Żegnaj T-Mo

Moja przygoda z T-Mo rozpoczęła się jakieś 8 lat temu a skończyła wczoraj. Opiszę ją chronologicznie i szczegółowo, aby było oczywistym, dlaczego zdecydowałam się urwać tę nieszczęsną znajomość i przejść do P.

Kiedyś T-Mo było E. Jako operator telefonii komórkowej, miało naprawdę ciekawą ofertę. Pewnego dnia (w dwa tysiące piątym albo szóstym roku) rodzice kupili mi kartę w tej sieci i zaprowadzili do komisu, abym wybrała sobie odpowiednią Nokię. Wszyscy kupowali wtedy Nokie (tylko niektórzy mieli Alcatele i uważani byli za dziwaków) i wszyscy kupowali w komisach. Z płaconych 20 złotych miesięcznie kupowało się pakiet 25 minut wymiennych na 100 smsów za 7 złotych, ważny bezterminowo a wystarczający na kilka miesięcy. Pozostałe fundusze zbierało się wtedy, aby kupić sobie co jakiś czas gierkę z reklamy w gazecie. Trzeba było znaleźć taką gazetkę, w której jest napisane, na jaki model telefonu działają poszczególne gry – w przeciwnym przypadku trzeba by było wysłać drogiego esemesa. A wiele ich gier wyglądało ciekawie na miniaturce 40 x 20 px. To były te sielskie czasy, kiedy nikogo nie obchodziło, w jakiej dana osoba ma sieci telefon – ludzie po prostu dzielili się na mądrych (wybierających ofertę na kartę) i głupich (przepłacających czasem nawet kilkaset złotych na abonament).

I potem powoli wszystko zaczęło się psuć. E zrezygnowało z „fajnego pakietu” na rzecz jakiś krótkotrwałych i wcale nie tanich usług. Zaczęło likwidować korzystne oferty a na ich miejscu wrzucać coraz więcej spamu (esemesy o pogodzie i tak dalej). Byłam wtedy dzieciakiem i nie rozumiałam, jak działa marketing. A potem pojawiła się (wydawałoby się, że dla równowagi) oferta T-T Fon, która pozwalała dostać nawet nienajgorszy telefon za złotówkę i na kartę, z zobowiązaniem pozostania w sieci przez 3 lata. Wydawało się to w porządku, a że byłam głupim dzieckiem, popełniłam swój błąd dwukrotnie. Na początku „drugiego zestawu trzech lat” zaczął się cyrk.

Marzec 2011

Pewnego słonecznego dnia, zaraz po doładowaniu konta okazuje się, że mam na nim ujemną kwotę. Następnego dnia wraca mi połowa tego, ile powinnam mieć, a jeszcze kolejnego widzę na wyświetlaczu minus kilkanaście złotych. Po jakimś czasie orientuję się, że kwota zmienia się przy każdorazowym łączeniu się przez Internet. Miałam pakiet Blueconnect Max, który powinien gwarantować bezpieczeństwo mojego portfela w przypadku łączenia z Internetem. Jeszcze przed doładowaniem dysponowałam środkami potrzebnymi do przedłużenia pakietu, jednak po doładowaniu przyszła mi wiadomość o ponownej aktywacji.

W sklepie firmowym E dowiaduję się jednak, że pakiet jest z dziwnego powodu nieaktywny. Pracownik stwierdza, że idealnym pomysłem jest ponowny zakup tegoż pakietu i – jako osoba jeszcze wtedy naiwna – zgadzam się na ten sposób rozwiązania problemu. W salonie E na tej samej ulicy dowiaduję się kilka dni później, że do mojego numeru przypisane są dwa osobne pakiety, z czego żaden nie wykorzystany. Telefon był mi do czegoś wtedy potrzebny, więc ponownie zasiliłam konto. Nie cieszyłam się długo możliwością dzwonienia.

Dzisiaj, 24 czerwca 2013, bardzo chciałam odnaleźć burzliwą dyskusję, która z powodu legendarnej awarii sieci, wstrząsnęła facebookiem. „Specjalista” od Public Relations, który zajmował się wtedy tą stroną kompletnie nie wiedział, o czym pisze ta ponad setka osób i jedyne co robił, to przeklejał w odpowiedziach losowe fragmenty regulaminu. Okazało się, że na próżno szukać w samej historii facebooka (activity log, wall T-Mo), gdyż profil facebook.com/E już od lat nie istnieje. Archiwizatory treści w Sieci też nie za wiele pomogły. Za to część dyskusji można prześledzić na joggerze Mavericka.

Na początku chciałabym jednak zaznaczyć, że za każdą kolejną wizytą w salonie bądź sklepie firmowym E, byłam informowana że wszelkie poniesione koszta zostaną mi zwrócone. Tymczasem minęły trzy lata i nie odzyskałam ani grosza. Co więcej – każda taka wycieczka była nużąca. Trzeba było każdemu pracownikowi wyjaśniać wszystko od początku, on z niedowierzaniem dzwonił do BOA czy gdzieśtam, dowiadywał się, że rzeczywiście jest jakaś awaria i zapisywał mój numer na listę zgłaszających. Po jakiś dwóch miesiącach sprawa się uspokoiła, ale ja byłam już tak przemęczona niemal codziennym łażeniem do tego przeklętego saloniku już wtedy T-Mo, że nie wyciągnęłam od nich zwrotu kosztów. Dodatkowym utrudnieniem było to, że właścicielem telefonu oficjalnie była moja mama, a jej zawzięcie wmawiali że żadna awaria nie miała miejsca.

