Budapeszt

Odwiedzić wszystkie europejskie stolice – to jeden z celów, które postawił sobie niejeden turysta. Mając już pewne porównanie, ludzie często wymieniają, które stolice podobały im się najbardziej. Budapeszt stoi na samym szczycie niejednej tego typu listy. Dla mnie było to miasto odkładane wiecznie na „następny raz”. Choć całkiem niedaleko, choć dobrze skomunikowane… długo czekało na swoją kolei. I ta w końcu nadeszła

W tym wpisie opiszę, co mnie zaskoczyło w Budapeszcie (i na Węgrzech ogólniej), co mnie szczególnie zachwyciło, a co wzbudziło bardziej negatywne emocje. Mój blog nie jest przewodnikiem turystycznym, a raczej pamiętnikiem, który jednak może być swojego rodzaju zbiorem wskazówek i pomysłów dla każdego, kto również myśli o odwiedzeniu stolicy Węgier.

Zacznę od czasu i planowania: choć wcześniej planowałam do Budapesztu dojechać pociągiem, ceny biletów na samolot (jak i godziny odlotów) były porównywalnie zbyt kuszące. Nowy plan zakładał niecałe 6 dni (od 8 rano pierwszego dnia do 17 ostatniego) i nie zawierał konkretów. Cała wyprawa okazała się bardzo spontaniczna, ze względu na brak czasu przed wyjazdem na doczytanie wszystkich ważnych informacji. To oczywiście zaowocowało kilkoma błędami, o których przeczytacie dalej. Mimo to, Budapeszt jest bardzo łatwym celem turystycznym, komunikacja publiczna jest bardzo sprawna i wiarygodna, a sklepy, jedzenie i inne „podstawy” nie odbiegają od tego, czego można się spodziewać w innych europejskich miastach.

No za wyjątkiem języka, który jest zupełnie niepodobny do innych znanych mi języków. O ile we Włoszech, w Hiszpanii czy nawet na Islandii, całkiem wiele znaczeń da się po prostu odgadnąć przez podobieństwo do innych języków, na Węgrzech nie ma co na to liczyć. Mieszkańcy też bardzo często znają inne języki na bardzo podstawowym poziomie – nawet w punktach informacji turystycznej nie ma co liczyć na płynną konwersację po angielsku. Za to w sklepiku z pamiątkami pomocny okazał się język niemiecki. Przewodnicy natomiast mówią doskonale po angielsku, więc w tym przypadku nie ma się co martwić!

Wracając do chronologii: lotnisko w Budapeszcie jest raczej bezproblemowe, a dojazd z niego i na nie autobusem po prostu idealny. Nie trzeba go planować, bo przystanek jest przy samym wyjściu z terminala, a autobus odjeżdża w ciągu dnia nawet co osiem minut. Dzięki temu, bez problemu udało nam się zdążyć na – standardowy już dla nas – free walking tour, i to po pozostawieniu walizek w hotelu. Ku naszemu zaskoczeniu, nawet pomimo wczesnego przybycia nasz pokój był już wolny. Sam hotel, pomimo stosunkowo niedużej ceny (wciąż mnie trochę boli to, ile kosztowała jedna noc w średniawym hotelu w Würyburgu), okazał się naprawdę w porządku. I w samym centrum, trzy minuty piechotą od punktu startowego oprowadzania z przewodnikiem.

Nie polecę Wam konkretnej firmy w przypadku free walking tourów po Budapeszcie, bo jestem przekonana, że każdy wybór będzie dobry, a oferta tego typu atrakcji jest naprawdę duża. Nasz tour zaczął się od wprowadzenia historycznego, a następnie przeszedł wokół najważniejszych obiektów w centrum Peszt.

