Tak, jak kiedyś odpowiadałam na pytanie czy warto iść do liceum plastycznego, tak postanowiłam zrobić podobnie w przypadku studiów, które wybrałam – architektury. Planowo taki wpis miał się pojawić dopiero po ich zakończeniu, ale uznałam, że nie chcę publikować czegoś długiego jak epopeja, więc podzielę go na pół. Pierwsza część (ta którą właśnie czytasz) opowie o przygotowaniach do rozpoczęcia tego typu studiów, o egzaminach wstępnych oraz o pierwszych trzech latach nauki. Za dwa lata spodziewajcie się kontynuacji, która przedstawi zdobywanie tytułów inżyniera oraz magistra inżyniera architekta. A jak się życie potoczy dalej – tego już nie da się do końca zaplanować. Póki co, zapraszam na pierwszą część tego małego cyklu.
Jakiś dłuższy czas temu pisałam, że dostałam się na architekturę przypadkiem – pewnym zrządzeniem losu. Kilkanaście miesięcy później wiedziałam już, że ten przypadek był jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły w życiu. Zupełnie odnalazłam się na tym kierunku. Z roku na rok coraz bardziej kręci mnie świat architektury i coraz łatwiej odrzucam jakiekolwiek inne drogi w życiu, przekonując się do tej konkretnej. Z tego powodu mój wpis będzie miał wydźwięk zdecydowanie pozytywny, zachęcający – bo uwielbiam ten kierunek i z pełnym przekonaniem mogę go polecić.
Czy warto studiować architekturę?
Dlaczego warto studiować architekturę? Bo te studia są niezwykle interesujące i pozwalają się rozwinąć w bardzo wielu dziedzinach. Jest to jedno z tych doświadczeń, które łączą nauki ścisłe (matematyka, fizyka, mechanika, konstrukcje…), humanistyczne (historia, socjologia), ekonomiczne i przede wszystkim artystyczne. Dzięki tak wszechstronnej wiedzy można mieć rozeznanie w wielu dziedzinach i w razie czego nie mieć większych problemów z zmianą wybranej drogi. Tylko czy jest powód aby ją zmieniać? Trudno powiedzieć – za to widok nie-spalonych za sobą mostów może uspokoić każdą niezdecydowaną osobę.
Zawód architekta to jednak jedna z tych profesji, o których się marzy. Kto by nie chciał podziwiać swoich projektów, zajmujących nie kilka tysięcy pikseli na jakiejś stronce internetowej (do czego sztuka zaczyna zmierzać) a całe ogromne powierzchnie terenu, pnąc się w górę i roztaczając swój obraz na wszystkie strony. Kto by nie chciał, aby jego dzieło ktoś mógł nazwać domem i pokochać. Kto by nie chciał zostawić po sobie obiektu, który byłby opiewany w czasopismach i stałby się miejscem niejednego ważnego wydarzenia – jak nie dla całego społeczeństwa to chociaż dla pojedynczych osób. Kto by nie chciał budować scenografii do życia innych ludzi, a może także i dla siebie, gdy trochę złota spłynie do portfela. Tak, to ogromna odpowiedzialność, to konieczność zdobycia zaufania i dbałość o każdy najmniejszy szczegół. To też niewyobrażalnie dużo pracy. Ale czym byłoby życie bez celów, które prawie-prawie a byłyby awykonalne?
Kiedy zaczynałam pisać ten wpis, nie miałam jeszcze praktyki w biurze architektonicznym. Moja wiedza o tym zawodzie ograniczała się do tego, co opowiedzieli o nim wykładowcy lub co wyczytałam w książkach. Teraz trochę inaczej patrzę na niektóre aspekty – a mimo to wciąż chcę zostać architektem. Takim, który co chwila musi jeździć do urzędu miasta, rozmawiać z branżystami, uzgadniać z rzeczoznawcami i poprawiać wiecznie ten sam projekt – oraz takim, który mimo tego wszystkiego wciąż znajduje w sobie siłę i kreatywność aby działać dalej, dalej tworzyć.
