Za oknem szaro, a na horyzoncie brak perspektywy jakiegokolwiek wyjazdu. To chyba idealny moment, aby powrócić do pięknych wspomnień ze wcześniejszych podróży. Jedną z nich była podróż do Wietnamu – do dziś najdalsza i najdłuższa wyprawa w moim życiu. Do teraz czasami trudno mi uwierzyć, że udało mi się tak wiele zobaczyć, nawet pomimo powoli rozpoczynającej się już pandemii.
Ponieważ w te zaledwie dwa tygodnie powstało tak wiele wspomnień i zdjęć, pewnie jeszcze długo będę je porządkować i do nich wracać. Po dłuższym czasie bez wiadomości, przyszedł wreszcie czas na kolejną część wietnamskich przygód. Tym razem będzie o okolicach miasta Ninh Bình na północy Wietnamu. Choć to miejsce początkowo w ogóle nie było w planach, czasem myślę, że pod wieloma względami było wręcz moim ulubionym podczas całej podróży.
Konkretniej, chciałabym opisać Tràng An, rezerwat przyrody, wpisany na listę UNESCO. Znajduje się tam kilka kompleksów turystycznych, z których łatwo dostać się do naprawdę niesamowitych miejsc. My nocowaliśmy w małym i uroczym domku jednopokojowym w Tam Cốc-Bích Động. Był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę – z ogrodem pełnym roślin i z dala od hałasu dało się naprawdę odpocząć. Zwłaszcza, że potrzebowaliśmy dużo energii, aby zwiedzić chociaż te najważniejsze miejsca w okolicy.
Ogólnie zdecydowanie najfajniej by było poruszać się pomiędzy poszczególnymi punktami na motocyklu. Dla mnie ta opcja jednak z góry odpadła – nigdy w życiu nie jechałam motorem ani skuterem i nie było szans nauczyć się tego w takim momencie. Na szczęście rower również wchodził w grę i – jak się okazało – był naprawdę przystępnym środkiem komunikacji na tym terenie. Co prawda jazda na rowerze w temperaturze ponad trzydziestu stopni ma również swoje wady, jednak po takich płaszczyznach można bardzo łatwo pokonać i długie kilometry. Gorzej, jak z powodu awarii typu pęknięcie opony trzeba te kilometry przejść pieszo, czego oczywiście również udało mi się doświadczyć.
Niezwykłe krajobrazy Tràng An
Choć region Tràng An ma naprawdę wiele do zaoferowania, to właśnie przyroda sprowadza tutaj najwięcej turystów. Najprościej opisując, jest to płaski teren, z którego wystają ogromne masywy piaskowcowe. Góry te oplatane są rzekami, zawile rozdzierającymi pola ryżowe. Mimo to, także szukając historii i kultury, bez problemu można natrafić na liczne pagody, rzeźby czy inne obiekty. Kolejnym walorem są dostępne w paru miejscach spływy kajakowe. O tym będzie za chwilę. Niektóre miejsca są oczywiście specjalnie rozbudowane pod kątem turystyki i oferują liczne usługi, wciąż można jednak znaleźć zupełnie niepopularne miejsca, poza utartymi szlakami. My skupiliśmy się głównie na pierwszej kategorii, korzystając z okazji, że już wtedy liczba turystów była mocno ograniczona.
Múa Cave (Hang Múa)
Jedną z najpopularniejszych atrakcji okolicy jest park Múa, często wymieniany jako Múa Cave, choć uważam, że jaskinia zdecydowanie nie jest jego najciekawszę częścią. Są nią schody. Około pięciuset stopni prowadzi na dwa szczyty z punktami widokowymi na pola ryżowe. Stamtąd można też obserwować łódki odpływające z Tam Cốc. Schody udekorowane są rzeźbami smoków, a na szczytach mieszczą się niewielkie kapliczki. Cały kompleks Múa Cave jest zdecydowanie nastawiony na turystów, przez co trzeba się przebić przez liczne sklepiki i całą tę infrastrukturę turystyczną… ale warto! Widoki z góry są niesamowite i pozwalają ogarnąć wzrokiem o wiele szerszy teren niż normalnie.
