Przygody architektury XX wieku

Zaciekawił mnie sam tytuł. Po chwili książka była już w koszyku zamówienia z internetowego antykwariatu. Kiedy po paru dniach „Przygody…” trafiły do moich rąk, od razu wzięłam się za czytanie. Gdyby nie uporczywy brak czasu, lekturę tę połknęłabym jednym tchem. Jest to zdecydowanie najciekawsza książka o historii architektury, na jaką ostatnio trafiłam.

„Przygody architektury XX wieku” Przemysława Trzeciaka to dzieło dość stare, bo z roku 1974. Początkowo drażniło mnie, że przedstawiona historia nie będzie zawierać całego stulecia, a w głowie układały mi się plany „uzupełnienia tego braku”. Po przeczytaniu moje zdanie zmieniło się diametralnie – cieszę się, że jest to opowieść o architekturze z czasów jej nowoczesności. Dzięki temu dzieło nabiera dodatkowych wartości – przedstawia, w jaki sposób architektura sprzed kilkudziesięciu lat odbierana była w latach 70.

Książka podzielona jest na dziesięć rozdziałów, natomiast każdy z nich porusza kilka tematów. Oprócz przedstawień poszczególnych idei i stylów, części książki skupiają się na rozmaitych kwestiach – jeden rozdział na przykład prezentuje rozwój architektury w konkretnych krajach, inny przedstawia sylwetki ważnych twórców (konkretniej: Wrighta, Miesa van der Rohe i Le Corbusiera), parę działów skupia się na problematyce przed jaką stanęła architektura XX wieku. Dzięki takiemu zróżnicowaniu, czytanie jest dalekie od nudy, a i łatwiej znaleźć fragment dla siebie. Choć wydarzenia przedstawione są chronologicznie, „Przygody…” nie stanowią jednolitej całości, więc można podróżować pomiędzy stronami bez strachu, że brak jakiejś wiedzy spowoduje niezrozumienie tematów późniejszych. Najwygodniej jednak zagłębiać się w historię stawiania budynków i budowli od czasów najdawniejszych do tych najbliższych obecnym – w końcu pojawia się tu tyle powodów i przyczyn, celów i konsekwencji.

Nie trzeba przekartkowywać książki do ostatnich stron, aby docenić, z jak wielu źródeł korzystał jej autor. „Przygody architektury XX wieku” są bogate w cytaty architektów i konstruktorów, zawierają wiele szczegółowych danych, statystyk, analiz. Na stronach umieszczone są ilustracje – rysunki (m.in. szkice architektów) i zdjęcia. Choć czarno-białe, doskonale przedstawiają co, w zamyśle projektanta, dany budynek miał przedstawiać swoją formą. Do tego całe 420 stron tekstu opisującego wyczerpująco architekturę… jednak nie to jest najważniejsze.

Przede wszystkim, „Przygody architektury XX wieku” to nie jest tylko książka historyczna i wyłącznie o architekturze. Na tak wielu stronach autor znalazł mnóstwo miejsca, aby przedstawić konkretny punkt widzenia – nie wyłącznie ze strony dwudziestowiecznych budowniczych, ale także swojej, profesora historii sztuki na ASP w Warszawie. Mogę więc zakładać, że podobne opinie podzielały środowiska akademickie w latach 70., a także znacząca część społeczeństwa i mediów. Co więcej, przy opisach wielu obiektów mogłam przeczytać, jak zostały one odebrane przez odwiedzających. W „Przygodach…” nie ma ucieczki od prawdy – jeśli jakiś budynek został źle zaprojektowany, to prawie na pewno taka informacja znajdzie się wśród jego opisu.

Bardzo cennym jest też opisane tło powstawania tej architektury. Pierwsze dwa rozdziały przedstawiają czasy jeszcze z końca XIX wieku, co stanowi pewnego rodzaju kontekst później opisanych zdarzeń. Początek żelbetu i projektowania konstrukcji pokazują, jakie nowe możliwości czekały na architektów przełomu wieku, natomiast krótki opis secesji wprowadza do światopoglądu, jaki dominował wtedy pośród twórców. Czytając książkę chronologicznie, można wraz z autorem analizować jak jedne style odbijały się na drugich i jak wyraźnie kontrastowe idee dążyły do wspólnego celu, znosząc siebie nawzajem.

Nie zabrakło też filozoficzno-socjologicznego podejścia do architektury. Choć tak naprawdę można je wyczuć na wszystkich kartach książki, to ostatni rozdział skupiony jest na najważniejszym problemie, przed jakim stanęło budowanie. Nie są to, wbrew pozorom, zniszczenia powojenne, a stale wzrastająca liczba mieszkańców miast. Architekci stawali na głowach, aby zaprojektować budynki zapewniające komfort mieszkańcom, ale przede wszystkim, dające się wybudować szybko i najlepiej tanio. Książkę kończy wizja przyszłości – projekty futurystyczne, które z jednej strony zadziwiają, z drugiej mogą wywołać szok, ale czasami też zdają się być czymś znajomym, być może widzianym w trochę innej formie i nieco zmienionym detalu, na jakiejś stronie z nowoczesną architekturą.

Co więcej, nie sposób nie odnieść treści książki do czasów współczesnych. Obecnie borykamy się z innymi problemami – liczba mieszkań nie jest już priorytetowym tematem dyskusji architektów i urbanistów. Obecnie mówi się o suburbanizacji, nadmiarze samochodów w miastach i klątwie osiedli zamkniętych. Choć w dziele Przemysława Trzeciaka pojawiły się smutne widoki przedmieść, na następnej stronie umieszczone zostało zdjęcie dzielnicy biedy – tak jakby nie spodziewano się, że niedługi czas później to mała luksusowa willa z kolumienkami przed wejściem, będzie marzeniem przeciętnego Polaka, pragnącego uciec dwie godziny drogi za miasto, w otoczenie równo ułożonych, identycznych domków w pustej przestrzeni. Pod tym względem „Przygody…” z wiekiem nabierają dodatkowej wartości – bo to już nie tylko historia, ale i historia w historii.

Sam język tekstu jest niezwykle lekki, zachęcający do kontynuowania czytania. Na stronach przeplatają się wydarzenia tragiczne i komiczne, bo taka właśnie była architektura tamtych czasów – jak budynki, patrząc na które nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Muszę jednak przyznać, że całkowicie zmieniło się moje podejście do architektury modernizmu, często nazywanej „komunistyczną”. Czytając, na jakim tle i w jaki sposób powstały dane budynki, zaczęłam rozumieć, jaka wizja przyświecała architektom. Zaczęłam też widzieć o wiele więcej piękna w surowej bryle, rytmie przeszkleń, żelbetowej fantazji. Poza tym, jak wiele obiektów widzianych i wyśmiewanych obecnie na ulicach wyglądało zupełnie inaczej przed termomodernizacją pastelozą?

Na końcu książki umieszczony został Kalendarz wydarzeń współczesnej architektury”. Dla osób uczących się historii architektury współczesnej, te strony mogą być szczególnie pomocne w pojęciu chronologii. Poza studentami architektury, myślę, że mogłabym polecić tę książkę każdemu.