Jak dostać się na studia architektoniczne?
Architektura to jeden z tych kierunków, które posiadają egzamin wstępny. Ponieważ chętnych jest bardzo wielu, uczelnie muszą wyłonić wśród nich tych, którym wyraźnie zależy i którzy posiadają potrzebne umiejętności. Nie jest to na szczęście niewyobrażalnie trudny egzamin – myślę, że jeśli ktoś lubi rysować i posiada wyobraźnię przestrzenną, to bez problemu powinien sobie z nim poradzić. Ważnym jest tylko wcześniejsze rozrysowanie się na dużym formacie – 50×70 albo 100×70 cm – bo takiego wymiaru kartkę zobaczysz przed sobą na jednym z zadań.
Egzamin wstępny na architekturę wygląda inaczej na rożnych uczelniach. Mój składał się z:
- części rysunkowej, na której trzeba było narysować dziewczynę siedzącą w kajaku, z wiosłem (rysunek z patrzenia). Co roku kompozycja jest oczywiście inna, ale na ogół łączy postać człowieka z większym przedmiotem. Na różnych uczelniach temat może być inny – na przykład rysunek może dotyczyć przedstawienia czegoś z wyobraźni. Słyszałam też o kompozycjach trójwymiarowych, na przykład wykonywanie makiet z kartonu.
- części testowej, czyli kilku kartek z krótkimi zadaniami, bardziej na logikę i wyobraźnię niż rzeczywistą wiedzę. Moja „część na wyobraźnię” wyglądała tak.
Wiele osób decyduje się zapisać na specjalne kursy przygotowujące do tego egzaminu. Często są one niewyobrażalnie drogie. Z obserwacji widzę, że tego typu zajęcia nie gwarantują sukcesu na egzaminie, choć zdecydowanie mogą pomóc. Jeśli nie miałeś/aś wcześniej zbyt dużo kontaktu z rysunkiem, warto rozważyć tę opcję. Jednak jeśli nie masz możliwości zapisać się na taki kurs, nic straconego! Zorganizuj sobie kurs we własnym domu, kup deskę w markecie budowlanym (poproś o przycięcie do formatu 100×70) oraz kartki tego wymiaru i układaj sobie kompozycje do narysowania. Tak naprawdę do opanowania są dwie najważniejsze umiejętności:
- zakomponowanie na kartce, czyli stworzenie rysunku, na którym zmieszczą się wszystkie wymagane przedmioty, nie będą ani za duże ani za małe
- zadbanie o proporcje rysowanych przedmiotów, czyli stosunek ich wielkości względem siebie
W internecie można znaleźć mnóstwo poradników odnośnie rysowania, w tym jeden mój.
Oczywiście równie ważnym, co egzamin wstępny, jest wynik z matury. Najgorszym co możesz zrobić, decydując się na takie studia, jest oddanie się ćwiczeniom rysunkowym i nie zdanie egzaminu dojrzałości z braku czasu.
