Myślę inaczej niż kiedyś. Pewnie hierarchia ważności moich myśli zmieniała się od początku mojego życia, ale dopiero teraz – kiedy od kilku lat skupiam się na samej czynności myślenia – wyraźnie widzę różnicę. Mój mózg się starzeje i ciężko powiedzieć, czy wychodzi mu to na dobre. Z jednej strony, moje myśli stały się „czytelniejsze”, łatwiejsze do zamienienia na słowa, z drugiej, ich obrazowość i metaforyczność sprawia, że często mówiąc o jednej rzeczy mam na myśli coś zupełnie innego.
Główną różnicą, jaką udało mi się zaobserwować (choć równie dobrze mogłaby to być durna teoria, której prawdziwość sobie łatwo wmówiłam) jest to, że stosunek myśli świadomych do tych przepływających gdzieś w nieświadomości uległ znacznej zmianie. Może najpierw opiszę, jak to „wyglądało” z mojego punktu widzenia dawniej. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu „myślenie” nie wymagało ode mnie ani więcej czasu, ani jakiegoś specjalnego zaangażowania. Jeśli coś miało zostać przemyślane, to zostawało takim z miejsca, od razu. Oczywiście, nie było odpowiednio rozważone, ale na pewno nie potrzebowało „wolnej chwili” na pomyślenie. Jeśli musiałam wykonać coś, co wymagało pomysłu, to koncept pojawiał się od razu a jedynie jego urzeczywistnienie wymagało jakiegoś czasu. Teraz jest zupełnie inaczej. Często odkładam myślenie nad czymś na potem, bo to najzwyczajniej w świecie zabiera mi czas. Forma myśli zmieniła się z błysku światełka, które zostało zapalone gdzieś tam przez naiwną podświadomość, na długi proces zupełnie świadomego szukania rozwiązania, włącznie z rozważaniem wszelkich za i przeciw. Kiedyś cała ta robota myślowa zakwitała gdzieś tam w nieobrazowej postaci i po pomniejszym przekonwertowaniu trafiała jako gotowiec do świadomości, nie zabierając praktycznie nawet kilku sekund. Teraz moje myśli stały się wyraźniejsze, zdecydowanie większy ich procent formuje się od razu w słowa czy obrazy.
Czuję, że to samo ma miejsce z zapamiętywaniem rzeczy. Wcześniej wszystkie informacje zachowane były w formach zupełnie skompresowanych i nie do odczytania „na zawołanie”. Teraz coraz więcej szczegółów zachowuje się w mojej pamięci w formie dokładnie takiej, w jakiej to zobaczyłam. Dzięki temu w tym momencie mogę sobie przypomnieć na przykład kolor większości rzeczy jakie ostatnio widziałam. Gdyby ktoś pokazał mi zieloną piłkę kilka lat temu, a po jakimś czasie zapytał, jaki miała ona kolor, musiałabym się zastanawiać, czy była ona zielona, czerwona, czy żółta. Jednak po jej ponownym zobaczeniu, byłabym zupełnie pewna, że to ona. Mogłabym wtedy powiedzieć coś w stylu „jednak nie była ona czerwona, źle ją zapamiętałam”. W tym momencie prawdopodobieństwo wystąpienia takiej pomyłki byłoby co najmniej kilka razy mniejsze niż wtedy. Tak samo, jak o wiele łatwiej byłoby mi opisać dowolny widziany dzisiaj przedmiot z pamięci – parę lat temu mój opis ograniczyłby się najprawdopodobniej do faktu jego istnienia i tej nieświadomej umiejętności odróżnienia go od innych przedmiotów.
Czyli… Można powiedzieć, że mam wrażenie, że moje myśli stają się coraz mniej podobne do tych, jakie pojawiają się podczas snu, a coraz bardziej do tego, co wychodzi na zewnątrz – do słów i obrazów. Ponieważ nie są już tak skompresowane, zajmują o wiele więcej miejsca i potrzebują przez to czasu na przeanalizowanie ich. Czyżbym zaczęła porównywać procesy myślowe do działania komputera?
W każdym razie teraz moja wysublimowana teoria musi doczekać się powodów powstania jej obiektu. Dlaczego myślę inaczej niż kiedyś? – być może to jeden z tych mrocznych negatywów zbyt krótkiego snu, choć może to być również wynikiem coraz częstszej konieczności przenoszenia myśli na papier, co zmobilizowało umysł do tworzenia ich w bardziej konwertowalnej formie. Nie mam pojęcia, czy „tak mają” wszyscy, więc nie będę odwoływać się do dorastania i innych tego typu dowodów. Pozostawię to pod chwilowym znakiem zapytania, gdyż czuję, że jeszcze do tego wrócę.