Po kilku słonecznych dniach niemiecka pogoda wróciła do swoich standardów dla lutego. Pomyślałam więc, że to idealny moment, aby wrócić do wspomnień z którejś podróży w o wiele cieplejsze miejsce. Najlepiej takiej jeszcze nieopisanej na blogu – tak, aby chociaż częściowo uzupełnić moją stronę i podzielić się zdjęciami pięknych miejsc. Myślę, że to odpowiedni moment, aby kolejna część zeszłorocznych przygód w Grecji przeniosła się z papierowego zeszytu do świata wirtualnego.
Poprzedni wpis – poświęcony mieście Nafplio i zabytkom, do których można z niego dojechać, znajdziecie tutaj. Zdecydowanie polecam go przeczytać, ze względu na kontekst i chronologię. Dzisiaj natomiast zabiorę Was do Aten.
Do Aten przyjechaliśmy z Nafplio bezpośrednim autobusem. Podróż przebiegła bezproblemowo, a ze stacji (nie końcowej!) Eleonas dojechaliśmy do centrum metrem. Metro w Atenach działa świetnie. Może i pociągi nie są najnowsze, a ich dźwięki to piekło dla ucha, ale przynajmniej jeżdżą często i punktualnie. Zakwaterowaliśmy się w niesamowicie pięknym apartamencie z widokiem na Akropol. Brzmi jak marzenie, aczkolwiek porównując oferty noclegów, widok na Akropol nie jest wyjątkowym luksusem. Akropol po prostu widać z niemal każdego zakątka miasta, zwłaszcza przy dużej przejrzystości powietrza.
Drugą rzeczą, której nie dało się przeoczyć, był ogromny tłum w centrum miasta. Oprócz niesamowitej liczby turystów, centrum miasta stało się także obszarem działania naganiaczy, na przykład sprzedawców „szczęśliwych bransoletek”. Plany zobaczenia starożytnej agory tego pierwszego dnia wydały się przez to na tyle mało atrakcyjne, że zostały zastąpione wizytą w Narodowym Muzeum Archeologicznym. Jest to jedno z najważniejszych muzeum w całym kraju i prezentuje niesamowite eksponaty od czasów najstarszych (np. sztuka cykladzka) aż po późny antyk, w chronologiczny sposób. Znajduje się ono poza głównym turystycznym centrum, w trochę nowszej części miasta, tuż obok gmachu Politechniki. Na nasze nieszczęście bardzo duża część Muzeum została (prawdopodobnie ze względu na pandemię) wyłączona z możliwości zwiedzania.
Odwiedzanie zabytków takich jak Agora czy Akropol koniecznie trzeba zaplanować na poranek. Kolejną rzeczą, która naprawdę zaskoczyła mnie w Atenach, było to, jak późno to miasto się budzi. Jeśli mnie znacie, to doskonale wiecie, że nie jestem rannym ptaszkiem i najchętniej pracowałabym po nocach. W przypadku podróży, powiedzenie „nie spać, zwiedzać” sprawdza się jednak najlepiej – poświęcenie się i wstanie o „ósmej nad ranem” gwarantuje brak kolejek do kas biletowych i prawie zupełnie puste zabytki.
Wiele z nich tak naprawdę nie wymaga jednak zapłacenia za bilet. Patent, który sprzedał nam przewodnik na Free Walking Tourze to: znaleźć odpowiednią górkę, z której wszystko dobrze widać, i można o wiele lepiej zaobserwować proporcje obiektów, niż podchodząc pod same kolumny. Agora nie jest jednak takim miejscem. Ze względu na jej rozległość i znaczenie, po prostu trzeba ją zobaczyć od wewnątrz.
Oprócz antycznych ruin, na Agorze znajduje się muzeum w zrekonstruowanej Stoi Attalosa. Budynek jest o tyle ciekawy, że pozwala łatwiej zwizualizować sobie w myślach, jak kiedyś mógł wyglądać cały kompleks. Obecnie najbardziej malowniczym elementem zespołu jest Świątynia Hefajstosa, stojąca dumnie na wzgórzu i wręcz pozująca do pamiątkowych zdjęć z wycieczki. Najbardziej chyba niepozornym elementem jest mały wczesnochrześcijański kościółek na samym południu terenów biletowanych.
