Minęły już trzy tygodnie od naszego powrotu ze Szczecina. Ten krótki i spontaniczny wypad początkowo miał objąć tylko jeden dzień, ale po szybkim zerknięciu w rozkład pociągów, postanowiliśmy, że nie ma sensu tak szybko wracać. Jak się okazało, i dwa dni to za mało na to piękne miasto.
Szczecin to jedno z tych miast, które ludzie traktują często jako „przystanek po drodze do…”. Słynie on z niedawno wyróżnionego nagrodą im. Miesa van der Rohe budynku Filharmonii, którego nie da się nie zapamiętać. Poza wiedzą o istnieniu kilku szczecińskich zabytków i lokalizacji miasta na mapie Polski, nie wiedziałam nic o tym kawałku terenu. Ach, no może jeszcze pamiętałam ten charakterystyczny układ ulic, przez który Szczecin nazywany jest “Małym Paryżem”. Kiedy padło więc pytanie, czy chcę odwiedzić Szczecin, odpowiedź była oczywista.
Cztery i pół godziny w pociągu uświadomiło, jak daleko leży Szczecin od Trójmiasta. Poza tym, czułam też zupełną odmienność tego miejsca. Wszystko wydawało się być zrobione tak jakby trochę w inny sposób. Do czego innego przyłożony został wysiłek i fundusze, niż w większości znanych mi miast. Najpiękniej zorganizowane okazały się tereny zlokalizowane bezpośrednio nad Odrą – tam właśnie zaprojektowano idealne miejsce do długich spacerów z pięknym widokiem na rzekę i nie mniej wspaniałym na architekturę zlokalizowaną na Wałach Chrobrego. Ta część miasta poprzecinana jednak została potężnymi konstrukcjami mostów łączących dwa brzegi rzeki. Ogromne podpory stały się częścią miejskiego krajobrazu i jednocześnie płótnem dla artystów graffiti.
Szczecin jest dość nietypowym miastem. Jego najbardziej reprezentacyjną częścią nie jest plac przed ratuszem lub długa ulica z malowniczymi kamienicami, nawet jeśli obie formy urbanistyczne w nim występują. Tutaj cała uwaga skupiona jest się na rzece – a dokładniej na Wałach Chrobrego. Rozmieszczone na potężnym wzniesieniu najważniejsze budynki tworzą malowniczą sylwetę. Widok ten nie jest jednak jednostronny – i na drugim brzegu rozmieszczone są ciekawe obiekty, choć tym razem głównie przemysłowe. Potężne żurawie rzucają się w oczy równie dobrze co te w gdańskiej stoczni.
Przybywając do Szczecina, nie spodziewaliśmy się, że natrafimy na uroczyste rozpoczęcie roku akademickiego Akademii Morskiej. Było to duże wydarzenie, z orkiestrą dętą, przemowami i przemarszem studentów w mundurach. Wszystko na tle pięknego gmaszyska Gmachu Głównego Muzeum Narodowego w Szczecinie.
Wały Chrobrego obecnie mają jeszcze jedną funkcję (poza eksponowaniem pięknej architektury) – są doskonałym punktem widokowym.
Oczywiście nie wyobrażam sobie wizyty w Szczecinie bez odwiedzenia wspomnianej już Filharmonii. Biały budynek, wychwalany przez czasopisma architektoniczne, wielokrotnie nagradzany, ale przede wszystkim – konieczny do zobaczenia na żywo. Żadne zdjęcie w pełni nie odda zastosowanych materiałów, a już na pewno nie przedstawi wrażenia jakie architektura potrafi wywołać w osobie zbliżającej się w jej kierunku, od pierwszego wypatrzenia z daleka, do dotknięcia klamki. W tym przypadku budynek niezupełnie wypadł dobrze – z praktycznie każdej strony zasłonięty był urządzeniami miejskimi lub zielenią. Jego „najlepszą elewację” możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej – z mniejszej odległości nie udało mi się go dostatecznie dobrze uchwycić. Wnętrze filharmonii nie kłóci się z zewnętrzem – również utrzymane jest w bieli a na ścianach zachowane są charakterystyczne pionowe wgłębienia. Najbardziej wewnętrzne ściany są za to płaskie, a elementem szczególnym jest masywna, spiralna klatka schodowa.
Naprzeciwko filharmonii znajduje się kolejny ciekawy obiekt – Centrum Dialogu „Przełomy”, będący częścią Muzeum Narodowego w Szczecinie. Większa część tego obiektu znajduje się pod ziemią, dzięki czemu nie zasłania on widoku na biały gmach. Budynek „Przełomy” prezentuje najnowsze dzieje Pomorza Zachodniego w sposób nowoczesny, multimedialny. Jest to dzieło znanego architekta Roberta Koniecznego ze studia KWK Promes (autora słynnych domów: Aatrialnego, Autorodzinnego, czy zaprojektowanej dla siebie Arki). Oddział Muzeum Narodowego jest oczywiście nietypowym obiektem, idealnie harmonizującym z otoczeniem (wręcz sam staje się swoim otoczeniem). Wnętrze natomiast zorganizowane zostało w sposób standardowy dla XXI-wiecznych muzeów, czyli absorbujący widza na każdym kroku i zaskakujący za każdym zakrętem.