Pierwszy semestr
Początek studiów to nabywanie podstawowych umiejętności oraz nadrabianie braków z poprzednich etapów edukacji. Jeśli, tak jak ja, nie miałeś/aś matematyki na poziomie rozszerzonym w szkole, przygotuj się na dłuższy romans z tym przedmiotem. Jeśli na początku nie możesz się otrząsnąć z tego, że jesteś na tych studiach, mnogość projektów sprawi, że szybko Ci przejdzie. Czego można się spodziewać:
- projektowania i klejenia makiet – na początku będą to głównie formy składające się z prostych brył geometrycznych. Pamiętam, że długie weekendy kleiłam te nieszczęsne prostopadłościany, nie wiedząc, że jeśli nie zrobię „skrzydełek” na każdym fragmencie tektury, to makieta się nie rozleci. Nie znałam wtedy potęgi Medżika (pamiętaj, choćby nie wiem co, nigdy nie kupuj innego kleju niż Magic),
- matmy – bo co to za inżynier, który liczyć nie potrafi. Na mojej uczelni były na szczęście bezpłatne zajęcia dodatkowe, pozwalające nadrobić zaległości. Mimo to, było trudno. Na pocieszenie powiem tylko, że na studiach typowo ścisłych matmy jest co najmniej trzy razy więcej,
- geometrii wykreślnej – czyli przedmiotu, który na pierwszy rzut oka wygląda jakby ktoś wymyślał go będąc co najmniej w stanie zadurzenia. Kiedy rzutnie, rzuty Monge’a i punkty niewłaściwe zaczną nabierać sensu, możesz poczuć się jakby nagle odblokował Ci się kolejny zmysł albo ktoś pokazał Ci Narnię za wieszakami z ubraniami w Twojej własnej szafie,
- rysunku – aby nie zapomnieć, jak się trzyma ołówek,
- rysunku architektonicznego – który znacznie się różni od tego powyżej
- materiałów budowlanych – abyś dowiedział(a) się, czym jest cegła, ile jest jej odmian i czy aby na pewno którejś nie zapomniałeś/aś,
- historii architektury powszechnej – przedmiotu wymagającego nie tylko solidnej teorii, zapamiętania wszystkich nazw, stylów i autorów ale i umiejętności narysowania rzutów i elewacji najważniejszych budynków – z pamięci!
- technik komputerowych, na których poznaje się m.in SketchUpa, czyli takiego Painta dla architektów,
- ergonomii – w formie wykładów,
- a także języka obcego i wychowania fizycznego.
Drugi semestr
Na mojej uczelni był bardzo mocno powiązany z pierwszym, ponieważ większość przedmiotów kontynuowało swój bieg. Dołączyło za to kilka nowych, czyniąc tym samym drugi semestr jednym z najtrudniejszych:
- mechanika budowli – coś, co sprawiło, że zaczęłam rozumieć jak to jest totalnie nie rozumieć. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z nauczeniem się czegokolwiek – co najwyżej brakowało mi materiałów, czasu albo zapału. Tutaj, posiadając wszystkie trzy wartości, długo nie potrafiłam zrozumieć, o co chodzi. Czułam się totalnie za głupia, praktycznie jak nigdy. Dostępne źródła różniły się między sobą oznaczeniami i założeniami, co jeszcze bardziej wszystko utrudniało. Kiedy zdałam ten przedmiot w sesji poprawkowej, czułam się, jakby ktoś zdjął mi z serca co najmniej ołowianą belkę,
- historia urbanistyki,
- budownictwo – polegające na razie jedynie na zapoznaniu się z rysunkiem technicznym i występującymi w nim oznaczeniami.
Po tym semestrze trzeba było zaliczyć praktykę budowlaną, polegającą na odwiedzeniu wybranej przez studenta budowy przez jeden etap i stworzeniu książeczki ze zdjęciami i opisami, co konkretnie się działo podczas wykonywanych prac. Ja wybrałam sobie budynek wielorodzinny na Wyspie Spichrzów, natrafiając na jeden z najciekawszych etapów budowy – fundamentowanie.
Przed semestrem trzecim trzeba też było wybrać sobie małą wieś z zabudową tradycyjną i przeprowadzić w niej inwentaryzację. Mnóstwo rysunków i mapek było jedynie zapowiedzią tego, co miało mnie czekać na kolejnym semestrze.
Trzeci semestr
Powoli zaczynasz wątpić, że istnieje życie pozaAutoCADowe. Projektowanie dotychczasowych kompozycji ustępuje miejsca prawdziwemu zadaniu architektonicznemu – trzeba zaprojektować dom jednorodzinny. Pamiętam, że bardzo stresowało mnie to zadanie, bo wydawało mi się, że kompletnie brakuje mi wiedzy, aby taki projekt zrobić. Aby dobrać materiały budowlane, ich grubości i połączenia i jeszcze umieć to narysować. W tym temacie napisałam dwa posty – pierwszy w trakcie projektowania i drugi, przedstawiający efekt końcowy. Wtedy też zdecydowałam, że nigdy nie będę używać SketchUpa do projektowania architektury.
