10 powodów, dla których szanuję PKP

Wiem, że za sam tytuł posta co druga osoba mnie wyśmieje, ale mam nadzieję, że chociaż część powstrzyma się przed oceną do momentu zakończenia czytania wpisu.

Tak, wpis będzie połowicznie o PKP – po drugiej stronie postawię przewoźnika samochodowego (busiki) Ellmex-Sindbad. Pewnie nie znacie, nawet jeśli jesteście zaawansowanymi hipsterami – to taka małomiasteczkowa sieć busów szczycących się wszystkimi możliwymi wadami. W najlepszym przypadku wygląda to tak. Jeśli komuś nie chce się wytężać wzroku, podpowiem, że to w logu to najprawdopodobniej postać Alladyna na latającym dywaniku. Nie będę tu porównywać jednej bajki do drugiej, ani pisać o tym jak poprawne jest ich użycie w logu. Po prostu przejdę do tego, co jest tematem tego wpisu.

Dlaczego szanuję PKP? Dlatego, że nie jest tym śmierdzącym, zapyziałym, wstrętnym i nieprzyjemnym Ellmex-Sindbadem. Jeśli ktokolwiek myśli, że to niedostateczny powód – to zapraszam do kontynuacji czytania, a w razie dalszych wątpliwości – do odwiedzenia kielecczyzny i „przejażdżki” tym „tanim” gównem. Jeżeli chodzi o PKP – na ogół mam tutaj na myśli PKP Przewozy Regionalne, ale nie-aż-tak-częste podróże PKP Intercity na dłuższych dystansach, lub już naprawdę rzadkie korzystanie z usług innych przewoźników (np. Kolei Mazowieckich) nie różniły się tak bardzo.

Wszystko podane niżej oparte jest na ponad trzyletnim doświadczeniu – na codziennych wycieczkach pojazdami jednej bądź drugiej firmy w godzinach szczytu, czyli 6-7 i 14-18 (na tygodniu, w weekendy nieco rzadziej). Każdy z punktów będzie zawierał porównanie danego aspektu, co za każdym razem będzie kończyło się zwycięstwem PKP.


1. Nieśmiertelne spóźnienia

Ile razy słyszę nazwę PKP, prawie tyle razy mowa jest o wszelakich spóźnieniach. O ile zdarzyło mi się, że pociąg z Kielc do Gdańska miał opóźnienie godziny albo zatrzymał się na zadupiu przed Warszawą bo (?) na dwie godziny, to pociągi, którymi codziennie dojeżdżam do szkoły spóźniają się średnio kilkadziesiąt sekund, no już maksymalnie kilka minut. Skąd ta liczba? Otóż – na stacji zawsze jest zegarek i na ogół on działa, nawet poprawnie. Kiedy wskazówka pojawia się na godzinie oznaczającej rozkładowy odjazd, pociąg praktycznie zawsze odjeżdża ze stacji u mnie we wsi. Zdarzyło się kilka drobnych opóźnień, ale w większości były one nieodczuwalne. Dla kontrastu – dla firmy Ellmex-Sindbad spóźnienie się o dziesięć minut jest normą, tak samo jak przyjechanie o te 10 minut za wcześnie. A to dopiero sytuacja najczęstsza – poza tym występują spóźnienia prawie że godzinne czy nie-przyjazdy wcale. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że może powstać korek na drodze, bus może czekać na światłach i mogą się wydarzyć inne sytuacja opóźniające przyjazd. No ale czasem mam po prostu wrażenie, że ten słynny rozkład w ogóle nie istnieje, a busiki jeżdżą sobie kiedy chcą.


2. Najgorsza sytuacja

Najgorsze co się wydarzyło jeżeli chodzi o moje codzienne dojazdy do szkoły w przypadku PKP to nieprzyjazd pociągu spowodowany wyskoczeniem przed pojazd jakiegoś włóczęgi, o czym dowiedziałam się kilka godzin później od wujka google. Niestety było to już dosyć późno, więc wszystkie sklepy typu Piekarnia pod Telegrafem były opustoszałe i całą godzinę siedziałam głodna. Kolejny pociąg przyjechał punktualnie, ale zabrał więcej osób, więc był lekko przepełniony, ale miejsce siedzące i tak znalazłam. W przypadku busa najgorszym co mnie spotkało było czekanie na przystanku ponad 4 godziny w samym środku zimy, gapiąc się na rozkład przepełniony godzinami w których powinny pojawić się kolejne busy. Ani jeden nie zjawił się przez ten cały czas, a ja zdążyłam zamienić się w jedną głodną kostkę lodu (no przecież znając życie, jak tylko zrobiłabym krok z przystanku, od razu zjawiłby się bus i odjechałby zanim zdążyłabym go w ogóle zobaczyć). Ostatecznie ani jeden bus nie przyjechał i zmuszona zostałam do zmiany środka transportu na domowy. Nigdy tego nie zapomnę.


