Blogosfera rozrasta się w niesamowitym tempie, a na blogerskie imprezy twórcy internetowi zgłaszają się tysiącami. Podobnie było z tegoroczną edycję See Bloggers – organizatorzy zaplanowali bardzo duże wydarzenie, na co najmniej kilkaset osób. Dzięki temu nawet tacy mniej popularni blogerzy jak ja, mieli szansę się dostać na listę uczestników. Daleko nie miałam, bo impreza odbyła się w mojej Gdyni – z tego też powodu szczególnie zależało mi na uczestnictwie. A czy było warto – zapraszam do zapoznania się z moją relacją z wydarzenia.
Zaczęło się dziwnie. Przed wejściem do budynku, w którym odbywało się See Bloggers, ciągnęła się ogromna kolejka. Tego można się było spodziewać przy dużej liczbie uczestników. Czy zawiniło to, że rejestracja każdej osoby trwała długo przez drukowanie plakietek na miejscu, czy fakt, że uczestnicy przybywali na ostatnią chwilę, pomimo otwarcia półtorej godziny wcześniej – trudno powiedzieć. Niestety wpłynęło to na pierwsze warsztaty i wykłady, na które niektórzy docierali w trakcie trwania.
See Bloggers to ludzie
W całym See Bloggers chyba najbardziej bałam się tłumu. Znam budynki PPNT, wiem ile miejsca jest w centrum konferencyjnym i nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak mogłoby się w nim znaleźć 900 osób na raz. Później ktoś powiedział, że uczestników imprezy było ponad 1300. Nie wiem, na ile to prawda, ale miałam wrażenie, że nie było nawet połowy tej liczby. Często natrafiałam na znajome twarze i dość łatwo było mi znaleźć osoby, z którymi szczególnie chciałam zamienić kilka słów.
Na tym właśnie zależało mi najbardziej. Chciałam spotkać te osoby, których twórczość obserwuję od dawna, które swoimi postami na blogach mnie inspirują i motywują do działania. Wyszukiwałam też twarzy znanych z poprzednich imprez blogowych, czy nawet ze świata pozablogowego. W ten sposób udało mi się miło spędzić czas z:
- Qrkoko i jej Przedmężem – znanych w rękodzielniczej części blogosfery – jak się okazuje, przemiła para, trzymająca się raczej poza tłumem, a mająca zawsze coś ciekawego do powiedzenia
- Panią Dyrektor – czyli moją najulubieńszą blogerką architektoniczną, kobietą o niezwykłym charakterze i zwariowanym podejściu do życia
- Rosaline – Sylwia pochodzi z mojej rodzinnej miejscowości (obecnie mieszka na Śląsku), prowadzi bloga feministyczno-kobiecego, którym bez trudu podbija blogosferę – w końcu musiałyśmy się spotkać po latach
- Gender Gosposią (wraz z Panią Gender) – w blogosferze udowadnia, że mężczyzna też może być królem domowej kuchni, natomiast na See Bloggers, że i poza kuchnią ma mnóstwo ciekawych rzeczy do powiedzenia
- Ksawerym – który prowadził kiedyś fajnego bloga o kulturze i zdecydowanie powinien do tego wrócić, zwłaszcza że pomysłów ma sporo
- Kulką Szpulką – z którą mogłabym długo rozmawiać o życiowych sprawach, ale tym razem niestety czas ograniczyły nam kolejne warsztaty
- Martyną z Technologii Smaku – która prowadzi świetnego bloga łączącego naukę z kulinariami i zawsze ma mnóstwo ciekawostek ze świata nauki.
Oczywiście na miejscu było o wiele więcej znanych mi blogerów; wyżej wymienieni to osoby z którymi udało mi się dużej posiedzieć. Było też mnóstwo krótkich rozmów, przywitań, a także nawiązywania nowych znajomości. Tutaj mogłabym wymienić Joankę-z, Agę z Plachaart, Wojtka z PraKreacji, Joannę z Krzywej Prostej, Innoką, czy Martę z Rudym Spojrzeniem Na Świat. Choć nie było wielkich tłumów, nie udało mi się za to znaleźć nigdzie Pawła Opydo ani Smiley Projet.
