Jako, że nie mogłam wytrzymać już dłużej tej zimy, postanowiłam, że chociaż spróbuję przekonać siebie, iż wiosna już prawie nadeszła. W tym celu sięgnęłam do najprostszych rytuałów – w tym przypadku do gruntownego sprzątania. Przez ostatnie parę miesięcy do niektórych półek praktycznie nie zaglądałam. Teraz już wiem, dlaczego.
Jak się okazało, sporą część rzeczy które posiadam stanowią tak zwane pamiątki. Wcześniej nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem przywiązana do przedmiotów. I bynajmniej tu nie chodzi o drogie rzeczy. W moich półkach zalęgło się pełno wszelakich broszurek, reklamówek, folderów – makulatury nazbieranej w muzeach czy galeriach. Najgorszym chomikiem byłam w wieku podstawówkowym – z każdej wycieczki zwoziłam jakieś obrazki, książeczki, figurki. Do tego miałam dziwne hobby – zbieranie „zameczków” (miniaturkowy Wawel, posążek ruin chęcińskich…), kolekcjonowanie książeczek ze zdjęciami atrakcji (tego malutkiego gówienka, które można kupić w niemal każdym polskim miejscu turystycznym) i tak dalej i tak dalej. I lata mijały, a ja jakoś nigdy nie wpadłam na pomysł, aby się tego pozbyć. I w ten sposób stworzyłam akumulację „pamiątek”.
Wspomnienia warto pielęgnować – to fakt; jednak nie można przeznaczać im więcej miejsca w życiu, niż teraźniejszości.
Pozbywając się wielu śmieci, które napompowały się iluzoryczną wartością sentymentalną, czuję się, jakbym odrywała korzenie trzymające mnie mocno w przeszłości i utrudniające drogę do przodu. Czym więcej z tych rzeczy wywalam, tym bardziej jestem wolna. Im mniej ich zagraca mój pokój, tym więcej mam przestrzeni dla siebie i tym swobodniej mi się myśli. O tak, te wszystkie przedmioty zadomowiły się nawet w mojej pamięci – niczym kamuzy, które sporo ważą, zajmują dużo miejsca, a ich pierwotna wartość jest niemal żadna.
Ale to pozbywanie się przedmiotów jest trochę jak nałóg. Za każdym razem jak coś wyrzucę, chcę wyrzucić coś jeszcze – chcę zostawić przy sobie tylko to, co mi jest potrzebne, na czym mogłabym się skupić, co mogłabym obdarzyć jakimś specjalnym miejscem w życiu. Nie chcę już więcej pamiątek – one sprawiają, że nie mogę być mobilna, że nawet jeśli wyjadę, to one po mnie zostaną i będą dawały o sobie znać – te wszystkie wspomnienia będą się za mną ciągnąć, tak liczne i ciężkie. Pewnie to pragnienie wyrzucenia pamiątek też nie jest w stu procentach oparte na racjonalizmie i logice, ale jest teraz takie świeże i pozytywne. Czuję, że jest czymś dobrym. Teraz jestem przekonana, że na starość wcale nie będzie mi się chciało siedzieć nad tymi rzeczami i „wspominać”. Bo chyba po to one były? Już nie jestem pewna.
Oczywiście nie chcę się odciąć zupełnie od przeszłości. Zamierzam zostawić sobie fotografie, pocztówki czy wszelkie dyplomy, które kiedyś sprawiły mi jakąś przyjemność. Kawałek kartki z informacją, że w 1999 roku dostałam Dyplom Dzielnego Pacjenta a w 2006 dostałam wyróżnienie w szkolnym konkursie plastycznym – to są rzeczy, które mogę obdarzać wartością sentymentalną. A nie te zajmujące mnóstwo miejsca śmieci, które i tak tylko zbierają kurz.
Koniec z przewartościowanymi pamiątkami.