Planując odwiedzenie starożytnej Agory jednego dnia, na Akropol warto poświęcić dzień kolejny. Oczywiście nie ze względu na długość zwiedzania (która w obu przypadkach nie powinna zająć więcej niż dwóch-trzech godzin), a ze względu na porę dnia. Na Akropol również zdecydowanie warto udać się o poranku, i to najlepiej tak, aby jeszcze zobaczyć otwarcie bram. Poza sezonem wręcz gwarantuje to względny spokój. Zwiedzając najważniejsze wzgórze Aten (choć nie najwyższe — o tym będzie później!), warto też nastawić się na widok rusztowań i wszelkich możliwych prac budowlano-konserwatorskich. Choć nie jest to najbardziej fotogeniczny element krajobrazu, prace przy obiektach są po prostu potrzebne. Warto przeczytać tabliczki, opowiadające o konkretnych działaniach na zabytku. Ponoć jedyny raz w ciągu ostatnich dekad, kiedy rusztowania tymczasowo zniknęły, była okazja Olimpiady w 2004.
Akropol i Muzeum Akropolu to nie jest jedno i to samo, i choć warto odwiedzić obydwa, kupując bilet online, warto zdawać sobie z tego sprawę. My Muzeum Akropolu odwiedziliśmy w sumie dwa razy (wejściówka dla studentów jest darmowa, a bilet regularny do końca marca kosztuje zaledwie 5 euro). Okazało się o wiele większe i obszerniejsze, niż wydawały się sugerować źródła w internecie. Spokojnie można by w nim było spędzić cały dzień, czego my nie przewidzieliśmy, odwiedzając je na dwie godziny przed zamknięciem. To muzeum było po prostu niezwykle ciekawe. Prezentując rzeźby, przedstawiało obok wizualizację ich prawdziwych kolorów. Opowiadało o historii Akropolu, budynków i wydarzeń mających wpływ na ich obecny stan. Największe wrażenie robi jednak najwyższe piętro. Dzięki ogromnym przeszkleniom otwarte jest ono na miasto (przy okazji prezentując niesamowity widok). Jego tematem jest Partenon i jego wszystkie zachowane – bądź nie – elementy. Każda „brakująca” i eksponowana w innym muzeum rzeźba zastąpiona jest kopią wręcz wydającą się krzyczeć „zwróćcie mi oryginał, teraz mogę o niego zadbać i go bezpiecznie eksponować”.
Wychodząc z Muzeum Akropolu, warto jednak nie wyrzucać biletu (czy jak ja, wklejać go na dobre do pamiętnika). Pod budynkiem znajduje się jeszcze część podziemna, której nie warto pominąć. To, co mnie w tej części zachwyciło, była historia wybudowania samego Muzeum. Umieszczona tam prezentacja pokazuje, jak ruiny zostały zasypane, aby umożliwić budowę. Obecnie budynek chroni je przed dalszym zniszczeniem.
W Atenach jest mnóstwo antycznych obiektów i ruin obecnie będących rozmaitymi muzeami. Są to na przykład pozostałości po ateńskim Forum Romanum, Świątynia Zeusa Olimpijskiego czy zespół obiektów Keramejkos. Ostatnie wymienione miejsce wydaje się najmniej znane, ale przecież to od niego wzięła się nazwa „ceramika”. Jak się można łatwo domyślić, muzeum prezentuje drogocenne eksponaty sztuki ceramicznej, ale także opowiada o samej dzielnicy miasta, będącej kiedyś miejscem zamieszkania rzemieślników.
Wspomniałam wcześniej o Olimpiadzie, więc nie powinnam zapomnieć o obiekcie stadionu olimpijskiego. Stadion Panateński został zupełnie zrekonstruowany, dzięki czemu jego marmurowe siedzenia można podziwiać w pełnej okazałości. Wspinając się na najwyższe rzędy, oczom ukazuje się kolejny niesamowity widok na Akropol.
A jeśli chodzi o niesamowite widoki, to przypomnijcie sobie, że napisałam, że Akropol nie jest najwyższym wzgórzem Aten. Jest nim Lycabettus. Można się na nie dostać kolejką linowo-terenową, jednak i wtedy trzeba pokonać liczne schody prowadzące do jej dolnej stacji. Góra Lycabettus to idealne miejsce na podziwianie zachodu słońca. Widać z niego rozległość obszarów zabudowanych Aten i odległości pomiędzy najważniejszymi obiektami. To jest ten moment, kiedy po dniu pełnym chodzenia można wreszcie odpocząć, spojrzeć w dół i docenić, ile się przeszło.