Spływ łódką
Będąc w tej okolicy, zdecydowanie nie można przegapić spływu łódką. Jest ich bardzo wiele do wyboru i rozpoczynają się z różnych miejsc. Najpopularniejsze to te przy centrum turystycznym Tràng An oraz w Tam Cốc. Inne opcje to Thung Nắng, Kênh Gà (spływ motorówką) czy Vân Long. Oczywiście różnią się one między sobą – nie tylko samą trasą, ale i sposobem zorganizowania. Na ogół nie pływa się samemu – łódką steruje ktoś miejscowy. Może wydawać się to ograniczające, ale w przypadku popularnych tras nie dałoby się zrobić tego inaczej, ponieważ prowadzą one przez wąskie wąwozy i ciasne jaskinie, przez co manewrowanie wymaga świetnych umiejętności. Trasy są również ściśle wyznaczone i zboczenie z nich mogłoby znacznie wydłużyć czas dotarcia z powrotem do przystani. W Tràng An łódki zabierają czterech turystów, a w Tam Cốc już tylko dwie dodatkowe osoby.
Płynąc taką łódką można wreszcie zobaczyć rezerwat przyrody od środka. Rzeki wiją się wokół tych gór piaskowcowych, przez co każdy odcinek może czymś zaskoczyć. Niektóre trasy są bardzo długie, np. czterogodzinne, i zakładają przystanki po drodze. Wiele z nich prowadzi przez liczne jaskinie, nawet długości ponad kilometra.
Liczne pagody, miejsca kultu
Nawet tutaj oczywiście nie mogło zabraknąć ciekawej architektury tradycyjnej. Najbliżej Tam Cốc znajduje się pagoda Thai Vi. Nie jest to duży kompleks, choć będąc już na miejscu, warto go zobaczyć, a potem przejść jeszcze kawałek dalej, podziwiając piękne krajobrazy.
O wiele więcej można zobaczyć, odwiedzając dawną stolicę Wietnamu (XX i XXI w.) – Hoa Lư. Nawet tysiącletnie świątynie i grobowce wydają się bardzo skromne w porównaniu z bogato dekorowanymi budynkami z Huế. Trudno jednak przejść obojętnie obok czegoś, co przetrwało całe milenium. Planując podróż w kwietniu warto wziąć pod uwagę, że odbywa się tam wówczas tradycyjny festiwal, przyciągający tłumy ludzi. Z chęcią bym go zobaczyła, ale cieszę się, że jednak udało nam się za pierwszym razem trafić w rejony Ninh Bình w bardziej spokojnym czasie.
Kolejną ciekawą pagodą, w oczach wielu najpiękniejszą, jest Bích Động. Jest to tak właściwie kompleks trzech pagód, zlokalizowanych wokół oraz na górze o tej samej nazwie. Prowadzi do nich malownicza brama oraz – oczywiście – schody. Miejsce szczególnie warto odwiedzić, jeśli zmierza się do parku Thung Nham, o którym będzie później.
Z ciekawostek – w prowincji Ninh Bình znajduje się także katedra rzymskokatolicka. Wybudowana pod koniec XIX wieku przez Francuzów, katedra Phát Diệm wyróżnia się jednak charakterystycznymi pagodowymi dachami, choć wciąż można rozpoznać w niej formę europejskich kościołów. Budynku nie umieściłam na mapie, ponieważ nie udało nam się go odwiedzić – znajduje się dalej na południowy wschód od wszystkich omawianych w tym poście atrakcji. Mając jednak dodatkowy dzień i skuter do dyspozycji, byłby to z pewnością interesujący cel wycieczki (25 km w jedną stronę).
Bái Đính
Choć tematycznie wciąż pasuje pod poprzednim nagłówkiem, postanowiłam wydzielić temu miejscu specjalny tytuł. Jest to największy kompleks buddyjskich świątyń w Wietnamie, przez co oczywiście jego zwiedzenie zajmuje o wiele więcej czasu. Znajdują się w nim zarówno dawne, jak i nowe zabudowania, jednak sama forma całości jest niesamowita. Spójrzcie tylko na zdjęcie z góry – kompleks podzielony został tarasowo na kilka części, połączonych ze sobą bocznymi schodami. Schodów jest tam naprawdę dużo, więc warto przygotować sobie wygodne buty. Być może trudno jednak uwierzyć, że wzdłuż tych schodów umieszczone jest pół tysiąca posągów arhantów.