3. Miejsce na osobę

Pamiętam, kiedy jadąc busem, przepychający się za mną inni pasażerowie prawie zmiażdżyli mi twarz o przednią szybę. Innym razem jechałam w strachu, że za każdym razem jak ktoś otworzy drzwi wejściowe, to ja nie będę w stanie przytrzymać się i z busa nimi wypadnę, zanim zdążę wyjść i wypuścić opuszczającą pojazd osobę. Zdarzała się również jazda na tyłach. Myślę, że gdyby nie fakt, że wyłożenie się na ziemi potrzebuje chociaż minimalnej powierzchni, moje wszystkie zemdlenia z powodu braku powietrza mogłyby skończyć się dość tragicznie. W pociągach – a przynajmniej w tych, którymi ja dzień w dzień jeżdżę – praktycznie zawsze jest miejsce, nawet siedzące. Praktycznie raz zdarzyło mi się, że musiałam stać podczas całej tej pierwszej połowy września. Najczęściej miejsca jest na tyle, że nawet mój plecak może sobie usiąść, nie mówiąc już o całej tej reszcie bagażu jaki muszę ze sobą do szkoły brać.


4. Cena

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że cena jest zupełni odwrotnie proporcjonalna do jakości. Jednorazowy bilet na pociąg kosztuje zaledwie 3,09 zł (do marca tego roku było to 2,83). O ile bilet na busa kosztował jeszcze 4 lata temu zaledwie 3,50, dzisiaj cena ta wzrosła o 4 złote i nie przejawia żadnych tendencji malejących. Mogę się założyć, że dobije do dziesiątki jeszcze zanim skończę tę szkołę. W przypadku dojazdu niejednorazowego – bilety miesięczne funkcjonują w obu przypadkach nieco inaczej. Bilet miesięczny na pociąg kosztuje 58 zł z groszami (do marca było 53) i jego termin ważności to 30 dni od dowolnego momentu kupienia. Bilety na busa sprzedawane są przez kilka dni na przełomie miesiąca, w godzinach dość porannych i tylko wtedy. Kiedy ostatnio korzystałam z tej opcji, taki bilet kosztował ponad 160 zł, a teraz pewnie będzie już odrobinę więcej. Wszystkie podane ceny zawierają już w sobie poodejmowaną część finansowaną przez państwo (jednorazowe 37%, a miesięczne 49%).


5. Obsługa

Kierowca z zawodu jest niemiłym człowiekiem znudzonym i zmęczonym własną pracą. Spotkać nie wpisującego się w ten schemat to prawdziwe odstępstwo od normy. Niczym dziwnym za to jest kierowca rozmawiający przez telefon podczas jazdy, wściekający się lub wymagający od pasażerów czegoś, czego zrobić fizycznie się nie da (czytaj: w pełnym busie zrobienia miejsca dla kolejnych 30 osób na przystanku). W pociągach z maszynistą na ogół nie ma się kontaktu. Konduktorzy za to na ogół są miłymi ludźmi – wiadomo, że wyjątki się zdarzają, ale w takiej sytuacji nieprzyjemność trwa maksymalnie kilkadziesiąt sekund – bilet zawsze mam kupiony wcześniej, więc nawet nie muszę nic mówić.


6. Współpasażerowie

Coś co w sumie samo z siebie pełniłoby kluczową rolę przy wyborze środku transportu. Środowisko wewnątrz busa i wewnątrz pociągu to taka odmienność, że aż trudno uwierzyć. W busie większość pasażerów stanowią starsze panie – każda wyperfumowana czymś innym, każda dbająca o higienę w innym stopniu i chora na inny zestaw chorób. Co druga na tyle chora, że otwarcie tego malusieńkiego lufciku w dachu busa mogłoby spowodować serię strasznych powikłań w jej biednym organizmie. Większość z nich potrzebuje dwóch miejsc – dla siebie i swojej torebeczki, dla siebie i przelewającego się na drugie siedzenie brzucha, da siebie i dla „nie wpuszczę”. Podróżują najczęściej w godzinach, w których jest najbardziej tłoczno, pomimo, że mają na to praktycznie cały dzień. Reszta pasażerów to dojeżdżający do pracy podenerwowani ludzie, wkurzeni ściskiem wewnątrz pojazdu. Pasażerowie pociągu to zupełnie inne istoty. Często czytelnicy, ludzie spokojni i nie wadzący nikomu (a przynajmniej nie spotkałam się z jakimkolwiek wyrazem agresji podczas podróży). Z powodu braku tłoku, nikt nie wchodzi w strefę prywatną innych wbrew woli i to bardzo znacząco wpływa na jakość podróży. Oczywiście prasa powie, że w jakimśtam pociągu ludzie musieli stać nawet w łazienkach (o, dodatkowy plus tego rodzaju transportu) przez dużą liczbę godzin, ale wiadomo – kiedy napisze się, że „to złe pekape” coś zrobiło, to znajdzie się masa narzekaczy, którzy dwa razy w życiu jechali pociągiem, a gdy pojawi się artykuł o tym, że w jakiejś małomiasteczkowej sieci busów ludzie połamali sobie w ścisku kości, to nikt nawet nie zwróci na to uwagi.