Powinnam tutaj więc wrzucić krótką dygresję: jeszcze 200 lat temu nie istniało miasto Budapeszt. Stolica Węgier powstała pod koniec XIX wieku z połączenia trzech miast: Budy, Obudy i Pesztu. Peszt był miastem na wschodnim brzegu Dunaju i obecnie to tutaj wydaje się być zlokalizowane bijące serce centrum. Buda z kolei mieści zamek z muzeami historycznymi oraz wzgórza widokowe. Budapeszt to obecnie ogromne miasto, bardzo różnorodne, z ogromną ofertą kulturalną. Te 6 dni spędzonych w stolicy Węgier moim zdaniem było niedostateczne. Pełny tydzień to moim zdaniem taki minimum aby zobaczyć wszystkie najważniejsze atrakcje, choć miasto na pewno ma sporo do zaoferowania tym, którzy zdecydują się zostać na dłużej, lub nawet w nim zamieszkać.

Zanim opiszę, co konkretnie udało nam się zobaczyć, muszę opowiedzieć o błędzie, który zrobiliśmy i który w dużym stopniu na to wpłynął. Mylić się jest rzeczą normalną, a tylko ten kto nie podróżuje nie robi błędów podczas podróży. U nas takim potknięciem był zakup karty Budapest Card – oficjalnej karty miejskiej, która początkowo wydawała się być świetną ofertą, ale na miejscu okazała się katastrofą i źródłem wielu nieprzyjemności. To, że wliczony w nią bilet na komunikację publiczną nie zawiera autobusu lotniskowego, było raczej do przewidzenia – prawie zawsze tak jest w przypadku tego typu ofert. Natomiast byłam naprawdę negatywnie zaskoczona, kiedy okazało się, że nie dość, że z tą kartą nie można wejść nigdzie bez kolejki, to jeszcze do zdecydowanej większości obiektów nie da się zarezerwować darmowej wejściówki z wyprzedzeniem, przez co posiadacze BudapestCard muszą się ustawić w osobami z ludźmi bez biletu. A to jeszcze nie jest najgorszym aspektem tej karty! Okazało się, że może i oferuje ona darmowe wejścia do muzeów i galerii sztuki, ale nie na wystawy czasowe! Chcąc odwiedzić taką, trzeba zakupić cały nowy bilet – w muzealnej kasie nawet nie zgodzili się na „dopłacenie” różnicy w cenie biletu całego vs tylko na wystawę czasową. Wniosek: NIE KUPUJCIE TEJ KARTY! To jest prawdziwa ściema i fakt, że jest oficjalna i promowana przez miasto i instytucje tego nie zmienia.

Muzea

No więc jakie muzea udało nam się odwiedzić:

Węgierskie Muzeum Narodowe (Magyar Nemzeti Múzeum) – nie wyobrażam sobie odwiedzić stolicy kraju i nie zajrzeć do obecnego tam Muzeum Narodowego. To taki „must see”. Tutaj o dziwno negatywne opinie w Internecie budziły pewne wątpliwości, jednak te szybko rozmyły się na miejscu. Muzeum jest zdecydowanie warte zobaczenia, zwłaszcza jeśli interesujesz się historią.

Muzeum Sztuk Pięknych (Szépművészeti Múzeum)– ogromne muzeum z bogatymi i niesamowitymi zbiorami, które trochę przypominało mi nowojorski Met. Podobne były też kolejki do wejścia, w których dane nam było spędzić kilkadziesiąt minut. Pomimo ogromnych tłumów na wejściu, wnętrza muzeum są puste i przestronne, tak że łatwo się przyjrzeć obiektom, przeczytać opisy (w całości przetłumaczone na angielski). Muzeum zawiera sztukę z całego świata, acz głównie europejską – sale poświęcone są kolejnym epokom i stylom. Jedynie mała część na najwyższym piętrze skupia się na sztuce węgierskiej. Dla miłośników sztuki zdecydowanie „must see”, na który można spokojnie poświęcić kilka godzin.

