Ostatnio doszły mnie słuchy o tym, że kilku osobom z mojego otoczenia zdarzyło się czytać tego bloga, co z jednej strony mnie ucieszyło, gdyż godziny poświęcone na pisanie słitaśnych notek nie poszły na marne, z drugiej jednak lekko zmartwiło – wszak ten 'pamiętnik’ nie zawiera myśli przyjemnych do czytania, większość z nich została wystukana na klawiaturze pod wpływem złych emocji, więc przeczytanie kilku wpisów może zaowocować totalnym pogorszeniem opinii o mojej osobie, co oczywiście nie jest moja aspiracją. Ponieważ nie zamierzam rezygnować z pisania bloga, oraz nie mam nic przeciwko temu, aby ktoś ze znajomych tu zaglądał, najlepszym rozwiązaniem będzie zmiana tematyki wpisów, choć raczej powinnam to nazwać utworzeniem tematyki wpisów, bo jak do tej pory na tym blogu nie znalazła się ani jedna wartościowa myśl, która miałaby jakikolwiek wpływ na czytelnika. Takie lanie wody, bez konkretnego celu…
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że postanawiam zmienić swoje życie już po raz kolejny, a wszystkie zmiany jak dotąd były krótkotrwałe. Po prostu muszę bardziej rozszerzyć płaszczyznę zmian. Zwykle dotyczyły one tego, co robię w dobrym nastroju – kiedy pojawiały się te gorsze chwile, wszystko wracało do punktu wyjścia. Zależnie od samopoczucia jestem zupełnie różną osobą – I nie chodzi mi o utarte „zakładanie masek”, udawanie kogoś, kim się nie jest – w moim przypadku zmiany dotyczą nawet sposobu myślenia, o czym zresztą nieraz pisałam. A więc najważniejsze: wzmocnić pewność siebie – tą wewnętrzną, a nie udawaną przed ludźmi – kiedy to się poprawi, reszta pójdzie już z górki. Wiem, że nikogo z Was to nie interesuje, ale słowa zapisane mają moc, a dodatkowo pozwalają na wyrzucenie niepotrzebnych myśli z głowy. Minusem takiego zamknięcia tematu w umyśle jest to, że zwykle zostaje on zupełnie zapomniany, przeniesiony do głębin podświadomości i – choć działa i współtworzy istotę umysłu, nie jest już kontynuowany i ciężko do niego powrócić.
Od kilku dni pogoda jest taka ładna, że od razu nabieram motywacji do działania. Coraz mniej czasu przeznaczam na nicnierobienie, a coraz więcej na nadrabianie kryzysu zimowego. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek nie wyczerpuje się jak bateria podczas wykonywania różnych czynności, a wręcz napędza się do dalszego postępowania. W zupełności się z tym zgadzam – wszak nic bardziej nie demotywuje do ruszenia się z miejsca jak nie robienie niczego. Niestety ograniczenia ze strony otoczenia funkcjonują prawie tak samo, a kiedy chce się coś zrobić, a okoliczności są niesprzyjające, nagle czuje się taki ścisk w sercu, że przez głupie … (tu wstaw powód) coś fajnego nas omija… Cała sztuka polega na tym, aby pokazać swoją wyższość nad otoczeniem i zrobić coś pomimo tego. Dodatkowo sukces jest o wiele mocniej odczuwalny w kontraście z jego brakiem w przypadku ulegnięcia otoczeniu.
Spełnianie marzeń, choćby tych najdrobniejszych jest swoją drogą piękne. Czyż nie to powinno być celem? Dodatkowo właśnie robienie czegoś pomimo wszystkiego (oczywiście nie w formie bezmyślnego, spontanicznego buntu) tworzy dodatkowe tło do całej akcji i gloryfikuje tą chwilę – jest swoistą wisienką na torcie.
Tak, wiem, że nie napisałam niczego odkrywczego. Szczerze mówiąc chciałam tylko, aby ostatnia emo-nocia nie była na samej górze bloga xD.