Zdarza się tak czasem, że czytając jakąś książkę w pewnym momencie odzywa się we mnie nagła potrzeba pisania. Czasem dotyczy to chwilowej motywacji do wykreowania własnego świata, utworzenia bohaterów, zaplanowania im przygód i tak dalej; innym razem jest to chęć napisania kilku słów o aktualnie czytanym utworze. W tym drugim przypadku, motywacja do takiego działania wzrasta z każdą kolejną stroną, a ostateczny efekt zależy przede wszystkim od zakończenia książki.
Tak właśnie stało się teraz, po tym jak przeczytałam „Nastanie nocy” Isaaca Asimova i Roberta Silverberga. Jeśli ktoś z czytelników mojego bloga ma w planach sięgnięcie po to dzieło literackie, to na wstępie ostrzegę przed spoilerami, które oczywiście niejednokrotnie pojawią się w tym wpisie.
Akcja utworu dzieje się na planecie Kalgasz, która pod prawie wszystkimi względami przypomina Ziemię. Fauna, flora, krajobraz miejski i kultura – praktycznie nic dodać, nic ująć. Prawa natury również mają tutaj swoje odzwierciedlenie. Mogę nawet uznać, że pod tym względem autorzy nie poświęcili w ogóle uwagi tworzeniu cudów i dziwów. Mieszkańcy Kalgasza to zwykli ludzie, zajmujący się normalnymi czynnościami, takimi jak oglądanie telewizji, jeżdżenie samochodem czy picie alkoholu w miejscach do tego przeznaczonych. Rozwój nauki również stoi na porównywalnym poziomie, gdzieś tam pojawia się niemrawy rząd a „w tle” swój uział mają fanatycy religijni.
Tak naprawdę jedyną nowością serwowaną czytelnikowi przez fabułę utworu jest obecność aż sześciu słońc, co sprawia, że na Kalgaszu praktycznie nigdy nie występuje noc. Z tego powodu ciemność staje się czymś nienaturalnym dla każdego człowieka. Każde mieszkanie, każde miejsce zadaszone po prostu musi być wyposażone w solidne oświetlenie, które zapewni obecnym w nim konieczną jasność. Przeciętni ludzie nawet nie zastanawiają się, jak wyglądałoby życie, gdyby na niebie nie świeciło ani jedno słońce. Co prawda, pojawiają się pojedyncze wytwory takie jak Tunel Tajemnic, gdzie za atrakcję turystyczną uznaje się 15-minutowy przejazd w wagoniku przez zupełnie ciemną przestrzeń, szybko okazuje się jednak, że społeczność przyzwyczajona do wiecznej jasności nie jest w stanie znieść jej chwilowego braku. Kończy się to zaburzeniami psychicznymi, w niektórych przypadkach doprowadzającymi nawet do samobójstw.
W fabule utworu nie znalazło się zbyt dużo miejsca na więcej skutków braku nocy, gdyż jest to jedynie istotny element tła akcji. Prawdziwy punkt kulminacyjny zapowiadany jest już od samego początku przez grupę fanatyków religijnych (tak zwanych Apostołów Płomieni). Jest nim koniec świata, który ma nadejść w przeciągu kilkunastu miesięcy od początku akcji utworu. W międzyczasie grupa archeologów odkrywa fundamenty aż siedmiu miast, budowanych jedno na zgliszczach drugiego w odstępach koło dwóch tysięcy lat, a astronomowie zauważają nieścisłości w obliczonej orbicie Kalgasza. Wkrótce rodzi się naukowa teoria, mówiąca o tym, że co 2049 lat, kiedy na niebie znajduje się wyłącznie jedno słońce – mały Dovim – nieznana planeta, nazwana Kalgaszem 2, na kilka godzin zasłania je, tworząc zaćmienie. Biorąc pod uwagę odkrycia archeologiczne i widoczne skutki podróży przez Tunel Tajemnic, powstaje twierdzenie, że ludzie w zbiorowym szaleństwie zaczynają podpalać wszystko, co popadnie, aby tylko uzyskać odrobinę światła, co z kolei prowadzi do absolutnych zniszczeń.