Pałac Sztuki (Műcsarnok), pokazujący się też pod niemiecką nazwą Kunsthalle, to niesamowicie piękny budynek stojący naprzeciwko Muzeum Sztuk Pięknych. Jego ekspozycja jest o wiele mniejsza niż wcześniej wspomnianego, ale absolutnie warta zobaczenia. Prezentowane są wystawy czasowe, zdecydowanie wysokiej jakości.

Muzeum Etnograficzne (Néprajzi Múzeum) ma niesamowite zbiory i jeszcze do niedawna mieściło się w przepięknym pałacu. Po kilku latach ambitnych prac konserwatorskich, katalogowaniu i digitalizacji obiektów, eksponaty powoli przenoszone są do nowego obiektu – zupełnie współczesnej architektury w pobliżu dwóch ostatnio opisanych muzeów. W nowym budynku obecnie można odwiedzić bardzo ciekawą wystawę czasową: „We have arrived”, gdzie „my” to wybrane obiekty o szczególnej wartości, których historia jest dokładnie przedstawiona. Na końcu umieszczony jest duży ekran, prezentujący filmy o pracach nad zbiorami. Choć wystawa bardzo mi się podobała, z chęcią odwiedziłabym muzeum jeszcze raz, kiedy to wystawa stała będzie tematem tej wizyty. Obecne wystawy stałe wydają się prezentować tylko namiastkę tego, co będzie można zwiedzić w tym potężnym obiekcie już niebawem.

Co więcej, obecne Muzeum Etnograficzne połączone jest z Liget Visitor Center, którego główną zawartością są dwie ogromne makiety – Budapesztu i rozbudowy parku Liget, gdzie mieszczą się wyżej wspomniane muzea, a niedługo dojdzie jeszcze kilka nowych!

Dom Muzyki (Magyar Zene Háza) – to nowoczesny, niedawno wybudowany budynek o wyjątkowej formie (przypominającej grzyba), pełniących kilka funkcji. Jedną z nich jest muzeum muzyki, znajdujące się na piętrze minus dwa. Muszę przyznać, że to jedno z najlepszych muzeów, jakie odwiedziłam w tym roku, i nie pamiętam kiedy ostatni raz doświadczyłam tak dobrze zrobionej wystawy multimedialnej. Na wejściu każdy otrzymuje specjalne słuchawki z już odgórnie ustawionym językiem. Elementy wystawy aktywują automatycznie dźwięk w słuchawkach, tak że wiele osób może słuchać różnych rzeczy, w różnych językach, nie przeszkadzając sobie nawzajem. Wystawa jest naprawdę angażująca, jej zawartość ciekawa i dobrze podana. Mnóstwo szczegółów i ciekawostek, chronologiczna ogólna historia muzyki (prawidłowo i całościowo podana) i fokus na muzykę węgierską, zarówno tradycyjną jak i popularną. Odwiedzenie wystawy stałej zajmuje trochę ponad dwie godziny, choć chcąc się z nią zapoznać od deski do deski, poleciłabym przeznaczyć trochę więcej czasu.

Hopp Ferenc Ázsiai Művészeti Múzeum – zbiór sztuki azjatyckiej, w tym przypadku w ogromnej większości drzeworytów japońskich. Choć uwielbiam tego typu dzieła, nie powiedziałabym, że to muzeum koniecznie trzeba zobaczyć. Oprócz niedużej wystawy, budynek ma jeszcze ciekawe podwórko, z rzeźbami i ogrodem.

Węgierski Dom Fotografii (Magyar Fotográfusok Háza – Mai Manó Ház) – ten secesyjny budynek jest po prostu prześliczny, i nawet nie planując odwiedzić wystawy warto chociaż zerknąć na jego fasadę z zewnątrz. Znajduje się obok Opery i muszę przyznać, że robi wrażenie. Ekspozycja jest nieduża, ale mając BudapestCard, nie szkodzi ją zobaczyć. W przeciwnym razie to już kwestia zainteresowań.

