Zdjęcie mojego autorstwa, postcardware :3
Raczej nie zaliczam się do ludzi wybitnie pewnych siebie, jednak podczas rozważania możliwości mojej nowej teorii nie udało mi się znaleźć sensownych argumentów zupełnie ją wykluczających.
Od bardzo długiego czasu byłam przekonana, że bardzo wiele uczuć i emocji jest efektem wmawiania sobie ich istnienia sprawiających, że tworzy się wizerunek ich tak dokładny, że można wręcz powiedzieć, że są prawdziwe. Idąc dalej w głąb tej myśli, zaczęłam zastanawiać się, czy nie jest tak czasem ze wszystkimi etycznymi, moralnymi, uczuciowymi, emocjonalnymi częściami umysłu. Doszło do tego, że zwątpiłam w ich rzeczywiste istnienie.
Dawno już doszłam do wniosku, że słynny i opiewany przez większą część grona pedagogicznego mojej szkoły 'talent’ jest tylko pustym słowem wymyślonym przed wiekami. Dodatkowo nawet nie wiem przez kogo – czy to przez twórców, którzy chcieli podkreślić swoją wyższość i odizolować swoją pracę od innych, pokazując swoją indywidualność opartą na cesze, której reszcie nie jest dane pozyskać, co miało ich zniechęcić do podejmowania próby konkurencji, czy to może przez samą ową resztę (a przejawia się to dziś tak często na portalach społecznościowych), która swoje lenistwo i niechęć do podejmowania zadania tłumaczy brakiem talentu od bozi, co jest równoznaczne z ich absolutną niemocą wykreowania czegoś pięknego, choćby w to włożyli maksymalną ilość czasu i pracy. Otóż jak dla mnie czegoś takiego nie ma.
Po wykluczeniu istnienia talentu po dłuższych przemyśleniach pojawiają się kolejne teorie. Skoro „talent” to tak naprawdę praca i czas włożone w przedmiot tworzony, to dlaczego by nie potraktować sceptycznie wszystkich innych opiewanych w podręcznikach i rozsławianych bądź krytykowanych elementów tzw „duszy”.
Tak, dążę tutaj do skrytykowania wszelkich przyjętych przez niektórych jako świętość wytłumaczeń swoich zachowań, myśli i chęci. Czy niemożliwym jest, aby nasze wszelkie reakcje myślowe były wywoływane jedynie reakcjami na zapisane w pamięci elementy, przetworzone i zinterpretowane odpowiednio?
Moja teoria wygląda następująco: Wszystkim tym, co znajduje się w umyśle jest jedynie ogromna pamięć, wielowarstwowo rejestrująca wszystkie elementy zewnętrzne i wewnętrzne jakie napotka. Najpłycej znajdują się wszystkie myśli obecne – choć gdzieś tam zapisywane, to delikatnie, nietrwale, tymczasowe. Ponieważ jest ich tak wiele, nowe myśli zastępują bezustannie te stare. Jednak nic się stamtąd nie kasuje – ustępujące myśli przenoszone są w skompresowanych paczkach wiele poziomów głębiej. Jednak jeszcze nie aż tak głęboko znajdują się te elementy, które zostały uznane jako ważne – te nad którymi trzeba się było skupić podczas ich powstawania. Dodatkowo wszystkie myśli powoli opadają w głębie, dlatego niewyławiane zostają zapominane (to brzmi tak dziecinnie).
Dodatkowo: Nie ma czegoś takiego jak mądrość w standardowym tego słowa znaczeniu. Zamiast tego jest wykorzystywanie i układanie w ten sposób elementów pamięci, żeby osiągać to, co chcemy. Zarówno drogę jak i cel mamy opisane w umyśle. Wszystkie nasze działania, wybory, decyzje podejmowane są na skutek wcześniejszego podświadomego ustalenia na podstawie zapisanych informacji (i tylko ich) do czego prowadzą poszczególne drogi, jak należy postąpić, aby nimi pójść. Są to informacje, które zostały zachowane, kiedy byliśmy świadkiem podobnego (czasem niedostrzegalnie) wyboru i myśleliśmy wtedy na jego temat. To nie nasza mądrość czy inteligencja decyduje o naszym wyborze, a przewaga podobnych do naszego pozytywnych wyborów innych. Poza tym nie ma inteligencji, która odpowiadałaby za ilość naszej wiedzy lub nawet za szybkość jej przyswajania – to zapamiętane wcześniej, a wykorzystywane podczas nauki schematy myślowe (część pamięci), sposoby uproszczania i zapisywania w jak najlepiej rozłożonej formie materiału są odpowiedzialne za skuteczność naszej nauki.
