Jeśli śledzicie mojego bloga, to doskonale wiecie, że jestem wielką fanką wszelkich muzeów. Nowy Jork jest wręcz stolicą muzeów i, mając ograniczony czas, trzeba dokonywać mądrych wyborów. Zwłaszcza jeśli obiekty te są naprawdę ogromne i czasami jedno muzeum potrafi spokojnie zająć cały dzień. Myślę, że jak na dość luźny plan i dużo improwizacji, udało nam się odwiedzić naprawdę dużo niezwykłych miejsc i nie czuję większego niedosytu czy żalu spowodowanego brakiem czasu na coś więcej.
Metropolitan Museum of Art – wizyta w Nowym Jorku, bez spędzenia jednego całego dnia w Met byłaby niekompletna. Powiedziałabym wręcz: gdybym mogła zobaczyć tylko jedną rzeczy, byłby to Met. Temu miejscu można poświęcić spokojnie cały dzień, a i tak nie wystarczy. Metropolitan Museum of Art jest przeogromne. Myślę, że nawet ludzie pracujący w nim codziennie, za każdym razem odkrywają coś nowego. Wystawy muzealne są wspaniałe, ogromne i pełne treści. Eksponaty są najwyższej klasy, pięknie odrestaurowane, dobrze oświetlone, opisane, aż chce się poświęcić im jak najwięcej czasu.
Jest tylko jeden mały detal, który sprawił, że muzeum już po kilku godzinach zaczęło sprawiać więcej trudności niż radości: brak możliwości zostawienia plecaka i kurtki w szafce lub garderobie. Konieczność noszenia plecaka na brzuchu w przypadku osoby posiadającej większe piersi i większy wiszący na szyi kłóci się z moją definicją przyjemnego zwiedzania. Mam ogromną nadzieję, że niedawne incydenty z puszkami pomidorów i klejem w muzeach sprawią, że trochę inaczej podejdzie się do udostępniania szafek zwiedzającym. Takie szafki, nawet przed muzeum, mogłyby przyśpieszyć proces wchodzenia do środka. W tym wypadku kontrola „lotniskowa” bardzo spowalniała wejście nawet tym, którzy (jak my) kupili bilet odpowiednio wcześniej przez internet. Ogromne kolejki ustawiały się także do wszystkich restauracji i kawiarni wewnątrz muzeum, co skutecznie zniechęciło nas do zjedzenia jakiegokolwiek lunchu tego dnia. Czas, jaki mieliśmy na zwiedzanie i bez tego okazał się niewystarczający.
W Metropolitan Museum of Art zdecydowanie jest co oglądać. Trzeba wręcz podejmować wybory i rezygnować z części wystaw, jeśli chce się zdążyć obejść całość przed zamknięciem. My bardzo szybko przejrzeliśmy część dotyczącą starożytnego Rzymu i Grecji – nasze doświadczenia z Rzymu i Aten były wciąż świeże. Sztuka Egipska była jednak nie do pominięcia. Szczególnie zachwyciły mnie drewniane figurki, które zachowały się w tak niesamowitym stanie, że początkowo myślałam, że to współczesna rekonstrukcja. Europejskiego średniowiecza nawet nie uwzględniliśmy w planach zwiedzania.
Dział współczesnej sztuki europejskiej jest z kolei warty o wiele dłuższej wizyty. W żadnym europejskim muzeum nie widziałam tylu impresjonistów i postimpresjonistów na raz. Najwięcej czasu spędziliśmy jednak w części dotyczącej sztuki amerykańskiej – w końcu po to się przyjechało do USA. Ekspozycje sztuki azjatyckiej były niesamowicie klimatyczne, często w trochę bardziej przygaszonym świetle, z intrygującą grą świateł ukazujących obiekty. Galeria niesamowitych instrumentów muzycznych, galeria zbroi, tak zwane „period rooms”, gdzie całe pomieszczenia zostały udekorowane tak, aby odzwierciedlać jakąś epokę… No i całe mnóstwo dzieł nowoczesnych… Jedno jest pewne: jeśli dane mi będzie odwiedzić jeszcze raz Nowy Jork, na pewno znowu spędzę cały dzień w MET’cie, choć tym razem chyba zawieszę kurtkę i plecak na jakimś drzewie przed wejściem. Oczywiście żartowałam.