Jesień 2012

Po doładowaniu konta, okazuje się że pomimo zrostu gotówki, nadal jest ono nieaktywne – termin nie przedłużył się ani o godzinę. Do „naprawy” tej sytuacji potrzebne było czterech pracowników i dwóch godzin spędzonych w salonie T-Mo Sienkiewicza Kielce. O dziwo sprawa zakończyła się pomyślnie, tak dla odmiany. Co gorsze – zdążyła się powtórzyć.

Grudzień 2012

Przychodzi do mnie brat (jeszcze podstawówka) i prosi, abym wyłączyła mu jakąś prenumeratę z T-Mo. Wpisuję jej nazwę na ich wspaniałej stronie i natrafiam na coś takiego:

obrazek

Myślę sobie – nic trudniejszego – przepisać kod, przepisać numer, nacisnąć wyślij. Okazuje się, że niezupełnie. Pomimo kilkukrotnego sprawdzania poprawności, okazuje się, że treść wiadomości jest błędna. Mówię więc do brata, że niestety nie mogę nic więcej zrobić. Ostatecznie okazało się, że dostał jakiś czas temu wiadomość o treści mówiącej, że prenumerata Gier Jakiśtam została przedłużona w cenie 12 zł za smsa oraz, że może zrezygnować wysyłając sms o treści „G ANULUJ” na podany numer. Na niezwykle aktualnej stronie T-Mo oczywiście treść brzmi „GRA ANULUJ”, ale „to przez przypadek”, „nieumyślnie”, „na pewno nie mieli w tym żadnego interesu”.

Czasy współczesne

– Dzień dobry, dzwonię z sieci T-Mo, chciałabym zaproponować pani nową ofertę
– Nie jestem zainteresowana
– Ale mamy w ofercie najnowszy telefon Szajsung Gówno 5000, z umową na 48 doładowań za kwotę minimum 50 złotych
– Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana
(chcę przerwać rozmowę, ale z litości kontynuuję, wiem jak biedne dziewczynki z call centre są traktowane, kiedy nie przegadają tych 3 minut)
– Ale co się pani nie podoba? Telefon czy oferta?
– Nie podoba mi się sieć
– To może ja zaproponuję pani telefon eLGje 987654321, z umową na 36 miesięcy i doładowaniami po 30 złotych
– Nie, dziękuję
– A jaki telefon by pani chciała?
– Zastanowię się
– To w takim razie przygotuję pani formularz przedłużenia umowy…
– Nie, dziękuję (minęły 3 minuty), do widzenia

Zaczynają mnie śmieszyć rozmowy z dziećmi z Kol Senter. Po kilku dłuższych wymianach zdań, zaczynają dziwnym trafem zanikać.

– Dzień dobry, dzwonię z sieci T-Mo, przeprowadzamy ankietę na temat funkcjonalności naszej sieci, czy mogłaby pani odpowiedzieć na nasze pytania w skali od 1 do 100? 1 oznacza najgorzej, a 100 najlepiej.
– Dobrze
– Na ile % jest pani zadowolona z naszej sieci?
– Hmm… Może dwa
– Dwadzieścia?
– Nie, dwa
– Na ile % podoba się pani nowy wygląd naszych sklepów firmowych?
– Może z 5
(…)
– Na ile % jest pani zadowolona z zasięgu w naszej sieci?
– No dobra, niech będzie że 60
– A na ile % jest pani zadowolona z obsługi klienta?
– Zero. Ale jak pani bardzo zależy, to niech będzie że jeden.

Swoją drogą udało się komukolwiek zalogować na stronę T-Mo, korzystając ze swojego numeru telefonu?

Czerwiec 2013

Dzisiaj zrywam tę trującą znajomość. Wiem, że żadna sieć nie jest doskonała, każda może przypadkiem ulec awarii lub głupocie ludzkiej. Jest chyba jednak powód, dlaczego ludzie uciekają z T-Mo i chyba nie w każdym przypadku jest to beznadziejna oferta. Profesjonalna obsługa klienta, nowoczesność (panel w P), brak głupich cyrków i przy okazji fajny telefon na zachętę – to rzeczy, których nie doświadczy się w T-Mo. Jeśli natomiast ktoś lubi stać w kolejce w saloniku, tłumaczyć nieogarniającej obsłudze po kolei („jak krowie na rowie”) na czym polega problem (i czekać aż pan za różową ladą uzupełni swoją wiedzę), a przy okazji obojętne jest mu czy ktoś pobiera mu pieniądze z konta bez jego wiedzy i jeszcze wprost kocha otrzymywać esemesy reklamowe o każdej porze dnia i nocy – to T-Mo będzie dla niego spełnieniem.

Wymienione powyżej sytuacje to tylko te, z którymi ja miałam do czynienia. Część moich znajomych również doświadczyła nieprzyjemnych zdarzeń związanych z tą siecią, jednak nie ma sensu już bardziej przedłużać tego wpisu. Akcja antyreklamowa doczekała się swojego punktu kulminacyjnego i oto pora aby odwrócić się plecami i zapomnieć.

You May Also Like