Innym ciekawym wzgórzem z widokami jest Philopappos, sąsiadujące z Akropolem i dzięki temu prezentujące widok na niego od innej strony. Z drugiej strony, to idealna lokalizacja, aby spojrzeć na południe, w stronę portu w Pireusie.
W temacie muzeów, Ateny oferują oczywiście całą paletę muzeów tematycznych, skupionych na konkretnej kulturze albo reprezentujących zbiory konkretnych osób. Jedno z takich muzeów mieści się w dawnej posiadłości kolekcjonera sztuki, Benaki Museum. Choć ekspozycja muzealna jest ciekawa, obiekt wywołał we mnie raczej negatywne odczucia. Przy całkiem wysokiej cenie biletu, odwiedzającym nie zaoferowano szafek ani garderoby, a jedyna toaleta znajdowała się na najwyższym piętrze, daleko od schodów i windy. Siadając na ławce, aby dać na chwilę plecom odpocząć od ciężkiego plecaka, usłyszałam niemiłą uwagę od pracownika muzeum.
Zupełnym przeciwnym doświadczeniem okazało się Muzeum Sztuki Cykladzkiej. Już przy zakupie biletu pracownik z ogromnym zaangażowaniem opowiedział nam, czego dotyczą poszczególne wystawy. Każdy obiekt jest też bardzo dokładnie opisany, a jeszcze więcej informacji można poznać po zeskanowaniu kodu QR. Muzeum ma też to, co powinno mieć każde muzeum: szafki, garderobę oraz dostępne toalety. Poza tym znajduje się w nim przytulna kawiarnia. Ekspozycje opowiadają o sztuce Cyklad, Cypru i antycznych Greków, ale także i o życiu codziennym w dawnych czasach. Szczególnie zainteresowała mnie wystawa wskazująca na to, że kradzione-odzyskane obiekty na ogół nie mają swojego miejsca w muzeach, jednak tutaj zrobiono wyjątek.
Było dużo o budynkach, muzeach i zabytkach. Czy w Atenach nie ma jednak zieleni? Patrząc na zdjęcia, wydaje się, jakby miasto było w całości gęsto zabudowane, a każdy możliwy kąt został zabrany albo przez budynek, albo przez drogę czy schody. To prawda, zieleni w Atenach jest niezwykle mało. Dlatego tym bardziej można docenić Botaniczne Muzeum Ogrodów Narodowych, czyli główny miejski park. Jest on miejscem zamieszkania licznych zwierząt, na przykład tej licznej gromady żółwi:
Jak ogólnie oceniłabym Ateny jako cel turystyczny? Jest to miasto gwarantujące zupełnie unikalne doświadczenia, ze względu na swoją gęstość i charakter zabudowy – z jednej strony chaotyczny, z drugiej zharmonizowany poprzez powtarzanie tego chaosu tak daleko, jak wzrok nie sięga. Choć budynki pomazane są graffiti, a w najbardziej turystycznych częściach aż roi się od naciągaczy, czułam się w Atenach bezpiecznie.
Nie jestem pewna, czy mogłabym w Atenach zamieszkać na stałe. Miasto trochę mnie zmęczyło i po kilku dniach intensywnego zwiedzania po prostu trzeba było od niego odpocząć. O tym postaram się też opublikować wpis – to zupełnie odrębna część greckiej przygody. Mimo to bardzo chętnie wróciłabym do Aten, a jeszcze chętniej poznała więcej greckich miast. Obcowanie z zabytkami tak starymi, jak te opisane w tym wpisie jest tak naprawdę nie do opisania. Zdjęcia czy filmy też nigdy w pełni tego nie oddadzą. Cieszę się, że udało mi się tego doświadczyć i Wam również tego życzę!
Na koniec czas na wyjaśnienie, skąd się wziął tytuł wpisu. Ktoś mógłby pomyśleć, że o niekończącej się historii tego miasta, od czasów najdawniejszych, do pewnej i pozytywnej przyszłości. Albo o nieskończenie trwające prace remontowe na Akropolu. Dla mnie to jednak jeden konkretny widok, który na zawsze zachował się w mojej głowie: ta niekończąca się zabudowa współczesnej metropolii, tak harmonijna w swoim chaosie.