MoMa (Museum of Modern Art) – myślę, że nie istnieje osoba, która interesuje się sztuką współczesną, a nigdy nie słyszała o MoMie. Muzeum Sztuki Współczesnej jest kilkukrotnie mniejsze od METu i to też ma swoje odzwierciedlenie w czasie, jaki trzeba mu poświęcić. Momentami wręcz czułam się zawiedziona – część wystaw tymczasowych wydawała się mniej interesująca i nie przykuła mojej uwagi jakoś specjalnie. Stała ekspozycja jest natomiast zdecydowanie warta odwiedzenia – nawet jeśli oznacza przebijanie się przez tłumy, często oblegające tylko pojedyncze dzieła, totalnie ignorując pozostałe. W Muzeum znajduje się mnóstwo naprawdę znanych obrazów, których zobaczenie na własne oczy jest bezcenne. Sam budynek jest też całkiem przyjemny – umieszczony w gęstej tkance miejskiej, wykorzystuje swoją lokalizację perfekcyjnie. Dzięki dużym przeszkleniom, podczas przechodzenia pomiędzy wystawami czy pomieszczeniami, można sobie łatwo przypomnieć, patrząc przez okno, że się nadal jest w Nowym Jorku.
Whitney Museum of American Art — Muzeum Sztuki Amerykańskiej, raczej współczesnej. Nie jest to duże muzeum, a wystawy są głównie czasowe, ale ich wybór jest świetny, co czyni miejsce zdecydowanie wartym odwiedzenia. Inną zaletą jest to, że wyższe piętra mają połączone ze sobą tarasy widokowe (na których również znajdują się rzeźby i instalacje), z fantastycznym widokiem na miasto.
Brooklyn Museum – nie jest to muzeum poświęcone dzielnicy Nowego Jorku (a wcześniej odrębnemu miastu), a duża galeria rozmaitej sztuki zlokalizowana tamże. Niech Was nie zmyli jego porównywalnie mniejsza popularność – to ogromne i fantastyczne muzeum, które zdecydowanie polecam odwiedzić. Ekspozycja stała obejmuje sztukę z całego świata, z ogromnym zbiorem sztuk amerykańskich – zarówno natywnych dawnych, jak i współczesnych. Poza tym my trafiliśmy na wystawę (chyba czasową) na temat: jak zmiany klimatu zagrażają ludom natywnym, nie tylko w Ameryce. Wystawy czasowe są fantastyczne, wręcz niesamowite. Szczególnie spodobała mi się wystawa Duke’a Rileya, nawiązująca do tradycji żeglarskich, ale angażująca ważne tematy. Szczerze mówiąc, ekspozycja tego muzeum zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie niż ta w MoMa.
National Museum of the American Indian – niewielkie, acz śliczne muzeum opowiadające historię rdzennych mieszkańców kontynentu. To chyba jedyne muzeum, w którym naprawdę poleciłabym odwiedzić sklepik – są w nim produkty ręcznie tworzone przez współczesnych Indian. Wstęp darmowy.
The 9/11 Memorial Museum – muzeum poświęcone historii ataku terrorystycznego z 11 września. My zrobiliśmy ten błąd, że zarezerwowaliśmy wejściówki w dniu darmowym i muzeum było strasznie zatłoczone. Szczególnie jego środkowa część, zawierająca najwięcej tekstów i informacji. Trudno się w niej było poruszać, jeszcze trudniej skupić na naprawdę interesujących faktach. Niestety nie można też w niej robić zdjęć, dlatego moja strategia pt „robić zdjęcia tablicom informacyjnym, przeczytać w spokoju po powrocie” nie mogła tutaj zadziałać. A naprawdę było co czytać — na temat wydarzeń 11 września 2001 roku napisano naprawdę wiele. Muzeum stoi na fundamentach bliźniaczych wież, i w większości znajduje się pod ziemią. Częścią ekspozycji są też zachowane fragmenty budynku i fundamentów. Na zewnątrz znajduje się naprawdę ciekawy pomnik pamięci, dostępny dla wszystkich, którzy chcieliby go zobaczyć (niebiletowany).