See Bloggers to warsztaty i prelekcje
Rejestracja na warsztaty odbywała się na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”. Lubię tę metodę, ponieważ daje równe szanse każdemu (no chyba nie powiecie mi, że jakiś bloger nie ma stałego dostępu do Internetu?). Poza tym, podobnie wyglądają zapisy do katedr co semestr u mnie na studiach, więc mam już swoje metody aby dostać się tam, gdzie chcę (czyli pierwszy lepszy zegar atomowy z neta i skupienie się tylko na wyklikaniu tego co trzeba z ctrl+f). Dzięki temu udało mi się zapisać na:
- warsztaty z Panią Dyrektor o dobieraniu kolorów do swojej przestrzeni pracy – bardzo odstresowujące zajęcia przy użyciu kredek, zakończone zabawnym podsumowaniem
- warsztaty, a raczej wykład Wojciecha Wawrzaka o prawie dla blogerów w pytaniach i odpowiedziach – bo niby wszystko jest opisane u niego na PraKreacji, ale jak to w prawie bywa, zawsze i tak pojawią się jakieś pytania
- zajęcia z House Loves o fotografii wnętrz – bardzo konkretnie przedstawiona wiedza, dokładne parametry, wszystko wytłumaczone od deski do deski i to w ograniczonym czasie
- warsztaty z Wiktorem Franko i firmą Olympus o fotografowaniu portretów – czyli profesjonalna sesja z profesjonalną modelką i profesjonalnym sprzętem, a aparatów dostępnych na miejscu wystarczyło dla każdego
- warsztaty/wykład Artura Jabłońskiego o narzędziach dla blogerów, aplikacjach na których można śledzić ruch na stronie, wyszukiwać inspiracje czy monitorować jak blog sprawuje się w internecie – przyznam szczerze, że nie znałam do tej pory większości z nich.
Jakimś przypadkiem też znalazłam się na yoczokoowym wykładzie, którego zdecydowanie nie byłam targetem (gdzie mi do Youtube’a, gdzie mi do popularności?), a mimo to był dla mnie wartościowy. Pozytywnie zaskoczyła mnie świadomość youtubera, że jego odbiorcami są głównie dzieci i dostosowywanie do nich swoich treści. Spodziewalibyście się tego po kimś kto ma 17 lat?
Czasu wystarczyło mi już tylko na jeden ogólnodostępny wykład – „Jak nie być debilem i nie rozprzestrzeniać głupot w sieci. Błędy poznawcze i ich konsekwencje” Piotra Buckiego. Świetnie poprowadzone, konkretne, z mnóstwem przykładów. Zdecydowanie warto było na nie przyjść.
See Bloggers to „dary losu”
Każdy lubi dostawać prezenty, nawet jeśli są to trzy litry Coca-Coli, których nie można zostawić w szatni. Również odebrałam swój pakiet upominków – od firm Eveline oraz FM World (Over 150 Fragrances), a także zjadłam przepyszne wegańskie brownie zaprezentowane na stanowisku sklepu Netto. Taka jest specyfika blogerskich imprez – niby nie chcesz wchodzić w świat osób, które „sprzedały się za tusz do rzęs”, ale jednak odzywa się taki głos zachęcający do skorzystania z okazji. Jeśli jednak ktoś przybył na See Bloggers specjalnie aby pozbierać gadżety, to na pewno wracał do domu obładowany torbami – niektóre stoiska pod koniec imprezy po prostu rozdawały wszystko co na nich zostało.
See Bloggers to nie Blog Forum Gdańsk
Kiedy parę lat temu po raz pierwszy odbyło się See Bloggers, pojawiło się parę głosów, że to przyszła konkurencja dla Blog Forum Gdańsk. Kolejne edycje coraz wyraźniej pokazują, że to impreza o zupełnie innym charakterze. Na BFG dostają się nieliczni, za to nagrania oglądane są przez dużą część blogosfery. Co roku w wakacje przez Internet przelewa się fala postów o tym, kto się dostał, a kto się nie dostał i jak bardzo powtarza się sytuacja z lat poprzednich. Sama wysyłam formularz rokrocznie, z takim samym skutkiem i potem udaję, że wszystko mi jedno, choć tak naprawdę chciałabym w tym uczestniczyć.
Na See Bloggers jest zupełnie inaczej. Wydarzenie nastawione jest na integrację właśnie dzięki dużej skali. Jak już się dostaniesz na listę uczestników, masz pewność, że znajdzie tam innych blogerów o podobnej skali, a być może i tych dopiero zaczynających lub niszowych. Początkowo bałam się tych tłumów, ale ostatecznie cieszę się, że See Bloggers rozwija się w taką stronę. Zamiast zamkniętej konferencji tworzy się duże miejsce spotkań. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby mogli w nim wziąć udział wszyscy blogerzy. Tacy, którzy mają już coś na koncie – oraz tacy, którzy zaczęli parę miesięcy temu albo piszą zbyt specyficznie, aby czytały ich tysiące. Blogosfera jest w Polsce ogromna więc to byłby niezwykły problem organizacyjny. Za to twórcy See Bloggers pokazali, że da się okiełznać duży tłum – i spisali się w tym roku na medal.
A zdjęć nie robiłam, bo postanowiłam skupić się na wydarzeniu i choć raz być „po tej drugiej stronie lustra”.