Pálinka Museum Budapest – o ile nie jesteś wielkim fanem rozmaitych trunków, nie powiedziałabym, że to „must see” w Budapeszcie, ale mając tę atrakcję wliczoną w BudapestCard, nie szkodzi ją zaliczyć. Palinka to owocowy napój wysokoprocentowy a prawnie zastrzeżonej nazwie. Muzeum palinki to tak właściwie jedna sala z kilkunastoma obiektami i tekstami po angielsku. Zdecydowanie polecam skorzystać z oprowadzania przewodnika po wystawie, aby posłuchać trochę o historii trunku i dlaczego ma on takie duże znaczenie dla kultury Węgier.

Węgierska Galeria Narodowa – umieściłam na dole listy ze względu na geograficzne położenie budynku po drugiej stronie rzeki (na zamku), jednak absolutnie nie jest to miejsce mniej ważne od pozostałych. Wręcz przeciwnie! To chyba ekspozycja tego muzeum zrobiła na mnie największe wrażenie, najbardziej zachwyciła i najdłużej przytrzymała przy prezentowanych płótnach. W Galerii Narodowej można zobaczyć dzieła najwybitniejszych węgierskich malarzy modernistycznych i współczesnych. Patrząc na te obrazy, aż nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie dostały się do europejskiego kanonu – przecież to czysta sztuka! Jeśli masz czas, aby odwiedzić tylko jedno muzeum w Budapeszcie, niech to będzie właśnie to. (Mnie tutaj bolał brak biletu na wystawę czasową najbardziej)

Muzeum Historyczne na zamku i St Stephen’s Hall (Budapesti Történeti Múzeum – Vármúzeum)– umieściłam razem, ponieważ obiekty mają wspólną kasę, ale uwaga: obowiązują dwa osobne bilety! Wybierając bilet na „całe muzeum historyczne” dostaniesz bilet na „muzeum historyczne bez St Stephen’s Hall” – o to pomieszczenie trzeba *dodatkowo* poprosić przy kasie i zrobić rezerwację wejścia na konkretną godzinę! A teraz w skrócie: muzeum umieszczone na zamku Buda przedstawia historię miasta w ciekawy i zajmujący sposób. Wszystkie teksty przetłumaczone są na język angielski. Muzeum jest naprawdę spore, zwłaszcza biorąc pod uwagę obszerną część podziemną. St Stephen’s Hall to jedyne zachowane w całości pomieszczenie z oryginalnymi dekoracjami. Odwiedzając je można sobie wyobrazić, że tak kiedyś wyglądał cały zamek. Myślę też, że ograniczanie liczby odwiedzających nie jest złą opcją – o wiele lepiej tego typu miejsca podziwiać w stosunkowym braku tłumu, nawet jeśli wymaga to poczekania na swoją kolej.

Inne budynki

Parlament (Országház) – prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalny budynek w Budapeszcie, widniejący na większości pocztówek i znany na całym świecie. Praktycznie jedyne miejsce, do którego warto zabookować wejściówkę z okołomiesięcznym wyprzedzeniem. Oprowadzanie odbywa się w grupach, gdzie każdy dostaje słuchawki i audioguide, ale wciąż należy trzymać się grupy (na końcu idzie ochroniarz i pilnuje, aby nikt „się nie zgubił”). Budynek zdecydowanie warto odwiedzić! Wnętrza są niesamowite, a historia naprawdę ciekawa. W ostatnim pomieszczeniu można pozostać już bez ograniczeń czasowych – znajduje się tam piękna makieta budynku oraz kilkanaście ekranów z filmami opowiadającymi o różnych rzeczach związanych z budynkiem – na przykład o konkursie na jego projekt i pozostałych nagrodzonych propozycjach, o tym jakich prac konserwatorskich wymaga on każdego dnia, jak funkcjonują systemy wentylacji i tak dalej. Jeśli interesujesz się architekturą, zdecydowanie zaplanuj sobie dodatkową godzinę do spędzenia tylko w tej sali.