Tak samo jak nie ma sumienia (czegoś, co jest tak wałkowane przez Kościół, a tak bardzo absurdalne). Nie ma magicznego głosu w naszej głowie czy sercu, który ostrzega nas przed podejmowaniem złych decyzji. Gdyby taki istniał, życie byłoby zbyt proste. Może jednak ciekawiej jest żyć, kiedy niepodejmowanie złych decyzji powiązane jest z naszym wyborem spomiędzy całej olbrzymiej biblioteki zdarzeń tych, które są podobne i wskażą nam drogę do podjęcia dobrej decyzji. I to wszystko w tak krótkim czasie – krótkim do tego stopnia, że znika to z najpłytszej warstwy umysłu praktycznie od razu.
Moralność… Wszelkie zasady jakich się trzymamy – postawa dążenia do bycia dobrym, szanowanym i cenionym człowiekiem – informacje o tym leżą już głęboko na dnie świadomości w tak olbrzymim skupisku, że nawet nie trzeba ich już wyławiać na wierzch, aby spełniały swoją funkcję.
Opinie – czy nie jest przypadkiem tak, że lubimy to, co nam się kojarzy dobrze, z pozytywnymi wspomnieniami, albo zapamiętane jest przez nas jako coś przynoszącego pozytywne odczucia? Dodatkowo – jak wiele naszych opinii wynika z powielania czegoś, co zostało uznane w towarzystwie, które szanujemy za słuszne, za poważne – czasem podświadomie. Informacje docierające najgłębiej, przekonwertowane tak, że ich główna część jest wyraźna, a wszelkie poboczne, takie jak chociażby okoliczności powstania, chowają się gdzieś pod spodem. Nie zwracając uwagi na tę część poświęconą autorstwu myśli, uznając ją za użyteczną, wręcz ją przywłaszczamy, podczepiając do niej nowe dane – te związane z chwilą z jaką wcześniej wymienione informacje są używane.
Nie znam się na geometrii, nie wiem na czym polega czterowymiarowość, ale przestrzeń pamięci ma wymiarów z całą pewnością więcej niż 3. Tłumaczyłoby to, jak czasem pozornie oddalone od siebie elementy pamięci mogą się głęboko w podświadomości połączyć ze sobą.
Jeśli moja teoria ma coś wspólnego z prawdą, to wykorzystując ją, można spróbować wpłynąć na siebie. Produkując – chociaż na siłę – dobre wspomnienia, można przestawić swój umysł na myślenie pozytywne, a nawet zrozumieć więcej, nie tłumacząc podświadomie swoich zachowań błędami innych. Być może okaże się, jak wiele rzeczy, które robimy, jak wiele słów, które wypowiadamy, nie mają w sobie tak naprawdę żadnego celu, a powtarzane są jedynie zgodnie z zapisanym gdzieś głęboko schematem, którego istnienia sobie jeszcze nie uświadomiliśmy, a wiedząc o nim, będzie można go zmienić.
Pewnie cała masa osób rozważała podobnie niezliczoną liczbę razy, jednak ja się osobiście na podobny tekst nie natknęłam. Dodatkowo jeszcze nie znalazłam powodów dla których wszystko, co napisałam wyżej miałoby być zupełnie niepoprawne i niezgodne z prawdą. Z całą pewnością zapomniałam napisać o wielu rzeczach, które w tym poście przewidywałam przed rozpoczęciem pisania, dlatego najprawdopodobniej tę myśl będę jeszcze kontynuować. Publikuję ten wpis na stronie głównej i jestem otwarta na dyskusję, zakładając że ktoś nie uzna, że „tl;dr”.