Początkową wizją tego wpisu było umieszczenie recenzji książki, która mnie zafascynowała I wzruszyła jednocześnie. Jednak, jak to często bywa z recenzjami, prawdopodobnie nikt by jej nigdy nie przeczytał. A to, co chcę przekazać, zdecydowanie zasługuje na jak największe grono odbiorców.
Obecnie na świecie zachodzi coraz więcej przemian. Ogromny wpływ na nie ma rozwój technologiczny, którego nie sposób porównać z przemysłem sprzed kilkudziesięciu lat. Zmiany dotykają też kwestii społecznych. Dzięki pojawieniu się internetu, zaczęły rozwijać się usługi o których nawet nie śniono w poprzednich epokach. W miejscu encyklopedii mamy Wikipedię, posiadającą kilkadziesiąt razy więcej haseł niż najsłynniejsze do tej pory źródła wiedzy. Taksówki wypierane są przez carsharing. Dzięki niezliczonej liczbie serwisów aukcyjnych, nie ma już problemu aby sprzedać cokolwiek, nawet osobie mieszkającej na drugim końcu świata. Coraz więcej osób decyduje się na couchsurfing jako alternatywę spędzenia nocy w hotelu. Świat się zmienił, pojawiło się w nim coraz więcej rozproszonych usług, w których rozwoju może uczestniczyć spora część społeczeństwa.
Czy podobne zmiany mogą jednak dotyczyć czegoś większego niż szukanie noclegu na wypad weekendowy z rodziną? Co na przykład z tym, co w pewnym sensie rządzi światem w podobnym stopniu co pieniądz? Mam na myśli energię, która zasila wszystko – od żarówki w małym domku do wielkich fabryk i rakiet. Czy decentralizacja energii jest w ogóle możliwa?
Jeremy Rifkin, słynny ekonomista i publicysta, a także doradca wielu głów państw, przedstawił niezwykle ciekawą wizję w swojej książce „Trzecia Rewolucja Przemysłowa. Jak lateralny model władzy inspiruje całe pokolenie i zmienia oblicze świata”. Rifkin wyraził potrzebę zmian, poprzez wymienienie katastrofalnych skutków obecnie dominującego sposobu pozyskiwania energii. Wybór zasobów nieodnawialnych, takich jak węgiel czy ropa, już na etapie wydobycia jest degradujący dla środowiska. Spalanie tych surowców, w celu uzyskania energii, wpływa na zmiany klimatyczne i stan powietrza, wody i gleby. Wystarczy minimalne podwyższenie temperatury, aby powstały nieodwracalne zniszczenia w świecie roślin i zwierząt. Skupione w pojedynczych punktach wydobycie surowców ma też mnóstwo mniej oczywistych skutków. Jednym z nich jest centralizacja władzy, umieszczająca ją w rękach pojedynczych koncernów paliwowych, a także decydująca o gospodarce wielu krajów. To istnienie tych zasobów przyczyniło się do niejednej wojny, nawet jeśli niektórzy potrafili ubrać przyczyny w zupełnie inne słowa.
Nietrudno się domyślić, że alternatywą dla takiego stanu rzeczy, są odnawialne źródła energii. Farmy słoneczne czy wiatrowe, nie mówiąc już o wielkich elektrowniach wodnych, występują w wielu miejscach na świecie. Funkcjonuje dużo spalarni biomasy (śmieci), a energia geotermalna, dochodząca z wnętrza ziemi, jest na wyciągnięcie ręki.
Rifkin proponuje jednak zupełnie inny koncept. