naprawdę nie chciałabym tych tematów tutaj poruszać. Zdarzało mi się widzieć wozy bojowe na głównych placach, a stróże prawa wyposażeni byli w karabiny maszynowe.

Kolejnym tematem jest kontrola dostępu do przestrzeni półpublicznych. Jeśli ktoś myśli, że po opuszczeniu lotniska będzie miał tymczasowo spokój z bramkami, jest w totalnym błędzie. W Stambule wszystkie najważniejsze muzea posiadają zabezpieczenia na wejściu, bagaż jest skanowany, a człowiek może być przeszukany. Co ciekawe – podobnie jest z galeriami handlowymi czy większymi bazarami.

4. Do muzeów wchodzi się z plecakami

Będąc jednak w temacie muzeów, dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że nie posiadają one szatni ani szafek. Ekspozycję ogląda się z torbą na ramieniu czy plecakiem na plecach, często trzymając kurtkę bądź bluzę w dłoni. Nie jest to wygodne ani praktyczne, ale domyślam się, że przy takiej liczbie odwiedzających, szatnia zajęłaby pół gmachu muzeum. Kolejnym problemem byłaby konieczność zorganizowania wyjścia w tym samym miejscu, co wejście – a to nie zawsze byłoby możliwe. Chodzenie z plecakiem jest jednak niewygodne, a często i niebezpieczne dla eksponatów.

Chyba jeszcze nie było wnętrza Hagii Sophii. No to jest!

5. Wikipedia zabroniona

Długo nie mogłam się do tego przyzwyczaić – kiedy pomimo dobrego połączenia z Internetem, strona nie chciała się załadować. Wikipedia obecnie zablokowana jest na terenie Turcji. Nie jest to jedyna ocenzurowana część Internetu w tym kraju, jednak zdecydowanie najważniejsza z punktu widzenia turysty.  W ubiegłych latach nawet chwilowo niemożliwy był dostęp do Twittera, jednak obecnie nie ma z tym problemu.

6. Przystawki w restauracjach

Czas powrócić do tematu jedzenia. Miłym zaskoczeniem jest to, że niezależnie od tego, czy trafiliśmy do małej i taniej knajpki, czy do wysoko ocenianej eleganckiej restauracji, zawsze przed otrzymaniem głównego dania, dostawaliśmy pewnego rodzaju przystawki – chleb (najczęściej typu pita) oraz coś do niego. Nawet zamawiając przystawki z karty dań, oprócz nich praktycznie zawsze na stole pojawiało się coś ekstra.

Pracownicy restauracji dbają o klienta – w razie braku chleba donoszą więcej, często oferują darmowy napój przed wyjściem. Oczywiście w dobrym geście jest zaoferować wtedy sensowny napiwek. Lepsze restauracje wliczają napiwek w cenę, jest on stałą częścią rachunku i pomimo to, wciąż oferują „gratisy”. Ogólnie odniosłam wrażenie, że w Turcji jedzenie ma o większe znaczenie dla ludzi, niż w EU. Nawet w tym niedługim locie z Turkish Airlines wszyscy pasażerowie otrzymali naprawdę porządny posiłek, nie dopłacając nic do ceny biletu.

Wbrew obiegowej opinii, wegetarianin też może dobrze zjeść w Stambule.
Herbata w Turcji zdefiniowana jest poprzez dokładnie taki format szklanki. Źródło zdjęcia.

7. Turecka herbata

Niektórzy pewnie wiedzą, inni nie – jestem ogromną fanką herbaty. Z tego powodu, postanowiłam poświęcić jej osobny temat. Herbata w tureckich restauracjach czy knajpach przybiera dwie formy – herbaty zwykłej oraz owocowej. Niezależnie od miejsca i wyboru, zawsze serwowana jest w bardzo konkretnym naczyniu – małej szklaneczce o kształcie zbliżonym do miniaturowego wazonu bez rączki. W Turcji niemożliwym wydaje się wypicie herbaty z czegokolwiek innego, forma szklanki mówi sama za siebie, że zawiera ona herbatę.