Nowości na trzecim semestrze to:
- ruralistyka – nauka o wsiach, wbrew pozorom wcale nie taki łatwy przedmiot, zwłaszcza jeśli chodzi o część wykładow,ą
- przyroda – nauka o formach ochrony fauny i flory, uwarunkowaniach przyrodniczych terenu itp.,
- historia architektury współczesnej – przedmiot który kochałam za to, że ograniczył się jedynie do wykładów. Uważam, że niektóre współczesne budynki są „nienarysowywalne”,
- urbanistyka – na razie głównie w teorii, a w praktyce wymagająca jedynie zaprojektowania placu.
Trzeci semestr skupiał się na projektowaniu w małej skali i uwarunkowaniach przyrodniczych i kulturowych.
Czwarty semestr
Był zupełnie inny od poprzednich. Zadaniem na projektowaniu był budynek wielorodzinny, co początkowo wydawało mi się bardzo prostym zadaniem. Skoro zaprojektowałam dom jednorodzinny, narysowałam jego rzuty, przekroje, elewacje i plan zagospodarowania, to teraz wystarczy zrobić to samo na większą skalę. Zaszalałam więc i zrobiłam budynek trudny konstrukcyjnie, a jak się później okazało – jeszcze trudniejszy w dopilnowaniu kwestii bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Poza tym, mój budynek był ogromny. Nie znając jeszcze dobrze Revita, długie noce poprawiałam rzuty w AutoCADzie, regulując grubości linii i połączenia ścian. Projekt budowlany na tym semestrze był ciężkim zadaniem, zawierał bardzo wiele elementów i ostatecznie przyjął formę plansz złożonych do naprawdę niemałej książeczki. Na urbanistyce również powiększył się zakres – tym razem do zaprojektowania był zespół budynków mieszkaniowych z niedużymi usługami.
Na czwartym semestrze dołączyły też nowe przedmioty:
- konstrukcje budowlane – przez cały semestr w grupach opracowywaliśmy projekt jednego budynku, wyliczając ręcznie zbrojenie i obciążenia. Dodatkową trudnością były rysunki, które musiały być zrobione bardzo dokładnie, z konkretnymi oznaczeniami i nazwami,
- HAPOL – historia architektury polskiej, postrach wszystkich studentów; przedmiot wymagający bardzo szczegółowej wiedzy, a także umiejętności narysowania budynku na podstawie notatek z wykładu i zdjęcia pokazywanego na rzutniku,
- pojawiają się też seminaria obieralne, czyli dodatkowy przedmiot, który można sobie wybrać z listy, ja poszłam na zajęcia dotyczące przestrzeni podziemnej miasta,
- rzeźba – na której każdy wykonał głowę z gliny.
Dodatkowo, pod koniec czekała nas praktyka hapolowska. Polegała ona na narysowaniu rzutu, przekroju lub elewacji istniejącego obiektu. Zadanie wykonywane w grupach, wymagające więcej wysiłku niż mogłoby się wydawać, ponieważ wszystko musiało być odmierzone z bardzo dużą dokładnością.
Piąty semestr
Nie zliczę, ile razy słyszałam, że piąty semestr to prawdziwe piekło. I choć nie raz wyrywałam sobie włosy z głowy, nie wiedząc jak zorganizować godziny w swoim kalendarzu, aby wystarczyło na wszystko, ostatecznie poradziłam sobie z nim prawie bez bólu. Prawie, bo moja przygoda z hapolem rozciągnęła się na sesję poprawkową. To z kolei zaowocowało przepisaniem i przerysowaniem tych samych rzeczy co najmniej 2 razy. Tych kilkudziesięciu kartek B5. Także konstrukcje były kontynuowane, choć tym razem skupiały się na stali i korzystały z programu Robot.
Na projektowaniu architektonicznym do wykonania był nieduży budynek użyteczności publicznej, a na urbanistyce większe osiedle mieszkaniowo-usługowe.