Do Budynku Parlamentu przynależy jeszcze Muzeum Zgromadzenia Narodowego (Országgyűlési Múzeum) (niestety prawie wszystkie teksty tylko po węgiersku, za to wstęp darmowy) oraz niewielkie Lapidarium, dostępne z zewnątrz. Poza tym mały tip: naprzeciwko wejścia na główną ekspozycję znajdują się płatne toalety, które akceptują tylko węgierskie monety. Zapytałam w sklepiku, czy mogliby mi rozmienić banknot i dowiedziałam się, że bezpośrednio za szklaną ścianą znajduje się kolejna grupa toalet, tym razem darmowych! Nawet nie 20 metrów odległości od tych płatnych, i zupełnie czyste.

Opera – Opera Narodowa w Budapeszcie to kolejny budynek, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Idealnie byłoby uczestniczyć w wydarzeniu muzycznym w jej Sali, jednak oprowadzanie z przewodnikiem ma również swoje zalety. Przede wszystkim: można poznać historię obiektu i dowiedzieć się kilku ciekawostek: na przykład ile złota zostało wykorzystane do powleczenia cienką warstwą tych niezwykłych wnętrz. Na końcu oprowadzania czeka niespodzianka (którą wam zdradzę, i tak wszędzie przeczytacie o tym w recenzjach): krótkie wykonanie opery na głównej klatce schodowej! Biletów nie trzeba rezerwować z wyprzedzeniem, choć warto sprawdzić wcześniej godziny oprowadzań i stawić się wcześniej. Jeśli znacie jakiś inny język obcy niż angielski, dobrym wyborem będzie oprowadzanie w tymże. Nasza anglojęzyczna grupa liczyła prawie pół setki turystów, podczas gdy w mijanej grupie francuskojęzycznej były tylko trzy osoby. Gdybym wiedziała, pewnie zapytałabym o język niemiecki.

Kościoły i Synagogi

Kościół Najświętszej Marii Panny (Mátyás templom – Matthias Church) – zlokalizowany naprzeciwko Bastionu Rybaka, to niezwykle piękny odrestaurowany kościół w stylu gotyckim, o bardzo bogatym wnętrzu i ciekawych dekoracjach. Jego ogromną zaletą jest widok, jaki oferuje ze swojej wieży – należy na nią kupić osobny bilet, na konkretną godzinę, ale nie jest on drogi. Po krótkim wprowadzeniu na pierwszym piętrze ma się 20 minut na wspinaczkę na górę, nacieszenie się tarasem i powrót.

Kościół w jaskini (Gellérthegyi Barlang) – zdecydowanie warty odwiedzenia ze względu na swoją wyjątkową formę. Nie każde miasto ma przecież swój Kościół w Jaskini. Konsekrowany niecały wiek temu, pełnił także inne funkcje, aby obecnie wrócić do swojej funkcji sakralnej i przy okazji stanowić ciekawą atrakcję turystyczną.

Bazylkika św. Stefana (Szent István Bazilika) – budynek stosunkowo nowy (1905), ale wciąż budzący wrażenie swoim rozmiarem i wyrazistą fasadą. To mieszanka stylów, trochę kojarząca mi się z podobnymi obiektami w Wiedniu. Wnętrza są niezwykle piękne i przestronne. Podczas naszych odwiedzin akurat odbywały się tam przygotowania do ceremonii ślubu. Z tego typu okazji, dla turystów wyłączana jest tylko główna nawa, jednak wciąż można budynek zwiedzać. Muszę przyznać, że trochę mnie to zdziwiło: w ten sposób czyjś ślub jest dodatkową atrakcją turystyczną (pani przy kasie wręcz powiedziała, że mogę uczestniczyć w ceremonii, jeśli chcę). Dla mnie jednak ślub nieznanej mi osoby był mniej ważny niż widok z tarasu na kopule kościoła. Jako, że budynek jest nowy, można się na niego dostać nawet windą, a nawet dwoma! Pierwsza winda kończy swój bieg na poziomie skarbca, skąd można kolejną podjechać na sam taras. Prowadzi do niej kilka schodków, więc nie powiedziałabym jednak, że budynek jest dostępny dla ludzi z niepełnosprawnością ruchową. Zawsze to jednak ułatwienie dla pozostałych.