Choć naprawdę ujął mnie ten zwyczaj, nie zdecydowałam się kupić takiego typu zestawu do herbaty dla siebie na pamiątkę. Głównym argumentem jest oczywiście to, że ja herbatę piję litrami, a dzbanuszki te pomieszczą zaledwie kilka łyków.

8. Jadalne kasztany, prażona kukurydza

W najbardziej turystycznych miejscach ten zapach będzie zdecydowanie wyróżniał się spośród innych: świeżo smażone kasztany w mobilnej budce, sprzedawane w niewielkich papierowych saszetkach. Zdecydowanie warto spróbować tego przysmaku.

9. Ekspozycje rzeźb na zewnątrz

Przed Hagią Sophią, w obrębie terenu muzeum, stoją sobie luzem antyki. Fragmenty kolumn czy rzeźb opisane są jako pozostałości z drugiej Hagii (obecna jest trzecia), datowane na V czy VI wiek. Choć oczywiste jest, że są to eksponaty muzealne, niektórzy turyści nie widzą niczego złego w traktowaniu ich jako ławki.

Większa galeria rzeźb na świeżym powietrzu znajduje się w Muzeum Archeologicznym. Stanowią one swojego rodzaju ogród, a przechodzenie pomiędzy nimi sprawia niesamowite wrażenie. Być może nie mają one znaczącej wartości historycznej ze względu na zły stan zachowania lub powtarzalność. Mimo to nie widziałam podobnej galerii gdziekolwiek indziej.

Muzeum Archeologiczne

10. Nie uciekniesz od naganiacza

Spacerując w typowo turystycznych miejscach, nie sposób odpędzić się od naganiaczy, zapraszających do swoich sklepów czy restauracji. Taki walor tego miejsca. Najgorsze, co możesz wtedy odpowiedzieć to „może następnym razem”. Człowiek potraktuje te słowa jako przysięgę i zdecydowanie wyniucha cię w tłumie, kiedy przypadkiem ponownie znajdziesz się w pobliżu jego biznesu. Jeśli jeszcze zdążył wyciągnąć od Ciebie Twoje imię, możesz spodziewać się, że dokładnie po nim cię zawoła, nie robiąc przy tym prawie żadnych błędów w wymowie.

Niech jeszcze rozmowa stoczy się na twój kraj pochodzenia (o co zostaniesz zapytany jeszcze zanim zdążysz się dowiedzieć, co sklepikarz tak właściwie sprzedaje), a usłyszysz całą historię jego przywiązania lub wspomnień związanych z Polską. Niezależnie, czy facet rzeczywiście spędził tam pół roku, pracując w budce z fast foodem, czy wyjechał na Erasmusa, a może członkowie jego licznej rodziny tam mieszkają, z pewnością usłyszysz kilka podstawowych polskich zwrotów lub nazw miast. Jestem ciekawa, w ilu językach przygotowana jest podobna historia.

Na tym chciałabym zakończyć, jednak lista zdecydowanie mogłaby być dłuższa. Mogłabym opisać, co szczególnie minęło się z moimi oczekiwaniami lub przeczuciami. Choć unikam stereotypów i staram się dość luźno interpretować to, co czytam, trudno mi powiedzieć, że nie miałam żadnego wyobrażenia o współczesnym Stambule przed jego odwiedzeniem. Niektóre rzeczy zaskoczyły mnie naprawdę pozytywnie: chociażby układ samego miasta, powiązanie ważnych jego części bardzo logiczną siatką komunikacji publicznej. Inne, jak chociażby naganiacze restauracyjni, trochę mnie zmęczyły i ułatwiły pogodzenie się z końcem przygody. Nie żałuję jednak ani dnia spędzonego w tym mieście i z pewnością kiedyś tam wrócę.

You May Also Like