Piąty semestr to jednak przede wszystkim nowości:
- socjologia – przedmiot wydawałoby się, że lekki i przyjemny, a mimo to wymagający czytania i myślenia,
- fizyka budowli – głównie dotycząca przenikania ciepła i wilgoci przez przegrody, charakterystyki energetycznej i komfortu termicznego – brzmi strasznie, ale w rzeczywistości nie jest tak źle,
- akustyka – na której projektuje się salę widowiskową dostosowaną do konkretnej funkcji i liczby osób tak aby każdy widz wszystko dobrze widział i słyszał,
- kompozycja – w miejscu rysunku i malarstwa, przedmiot na którym odchodzi się od prób wiernego przedstawienia, a skupia na układzie plam i linii oraz doborze materiałów,
- teorie architektury współczesnej – w formie wykładu,
- percepcja – która była dziwna.
Kontynuowany jest hapol, konstrukcje budowlane, projektowanie architektoniczne i urbanistyczne, a także pojawiają się nowe seminaria obieralne do wyboru. Ja zapisałam się na ideogramy architektury.
Szósty semestr
Czyli ostatni omawiany w tym wpisie. Wiele razy słyszałam, że jest to najłatwiejszy semestr ze wszystkich i w sumie biorąc pod uwagę wyłącznie sesję, to by się zgadzało. Nie mieliśmy w niej ani jednego egzaminu. Oczywiście co to by była za sesja, podczas której student może spokojnie iść spać? Roboty było i tak bardzo dużo.
W tym semestrze główną trudnością była duża liczba przedmiotów projektowych. Oprócz zwykłego projektowania architektonicznego i urbanistycznego doszło projektowanie przeddyplomowe, na którym rozpoczęliśmy coś, czego będziemy bronić na dyplomie. Do wyboru projekt hotelu albo akademika. Oprócz samej części architektonicznej trzeba było zaprojektować wszystkie niezbędne instalacje w budynku, a także konstrukcję, czyli ustalić podpory i kierunki oparcia, układ konstrukcyjny i technologię.
W międzyczasie trzeba było znaleźć czas na projekt drugiego dużego budynku. Wybór funkcji był zależny od katedry. Ja projektowałam przychodnię zdrowia. Urbanistyka również wymagała więcej pracy, ponieważ projekt dotyczył zagospodarowania całej dzielnicy w Gdańsku albo Gdyni. Bardzo obszerne analizy doprowadziły do poprowadzenia nowych dróg, rozplanowania funkcjonalnie terenu i poprowadzeniu komunikacji publicznej, ale także zaprojektowaniu konkretnych miejsc, które miały się stać najważniejszymi punktami. Bardzo ciekawe ale i wymagające zadanie. Nowością była inżynieria miejska i drogowa. Ominę ten przedmiot zasłoną ciszy.
Na seminaria obieralne wybrałam sobie projektowanie parametryczne. Najwspanialsze zajęcia na świecie dotyczące czegoś, z czym chciałabym związać swoją przyszłość. Wymyślanie algorytmów generujących różnorakie bryły opanowałam do tego stopnia, aby wykorzystać je jeszcze w elewacjach budynków na oba projektowania. Jeśli kiedyś będę miała za dużo czasu w życiu, to już wiem czemu mogłabym się kompletnie poświęcić.
Podczas tych trzech lat bardzo dużo się działo. Zaczynałam jako osoba nie wiedząca, czego się spodziewać. Teraz czuję się gotowa na kolejne dwa lata studiów architektonicznych. Znalazłam pasję w tym co robię. W nieodległej przyszłości zamierzam wrzucić krótki poradnik dla świeżych studentów tego wspaniałego kierunku. Opiszę wtedy, jak ułatwić sobie życie i nie popełnić błędów które mogą kosztować co najmniej konieczność poprawy jakiegoś egzaminu.
Architektura na każdej uczelni jest inna, ale z rozmów ze studentami wynika, że większość przedmiotów się pokrywa. Dlatego przy decyzji, czy to kierunek dla Ciebie, spokojnie możesz zadać sobie pytanie: czy chciałbym/abym uczyć się takich rzeczy i robić takie projekty? A czy dostaniesz po tym pracę? No cóż, ludzie zawsze będą potrzebować dachu nad głową .