Kociół św. Marii Magdaleny (Mária Magdolna Torony) – obecnie częściej określany jako „Buda tower”, ponieważ wieża to jedyna zachowana część świątyni. I ta wieża, po pokonaniu licznych schodów, oferuje kolejny niesamowity punkt widokowy Budapesztu.

Synagoga na ulicy Dohány (Dohány utcai Zsinagóga) – to najważniejszy budynek sakralny tego typu w Budapeszcie, a według niektórych źródeł największa synagoga w Europie. Wiele stron internetowych podaje, że warto zarezerwować bilety do niej z wyprzedzeniem. Na miejscu okazało się, że po góra kwadransie stania w kolejce, bez problemu udało nam się dostać bilety. Odwiedzając synagogę, pamiętaj o odpowiednim ubiorze. W przeciwnym wypadku będziesz musiał kupić plastikowy fartuch i w nim chodzić. Mężczyźni bez nakrycia głowy dodatkowo dostaną papierową czapeczkę. Po kontroli a’la lotniskowej, wchodzi się na wygrodzony teren, który zawiera kilka obiektów:

  • Główną synagogę – w której zaczyna się też oprowadzanie z przewodnikiem (polecam!). Budynek jest totalnie niesamowity wewnątrz. Drewniana konstrukcja, przepięknie zdobione stropy i wiele geometrycznych dekoracji potrafią naprawdę ucieszyć oko. Ciekawostką jest też to, że w obiekcie mieszczą się ogromne organy – jest to jednak niedopowiedzenie, ponieważ oficjalnie synagogi nie mogą mieć organów, ale te, znajdując się ZA Torą, oficjalnie nie są wewnątrz budynku.
  • Drugą, malutką synagogę
  • Zabytkowy cmentarz
  • Muzeum Węgierskich Żydów
  • Galerię Fotografii, prezentującą historię węgierskich Żydów, dzięki bardzo szczegółowym opisom towarzyszącym kolejnym planszom tematycznym

Synagoga na ulicy Kazinczy (Kazinczy utcai Zsinagóga) – mniej popularna pośród turystów, ale równie piękna, o niezwykle barwnym wnętrzu.

Synagoga na ulicy Rumbach (Rumbach zsinagóga) – kolejny niezwykle dekorowany budynek, cieszący oko swoimi motywami. Dzieło Otto Wagnera, którego możecie kojarzyć z niesamowitą architekturą wiedeńską. Niezwykła główna hala o ośmiokątnym kształcie sprawia fantastyczne wrażenie. Dodatkowo w obiekcie znajduje się jeszcze muzeum, ale jego wystawa mnie nie zachwyciła. Dla samych wnętrz warto jednak i tam zajrzeć.

Atrakcje

Fisherman’s Bastion (Halászbástya) – wydaje mi się, że to drugie najbardziej rozpoznawalne miejsce w Budapeszcie, zaraz za parlamentem. Zabudowania fortyfikacyjne są niezwykle urokliwe, ale ich najważniejszym aspektem jest widok, jaki oferują na drugą stronę rzeki, w tym na Budynek Parlamentu. Można wykupić wejściówkę na taras – nie jest to konieczne, bo prawie taki sam widok oferuje niższe piętro. Biorąc jednak pod uwagę tłumy turystów oraz niską cenę, jest to rzecz warta rozważenia. Nie wiem, czy to przypadek, czy tak jest zawsze, ale kiedy wróciłam na Bastion późnowieczorną porą, aby porobić kilka zdjęć nocnych, bramki były zupełnie otwarte i niebiletowane.

