JWB: Jesień

Jak bardzo nowa sytuacja życiowa i nieustanne zmiany mogą zamieszać w światopoglądzie człowieka? A może to po prostu dojrzewanie, doświadczanie coraz to nowych rzeczy i widoków, miało większy wpływ na zmianę podejścia do wielu spraw. Dzisiaj będzie o jesieni wieku – czymś, co jeszcze niedawno, zaraz obok pająków, porodów i otwartych ran mieściło się w grupie moich niezbyt licznych fobii. Nie było tam natomiast śmierci.


Zdjęcia do tego wpisu pochodzą z Parku Oliwskiego. Ich autorem jest jesień, ja tylko nacisnęłam przycisk.

Koniec życia wydawał mi się jeszcze parę lat temu czymś naturalnym, normalnym. Kiedyś wszyscy umrzemy, tak jak większość osób, która urodziła się przed nami. Jeśli jeszcze będziemy mieli szczęście, to zdarzy się to w sposób szybki i w miarę bezbolesny. Co będzie potem? Wszystko jedno – czy Niebo, czy piekło, czy to w co ja wierzę – czyli w powtórkę z rozrywki stanu, w jakim się było przed urodzeniem. Stanu Nieistnienia.

Starość natomiast – tego bałam się chyba najbardziej. Czasu, kiedy nie będę w stanie sama załatwić potrzeb fizjologicznych, nie będę pamiętać większości zdarzeń (już teraz muszę wszystko zapisywać), a dla ludzi, za wyjątkiem rówieśniczek, przestanę istnieć. Że będę tą osoba, której z powodu litości – a nie uprzejmości – trzeba ustąpić miejsca w autobusie. Najbardziej jednak w jesieni wieku przerażały mnie naturalne zmiany w hierarchii ważności. Tak jak w wieku parunastu lat wyrzuca się misie i zabawki, tak ja w nieustannie nadciągającej przyszłości miałabym wyrzucić cele, marzenia i ambicje. Schować się pod kocem i oglądać telenowele na Polsacie, zastanawiając się nad tym, co słodkiego by upiec na święta za 2 miesiące. Jeszcze parę lat temu miałam nadzieję, że do mojej starości eutanazja stanie się dozwolona w tym kraju i pozwoli mi darować sobie ten straszny czas. Kilka instytucji na pewno ucieszyłoby się z takiego biegu zdarzeń.

Nie wiem, kiedy nastąpiła zmiana, ale teraz kompletnie nie mogę zgodzić się z przemyśleniami powyżej. Gdyby nie to, że wiecznie wszystko zapisuję, być może zapomniałabym jak bardzo bałam się starości, a jak obojętną była mi śmierć.


W przeciwieństwie do wiosny, lata a nawet zimy – jesień nie ma wyraźnego zapachu. Całe piękno tej pory roku skupia się na wrażeniach estetycznych.

Myślę, że brakowało mi w życiu przykładów pięknej jesieni życia. Nie znałam ludzi, którzy mimo późnego wieku wciąż stawiali sobie nowe cele, realizowali je i spełniali marzenia. A te nie dotyczą tylko sportów ekstremalnych i ostrych potraw – jest tyle różnych ciekawych czynności, które wciąż można wykonywać pod koniec życia. Co więcej, przez te kilkadziesiąt lat, jakie mi jeszcze zostały (nie wykluczam, że coś mnie nie zabije gdzieś po drodze – po prostu tego nie zakładam) na pewno technologia rozwinie się do tego stopnia, że życie osób z różnymi utrudnieniami ruchowymi stanie się o wiele wygodniejsze niż dotychczas. Już teraz obserwuję, jak osoby niedowidzące posługują się specjalnymi telefonami, intuicyjnymi w obsłudze, a ułatwiającymi życie w mieście. Samo projektowanie przestrzeni w ostatnich latach przyjęło sobie za cel dostępność miejsc publicznych dla każdego, niezależnie od jego mobilności. Życie jest coraz łaskawsze dla osób powoli się z nim żegnających, wydaje się nie chcieć zachować po sobie samotnej szarości jako ostatniego wspomnienia.

Jeszcze jedną rzeczą, która mnie kiedyś zniechęcała do starości jest to wieczne mówienie, co wypada a co nie. Starsza pani powinna ubierać się z klasą, tylko w stonowane kolory, nie jest mile widziana w kinie, zwłaszcza na filmie targetowanym do młodszego widza; jej miejsce jest w przychodni zdrowia, w kościele albo w domu przed telewizorem… tylko że: czy ja się słucham „głosu tłumu”? Nawet teraz wiecznie słyszę, że kobieta powinna chodzić w szpilkach, mieć co najmniej jedną „małą czarną” w szafie, a w przerwach i w każdej możliwie wolnej chwili nieustannie poprawiać sobie makijaż. I potrafię te porady bez większego zastanowienia wrzucić do jednego śmietnika z całą resztą bełkotu specjalistów od cudzego życia. Czy parędziesiąt więcej lat na karku odebrałoby mi tą umiejętność i kazało z pokorą podporządkować się temu, co myślą inni? To chyba mało prawdopodobna odmiana w moim antykonformistycznym do tej pory życiu, gdzie byłam hipsterem jeszcze zanim to było popularne i zawsze starałam się tak dla zasady zrobić coś innego niż inni (dopiero ostatnio mi nie wychodzi i zgodnie ze współczesną tendencją poszłam na studia).

A może nigdy się nie zestarzeję – tak jak po paru latach od otrzymania dowodu osobistego, a potem świadectwa dojrzałości, nadal nie czuję się dorosła. Może kiedyś, w napływie nostalgii, znajdę gdzieś w odmętach piwnicy zakurzony komputer, ten o dziwo wciąż będzie jeszcze działać… włączę go i ze łzami w oczach odpalę jedną z ulubionych gier, spędzając na wspominaniu całe popołudnie.

Jakakolwiek nie będzie moja starość – przyjmę ją. I teraz wierzę, że stanie się przedłużeniem mojego życia, a nie jakąś transformacją w poczwarkę.

Słowo klucz: JESIEŃ. Serię Jesiennego Wyzwania postanowiłam poświęcić przemyśleniom związanym z moimi doświadczeniami i zainteresowaniami. Jesień to pora refleksji, spojrzenia na to co było – w końcu niedługo nowy rok, trzeba coś zamknąć, coś podsumować. A tu wciąż do głowy wracają kolejne wspomnienia, czasem łączące się ze sobą w dość nietypowy sposób i tworzące nowe wnioski.

You May Also Like