Nie zamierzam streszczać dalszej części utworu i wyjawiać, co stanie się dalej. Chciałabym jednak napisać o tym, jak dziwny wydaje mi się tego typu zabieg fabularny.
Tak naprawdę nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy coś takiego jest z psychologicznego punktu widzenia spójne. Ludzie żyjący w świecie tak podobnym, ale jednocześnie o tak istotny szczegół różnym, mogą zupełnie inaczej odbierać tego typu nagłą zmianę. Dlatego twórcy literatury fantastyczno-naukowej powinni dostać wolną rękę w kreowaniu psychiki całych społeczeństw występujących w ich utworach i uważam, że nie ma sensu zarzucać im nierealistyczność.
Tym, co mnie bardziej martwi, są kwestie techniczne. Astronom ze mnie żaden, ale że w podstawówce zdałam z przyrody powinno pozwolić mi stwierdzić, że jeśli zaćmienie jednego słońca spowoduje noc na części planety, to pięć pozostałych słońc nagle nie dozna magicznej dematerializacji i cały glob nie zanurzy się w egipskich ciemnościach.
Aby od razu nie skreślać logiki utworu, zaczęłam szukać możliwości rozwiązania takiego problemu. Nie ma co gdybać, że pozostałe słońca poodlatywały gdzieś dalej w kosmos, bo biorąc pod uwagę krótki okres, pomiędzy którym występuje dane ułożenie elementów w przestrzeni kosmicznej i to, że pojawianie się poszczególnych słońc na niebie było regularne względem doby, po prostu staje się to niemożliwe. Inną opcją byłoby stwierdzenie, że Saro (państwo, w którym rozgrywa się akcja utworu) było jedynym miejscem zamieszkałym przez człowieka. To jednak wykluczają niektóre zdania bohaterów, mówiące o czymś zupełnie przeciwnym, ale także wypowiedź jednego z nich – dotycząca wyobrażenia życia na planecie z tylko jednym słońcem, zwracająca uwagę na to, że ludzie na przeciwnej półkuli do tej oświetlonej mieliby noc. I ponieważ aż do końca trwania fabuły żaden z bohaterów nie wziął pod uwagę przeniesienia się „na drugą stronę” oraz nie pojawiła się informacja o reakcji ludzi tam zamieszkałych, mogę twierdzić, że jest to po prostu olbrzymi błąd fabularny, z którym autorom nic się nie chciało zrobić, kiedy (bo na pewno) zdali sobie z niego sprawę. No bo nawet jeśli cała druga półkula stanowiła niekończący się ocean, to co za problem zbudować sobie Tytanika czy tam inną arkę i posiedzieć sobie na burcie w blasku pięciu słońc?
Pomimo to, książkę czytało się naprawdę dobrze. „Pomimo to”, a może właśnie „dlatego”. Kiedy tylko wyknułam swoją teorię odnośnie błędu, po prostu potrzebowałam wyjaśnienia. Czytałam z zapałem, aby tylko odkryć, jak to się ma do dalszej fabuły i czy dowiem się, jak to będzie z ta całą resztą wykreowanego świata. Jak się można domyślić po samym fakcie istnienia tego wpisu, ostatecznie się zawiodłam i moje „zapytanie” nie dostało odpowiedzi na końcu utworu.
Czy książkę warto przeczytać? Ciężko powiedzieć. Fan fantastyki może odnaleźć w „Nastaniu nocy” ciekawą, trzymającą w napięciu fabułę oraz raczej nieschematycznych bohaterów. Dodatkowo można doszukiwać się wątków psychologicznych. Co prawda, nie znajdą one odzwierciedlenia w życiu codziennym – ale powiedzcie mi, jaka proza psychologiczna tak naprawdę powie absolutną prawdę o człowieku, zamiast zachęcić do zastanowienia się nad jego postępowaniem w określonej sytuacji?