Weź jedną garść substancji o dziwnej nazwie (jeśli nie masz takiej pod ręką, to zerwij pierwszego lepszego chwasta i daj mu jakiś włoskobrzmiący tytuł). Dodaj ją do 100 litrowego zbiornika z wodą. Wstrząśnij. Nabierz na łyżeczkę trochę powstałej „mieszaniny” i wlej ją do kolejnego 100-litrowego zbiornika wody. Wstrząśnij. Całość powtórz 100 razy. Na koniec do ostatniej „mieszaniny” dodaj trochę cukru i ustaw na półce każdej polskiej apteki pod postacią tabletek, mianując to lekiem.
Być może jeszcze w trakcie wymawiane są magiczne zaklęcia, albo mieszać należy specjalną różdżką, o zachodzie słońca, w ostatnią środę miesiąca – nie wiem. Jednak i bez tego całość nie brzmi jak XXI-wieczna metoda leczenia różnych chorób, a bardziej jak średniowieczna terapia babci-zielarki, mieszkającej w lepiance pod korzeniami wielkiego drzewa.
Produkty homeopatyczne nie tylko leżą w aptekach na półkach pośród leków, ale są wręcz przepisywane przez polskich lekarzy – nie, nie magów, zielarzy czy wróżki, a lekarzy! Przez przedstawicieli tej profesji, której zadaniem jest pomagać w walce z chorobą – a nie portfelem.
Jest cała masa środków placebo i gdyby powodem powyższej decyzji było to iż lekarz widzi, że pacjentowi niepotrzebny jest antybiotyk czy inny działający lek, a odstresowanie i przekonanie, że będzie dobrze, to właśnie by te „placeby” przepisywał. Ale nie to jest motywem. Część lekarzy, lekarzy, wierzy w działanie homeopatii! „Szczepionka homeopatyczna”, tak to nazywają.
A może to nie tak… Może ktoś w tym wielkim kręgu życia dostał troszeczkę w łapeczkę i okazało się to być ważniejsze od misji, której się podjął wraz z objęciem swojego stanowiska? Sytuacja jedna zła, druga gorsza, obie równie prawdopodobne.
Kiedy wczoraj przedstawiłam swoją anginę lekarce, która miała dyżur we wspaniałym Ośrodku Zdrowia, nie spodziewałam się usłyszeć, że Angin-Heel, będzie jedynym, co szanowna pani doktur jest mi w stanie przepisać. Przy okazji dowiedziałam się, iż stosowanie Cholinexu w celu uśmierzenia bólu gardła prowadzi definitywnie do straszliwej choroby, której nazwy nie pamiętam. Opuściłam więc gabinet, mając nadzieję, że ponowne odwiedzenie owej pani nie będzie już nigdy konieczne. Witaminy, czekolada i przeciwbólowce będą musiały mi wystarczyć.
To nie był pierwszy raz, kiedy lekarz przepisał mi homeopatię. W zeszłym roku dostałam jakiś magiczny syropek na recepcie razem z lekami. Od innej pani doktur. Tak więc nie jest to pojedynczy przypadek. Czy w dużych miastach też się coś takiego zdarza?
Śmieszy mnie, że są jeszcze ludzie, którzy stosują homeopatię z pełnym przekonaniem o jej „działaniu”. Z mojego punktu widzenia, nie ma najmniejszej szansy, aby taki produkt mógł w jakikolwiek sposób wpływać na stan choroby. Ok, niech będzie, że homeopatia może podziałać jak placebo. Placebo jednak nie pomoże każdemu i nie w przypadku każdej chroby. A produkty homeopatyczne tworzone są już na naprawdę wymagające odpowiedniego środka problemy – na chorobę lokomocyjną, na zapalenie spojówek, na infekcje dróg oddechowych, na grypę… Czekam na lek homeopatyczny na raka.