Główny Gmach Muzeum Narodowego w Szczecinie jest już bardziej typowym dla poprzedniego wieku obiektem – co nie zmienia faktu, że zdecydowanie wartym odwiedzenia (dużo bardziej niż „Przełomy”). Wewnątrz znajduje się kilka bogatych, stałych wystaw, umieszczonych na poszczególnych piętrach budynku. Szczególnie zafascynowała mnie część poświęcona sztuce Afryki – przedmiotom codziennego użytku, lalkom i akcesoriom wykorzystywanym przy tamtejszych zabawach czy festiwalach. Równie ciekawa była wystawa czasowa dotycząca sztuki rybackiej. O Szczecinie natomiast nie dowiedziałam się zbyt wiele podczas wizyty w tym obiekcie – w tym celu powinnam się udać do oddziału zlokalizowanego w budynku ratusza, na co niestety nie wystarczyło mi czasu. Dzięki temu mam za to pewność, że jeszcze tu wrócę!
Jak już mówiłam, Szczecin ma plac przed Ratuszem – nie jest to jednak reprezentacyjna część miasta.
Szczecin posiada też zamek, choć został on zrekonstruowany na ruinach. Zamek Książąt Pomorskich to duży, renesansowy budynek z piękną attyką i bogatą historią (widać, że to zdanie pisała studentka architektury). Umieszczone w nim wystawy dostępne są z dziedzińców i stanowią odrębne całości, otwarte w różnych dniach. Każda część dotyczy innego zagadnienia – od map i budownictwa do historii pomorskich skazańców. Niedawno na dachu zorganizowano taras widokowy, będący dodatkową atrakcją budynku.
Czas odwiedzić katedrę (bazylikę archikatedralną św. Jakuba)! Drugi w kolejności pod względem wysokości kościół w Polsce cały czas rzucał się w oczy. Wnętrze typowe dla stylu gotyckiego, wysokie i świetliste. Jak później udało mi się doczytać, nie jest to wierna rekonstrukcja budowli po zniszczeniach drugowojennych.
Spacer po Szczecinie, pomimo paskudnej pogody, był naprawdę przyjemny. To, czego nie mogłam nie docenić to sposób, w jaki to miasto zostało zaprojektowane. Zaprojektowane, czyli wyposażone w potrzebne ławeczki, kosze na śmieci, oświetlenie, roślinność cieszącą oczy i wszechobecne toalety publiczne. Tak wiele budek publicznych toalet w postaci budek (tzw. toitoiów) nie widziałam w żadnym innym mieście – tutaj stanowiły wręcz charakterystyczny widok.
Podczas, gdy reprezentacyjna część miasta – Wały Chrobrego – zachwycały praktycznie wszystkim, bardzo zdziwiła mnie ta część miasta, o której do tej pory słyszałam najwięcej. Symetrycznego układu ulic nie byłam w stanie rozpoznać, poruszając się pomiędzy budynkami, co chwila pytałam „czy to już to miejsce?”. W międzyczasie udało się odnaleźć szczecińską wersję „reprezentacyjnej uliczki z kamienicami”. Tutaj poszczególne piętra różnokolorowych budynków były ustawione względem siebie tak równo, że początkowo nie mogłam znieść tego widoku. Wydawał mi się on taki „nienaturalny”. Jest to jednak zdecydowanie dobrze zaprojektowane miejsce, z dbałością o każdy szczegół. Moją uwagę zwróciła komponująca się ładnie Biedronka – takie dyskonty powinny pojawić się w każdym tego typu miejscu!
Czy podobnego zdjęcia nie zrobiłam czasem w Brukseli? I jak tu nie czuć, że jest się „na Zachodzie”?
Czego jeszcze nie dało się przegapić? Mnóstwa zieleni. Pomimo miejscowo przemysłowego charakteru miasta, parki są w nim wszechobecne. Rozległe przestrzenie były oblegane przez mieszkańców, nawet pomimo deszczowej pogody.
Szczecin to piękne, choć niedoceniane miasto. Ta wycieczka uświadomiła mi, jak wiele ma do zaoferowania. Jeden weekend to za mało na zwiedzenie tych wszystkich miejsc, z pewnością wrócę tu przy najbliższej okazji. Wam również polecam taką przygodę, niezależnie od tego, czy mieszkacie blisko, czy na przeciwnym końcu Polski.
Szczecin to piękne, choć niedoceniane miasto. Ta wycieczka uświadomiła mi, jak wiele ma do zaoferowania. Jeden weekend to za mało na zwiedzenie tych wszystkich miejsc, z pewnością wrócę tu przy najbliższej okazji. Wam również polecam taką przygodę, niezależnie od tego, czy mieszkacie blisko, czy na przeciwnym końcu Polski.