Rejs statkiem po Dunaju to coś, co aż krzyczy, że jest pułapką na turystów, a jednak nie jest. Widok na przybrzeżne zabytki z poziomu wody jest niesamowity i zdecydowanie warty Twojego czasu. Do wyboru jest mnóstwo firm, a ceny zaczynają się od naprawdę niskich za sam rejs, aż po all-inclusive rejsy z muzyką na żywo i kilkudaniowym obiadem. Dzięki temu, że oferta jest tak bogata, tak naprawdę nawet w szczycie sezonu nie trzeba robić rezerwacji z wyprzedzeniem. Polecam jednak na dzień czy dwa wcześniej zabookować rejs o zachodzie słońca – cena ta sama, a widoki niesamowite, a na ten jeden moment na ogół bilety jednak znikają szybko.

Ruin Bars – są dokładnie tym, na co wskazuje nazwa: barami umieszczonymi w zapadających się gmaszyskach, które zamiast zostać wyburzone stały się atrakcją turystyczną. Najbardziej znane miejsce tego typu nazywa się Szimpla Kert i składa się z dwóch pięter pełnych dekoracji, świateł, starych krzeseł i połamanych stołów, sztuki i wandalizmu, kultury i komercji. Jest to miejsce niezwykłe, o niespotykanym klimacie. Wybierając się tam, warto dotrzeć jeszcze przed zmierzchem, aby zająć sobie stolik w dogodnym miejscu.

Przejażdżka tramwajem numer 2. Dowiedziałam się ostatnio, że nie tylko ja kocham widoki z okna komunikacji publicznej, a ten tramwaj takie zdecydowanie oferuje. Nawet przejazd w tę i z powrotem jest tego zdecydowanie warty! Trasa tramwaju numer 2 odbywa się prawie w całości wzdłuż Dunaju, więc fantastyczne widoki gwarantowane (w zależności od kierunku, upewnij się, że siedzisz po właściwej stronie!). Poza tym, tramwaj omija budynek Parlamentu, przez co można go obejrzeć gmach z 3 różnych stron, nie wychodząc z pojazdu. A zastanawiając się, gdzie warto zakończyć podróż: na przykład na przystanku Fővám tér M, tuż obok zabytkowego budynku targów.

Centralna Hala Targowa (Nagy Vásárcsarnok) – ciekawy budynek, gdzie można wyposażyć się w produkty regionalne oraz przedrożone pamiątki. Nie będę się o tym miejscu rozpisywać – dodam tylko, że w podziemiach jest Aldi, co może się okazać dość praktyczne dla podróżnika.

Wzgórze Gellért (Gellért-hegy) – to praktycznie miejski park, z dużą liczbą atrakcji typu place zabaw i punkty widokowe. Niestety cytadela na jego szczycie jest obecnie zamknięta i nie polecam wspinaczki.

W części Buda znajduje się niesamowita sieć jaskiń – częściowo naturalnych, a częściowo stworzonych ludzką ręką. Większość z nich jest niedostępna dla zwykłego turysty, jednak są cztery opcje, żeby jednak łatwo postawić swoją nowę pod ziemią:

  • odwiedzić część zwaną Labiryntem, pod wzgórzem zamkowym
  • odwiedzić Kościół w Jaskini
  • odwiedzić Muzeum Hospital in the Rock, gdzie za pomocą woskowych figur przedstawiona jest historia bunkra nuklearnego
  • zabookować wycieczkę z przewodnikiem po podziemnym parku narodowym, zamkniętym dla pojedynczych turystów, ale zdecydowanie wartym odwiedzenia z angażującym oprowadzaniem przez kogoś kto zna się na rzeczy. Wewnątrz jest oczywiście dość chłodno, więc zmarźlaki powinny się zaopatrzyć w dodatkowe okrycie wierzchnie, a każdemu ogólnie polecam uważać na głowę – jest tyle okazji, aby się uderzyć! Mimo to, absolutnie warto!