Skyscraper Museum – malusieńkie muzeum opowiadające o ogromnych budynkach, czyli muzeum wieżowców, głównie tych na Dolnym Manhattanie. Trochę modeli i rysunków, warto odwiedzić, będąc w okolicy, zwłaszcza że wstęp jest za darmo.
the Museum of the City of New York – podobno można spędzić w tym muzeum cztery godziny. Ja przeczytałam prawie wszystkie teksty i obejrzałam bardzo ciekawy film o historii miasta, i w półtorej godziny nie zostało już nic więcej do oglądania. Myślę, że warto zajrzeć do środka – nie powtarzajcie jednak mojego błędu polegającego na wyborze autobusu jako środka transportu! Dwie wystawy szczególnie zapadły mi w pamięci: o rewolucyjnej historii miasta oraz o rozwoju technologii.
Morgan Library and Museum – nie jest to ani najważniejsze, ani najpiękniejsze muzeum w Nowym Jorku, ale jeśli ktoś lubi ciekawe wnętrza i zapach starych książek, to jest to miejsce zdecydowanie dla niego. To miejsce kontrastów – pomiędzy starymi książkami w jego historycznej części a nową dobudówką zaprojektowaną przez Renzo Piano. To miejsce dało mi do myślenia: dlaczego większość współczesnych książek musi być taka brzydka? Odpowiedź jest prosta i nie chcę jej słyszeć.
Tenement Museum – muzeum umieszczone w kilku mieszkaniach kamienic, opowiadające o losach zwykłych ludzi. Niestety jeden bilet nie upoważnia do odwiedzenia wszystkich przestrzeni – trzeba wybrać jedną z kilku tras z przewodnikiem. Koncept takiego muzeum jest bardzo interesujący, jednak mam wrażenie, że czas przeznaczony na poszczególne elementy zwiedzania jest bardzo źle wyważony.
Muzeum w Statui Wolności i Muzeum Imigracji na Ellis Island – o tym będzie w kolejnym wpisie.
Nawet mając ponad tydzień w Nowym Jorku, można zobaczyć zaledwie garstkę muzeów zlokalizowanych w tym ogromnym mieście. Strona museumhack.com podaje, że w Nowym Jorku znajduje się aż 145 muzeów. Mogę się założyć, że zdecydowana większość mieszkańców Nowego Jorku nie odwiedziła ich wszystkich.
Z czego m.in. zrezygnowaliśmy:
- Solomon R. Guggenheim Museum – celowo zostawiliśmy sobie na kolejny raz. Podczas naszej wizyty większa część muzeum (wliczając w to słynną rampę, będącą jego najważniejszą częścią) było zamknięte z powodu renowacji. Nawet jeśli z tego powodu cena wejściówki została zredukowana, uznałam, że szkoda naszego czasu na takie „półzwiedzanie” i zawiedzenie się wnętrzem. Lepiej wrócić jeszcze kiedyś i zobaczyć budynek w pełnej krasie.
- American Museum of Natural History – bo to kolejne muzeum, w którym trzeba by było spędzić cały dzień i i tak wyszlibyśmy z niedosytem. Na pewno zdecydowanie warto je odwiedzić – jednak nie wszystko na raz.
- MoMA Ps1, the Met Cloisters, Cooper Hewitt Smithsonian Design Museum i the Jewish Museum – choć byliśmy w okolicy kilka razy, po prostu nie starczyło już na nie czasu.
- New York Transit Museum – też musi być fajnym miejscem, niestety trochę zbyt oddalonym od centrum. Może następnym razem!
Jeśli zaciekawiła Cię seria wpisów o Nowym Jorku, zobacz pozostałe jej części:
Ponieważ ten wpis rozwinął się do naprawdę monstrualnych rozmiarów, postanowiłam podzielić go na cztery części:
- Spacery po miejskich dzielnicach
- [ten wpis] Muzea Nowego Jorku
- Inne Atrakcje w Nowym Jorku
- Musicale, Broadway i ciekawostki na temat Nowego Jorku