7. Głośność

O ile na ogół w busach było okejnie, zdarzały się i przypadki, kiedy już brakowało mi możliwości podgłoszenia odtwarzacza mp3, aby zagłuszyć radio włączone tak głośno i na beznadziejnej stacji. W pociągu co prawda zawsze jest dość głośno, ale rytmiczny stukot nigdy nie przeszkadzał mi równie bardzo jak lecące w kółko sambadi det aj just tu noł. Może i w większości busów było wytrzymywalnie, ale teraz pociągi spokojnie wyprzedziły sindbady jakością, kiedy pojawiła się nowa seria szynobusów na mojej trasie. Jeżdżą cicho i ładnie i są naprawdę czyste.


8. Klimat

Pociągi przewozów regionalnych latem są klimatyzowane a zimą ogrzewane. Raz zdarzyło mi się jechać pociągiem, w którym na chwilę padła klimatyzacja. Nie odczułam tego. Kilka razy zdarzyło mi się usiąść na siedzeniu, które było za gorące (ogrzewanie pod siedzeniem w tych najstarszych pociągach jest koszmarne), więc się przesiadłam. Koniec listy negatywnych przygód. Busy sprawiają wrażenie ogrzewanych latem i klimatyzowanych zimą.


9. Przystanki

Ktoś, kto nigdy nie jechał busem pewnie nawet nie potrafi sobie wyobrazić, ile może trwać zatrzymanie się na jednym przystanku. Pozwólcie więc, że to mniej więcej zobrazuję. Nadjeżdża bus. Staje na przystanku i od razu zbiera się potężny tłumek przed drzwiami. Jedynymi otwartymi – tymi koło kierowcy. Wchodzi pierwsza osoba, recytuje nazwę biletu jaki chce kupić i zaczyna szukać portfela. Potem standardowe liczenie groszaków. Kolejne kilka osób wchodzi na mocy biletu miesięcznego, ale po chwili znowu trafia się osoba, która chciałaby zapłacić już. Na niektórych przystankach takie czekanie może ciągnąć się długie minuty. Wysiadanie z busa nie trwa już tak długo, ale również wymaga czasem przeciskania się pomiędzy ludźmi. W pociągach jest pod tym względem lepiej, że większość osób ma bilet już wcześniej, a wsiąść można przez jedne z wielu szerokich drzwi. Na niektórych stacjach rzeczywiście zdarza się pociągowi stać dłużej, ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało.


10. Miejsce

Dworce oczywiście nie są wspaniałym miejscem na spędzenie wolnego czasu. Są brudne i często jest na nich zimno. Nie zmienia to jednak faktu, że nie są one nawet po części tak złe, jak zły jest przystanek, zwłaszcza jeśli ogranicza się on do przekrzywionego znaku wbitego w beton. No bo to przecież Polska.


Ostatecznie – zdaję sobie sprawę, że mówienie, że coś jest dobre, dlatego, że jest lepsze od czegoś co jest złe, nie jest czymś wybitnie trafnym, jednak kiedy widzę ten kontrast pomiędzy jakością usług oferowanych przez obie te firmy, aż po prostu nie mogę nie myśleć o PKP jako o czymś złym. Druga sprawa, że przez tak długi czas nie doświadczyłam tych wszystkich „nieszczęśliwości”, o które oskarża się tę firmę. MOJE pociągi się nie spóźniają, spod siedzeń nie wychodzą pluskwy, nikt mnie nigdy w pociągu nie okradł, nie byłam zmuszona do stania w łazience. Zamiast tego doświadczyłam punktualności, spokojnej drogi, miłej obsługi i to wszystko po zupełnie niskiej cenie. Wiem, że gdzie indziej są normalne autobusy, jest metro i są tramwaje. W tym wygwizdowie jednak nie ma co liczyć na takie rzeczy i cieszę się, że chociaż to PKP ma tu jeszcze jakąkolwiek działalność.

You May Also Like