Zarówno bramy, jak i świątynie są ciekawymi przykładami wietnamskiej architektury, oczywiście z opadającymi dachami i bogatymi zdobieniami wnętrz. Pierwsza, zabytkowa świątynia, znajduje się jednak poza murami nowych świątyń – na górze obok. Oczywiście prowadzą do niej kolejne schody, jednak zdecydowanie warto je pokonać. Trudno opisać wszystkie rzeźby, obiekty i widoki na terenie Bái Đính – jest ich po prostu tak wiele!
Zdjęcie z góry, które możecie zobaczyć poniżej, zostało wykonane z wieży, dzwonnicy. Ponieważ jest to również nowy obiekt, na jego najwyższe piętro można się dostać za pomocą windy. Jest to jedyny obiekt, za którego odwiedzenie trzeba zapłacić. Przyznajcie jednak, że zdecydowanie warto.
Thung Nham Bird Park
Jest to kolejne miejsce, któremu warto poświęcić większą część dnia, choć zostawiłam je na koniec wpisu, jako mniej „obowiązkowe” do odwiedzenia podczas pobytu w prowincji Ninh Bình. Obszerny park, pełen ogrodów, sadów, malowniczych alejek i uroczych rzeźb, zdecydowanie zaprojektowany dla turystów. Dobre miejsce na relaksujący spacer, chociaż nie wiem, jak relaksujący mógłby być w szczycie sezonu turystycznego. Zdecydowanie warto przyjechać tam rowerem, ponieważ jest on najwygodniejszym środkiem transportu do poruszania się po samym parku.
Jednym ze szczególnie ciekawych miejsc na terenie parku jest jaskinia Vái Giời. Wejście znajduje się jeszcze przed główną bramą i wymaga pokonania prawie połowy tysiąca kamiennych schodków (konkretnie 439), przedzierając się przez chaszcze, w akompaniamencie śpiewu ptaków. W środku znajdują się piękne formacje stalaktytowe i stalagnatowe, a wchodząc jeszcze wyżej, można dotrzeć do posągu Buddy i punktu widokowego na okolicę.
W Thung Nham można skorzystać ze spływu łódką, krótszego niż w przypadku wcześniej wspomnianych, ale za to prowadzącego przez jaskinie o tak niewzruszonej tafli wody, że aż stanowiącej oś symetrii ścian jaskini i ich odbicia. Może tym inspirowali się twórcy openingu do serii Dark? Inną opcją jest tak zwana Jaskinia Syrenki, podświetlona kolorowymi lampkami. Ją odwiedza się pieszo, choć bardziej odpowiednim określeniem byłoby powiedzenie, że odwiedza się ją czołgając się lub kucając, ze względu na bardzo niską przestrzeń.
Podsumowanie
W prowincji Ninh Bình spędziliśmy praktycznie cztery dni i noce, zamiast planowanych dwóch. Jednym z powodów przedłużenia było zamknięcie naszego kolejnego celu podróży – wyspy Cát Bà – z powodu pierwszego przypadku koronawirusa, odnotowanego po trzech tygodniach spokoju. Jak jednak możecie się domyślić, nie czuliśmy się tym ani trochę poszkodowani. Bez problemu przedłużyliśmy nasz nocleg w uroczym domku z ogródkiem i cieszyliśmy się raczej porównywalnym bezpieczeństwem, w tym oddalonym od świata i wielkich miast rezerwacie przyrody.
Poza tym, nawet mając te całe cztery doby, nie udało nam się zobaczyć wszystkiego. Takimi krajobrazami można by cieszyć oko nawet dwa tygodnie, bez ani chwili poczucia nudy. Z wielką chęcią wróciłabym do Tràng An jeszcze nie raz – choć może po jakimś czasie, mając już uzbierane doświadczenia z innych, rozmaitych przygód. I zdecydowanie poleciłabym tam zawitać każdemu, zwłaszcza jako odskocznia pomiędzy odwiedzaniem kilkumilionowych, chaotycznych miast Wietnamu.