Czego nie udało mi się odwiedzić

Łaźnie termalne – mi już na nie nie starczyło czasu. Ponadto, z powodu upałów, ich większość była zbyt zawalona ludźmi, abym koniecznie chciała się tam pchać. Jestem jednak przekonana, że to ciekawa atrakcja turystyczna, zwłaszcza w chłodniejszej części roku. Wiele osób nie wyobraża sobie podróży do Budapesztu bez zaliczenia wszystkich, albo co najmniej kilku gorących źródeł. Myślę, że coś w tym jest, więc może następnym razem?

Zamek Vajdahunyad – choć mijałam go kilkakrotnie, jakoś nigdy nie starczyło czasu, aby zajrzeć do środka. Zamek znajduje się w parku miejskim, niedaleko wielu z wymienionych wcześniej muzeów. Nie jest to jednak obiekt wyjątkowo historyczny – postawiono go zaledwie wiek temu.

Dworzec Główny – to chyba miejsce, którego nie zobaczenia żałuję najbardziej. Dzieło Gustave’s Eiffle’a jest niezwykłym miejscem. Liczę, że kiedyś dana mi będzie co najmniej przesiadka na nim.

Podziemne Muzeum Kolejowe (Földalatti Vasúti Múzeum) – nie sądzę, że to duże muzeum, ale było też wliczone w BudapestCard. Mimo to, po prostu nie starczyło na nie czasu.

House of Terror (Terror Háza Múzeum) – museum historii komunizmu i faszyzmu. Opisy w internecie trochę zniechęciły mnie do odwiedzenia tego muzeum, acz gdybym miała więcej czasu pewnie i tak bym to zrobiła.

Ciekawostki:

  1. Jedną z rzeczy, które zaskoczyły mnie najbardziej było to, jak płytko umieszczone są stacje metra w Budapeszcie. Do wielu z nich wystarczy zejść tylko po jednym biegu schodów – prosto na peron. Warto więc sprawdzić wcześniej, czy aby na pewno schodzi się na ten właściwy!
  2. W wielu muzeach oprócz zwykłego biletu trzeba jeszcze wykupić bilet fotograficzny, jeśli chce się robić zdjęcia. Jego cena to na ogół ½-1/4 biletu dla jednej osoby, więc nic tragicznego.
  3. W sklepach z pamiątkami nie można kupić znaczków, a większość budynków poczty jest zamknięta w weekendy. Większość, ale nie wszystkie! Jadąc do jednego z tych „sobotnich” oddziałów nastawiałam się na najgorsze. Wszystko jednak przebiegło bezproblemowo, pani przy kasie była niesamowicie miła, a kolejki nie było wcale.
  4. Wydaje mi się, że Miasto inwestuje ogromne pieniądze w pracowników publicznych. Policjanci, ochroniarze, sprzątacze, pięć osób zatrudnionych do jednej muzealnej kasy (jeden obsługuje, pozostali obserwują), trzy osoby sprawdzające bilety na wejściu do autobusu… Nie mówię, że to źle, ale wydaje mi się to bardzo nieefektowne gospodarczo (możecie odebrać mi certyfikat lewaka).
  5. Chyba więc nie muszę Was dodatkowo przestrzegać: nie jeźdźcie na gapę!

Na koniec kilka fot z nocnej sesji:

Budapeszt to niezwykłe miasto, mające bardzo wiele do zaoferowania, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Myślę, że nie bez powodu stolica Węgier przyciąga coraz więcej turystów, nawet pomimo problemów politycznych. Jest to też stosunkowo łatwy cel podróży, do której nie trzeba się szczególnie przygotowywać, i rezerwować wszystkiego z wyprzedzeniem. W temacie kosztów, myślę, że jest bardzo porównywalnie do Warszawy czy Pragi – może kiedyś było tanio, ale teraz jest „średnio”. Wciąż jednak wychodzi taniej, niż odwiedzanie pomniejszych niemieckich miast.

You May Also Like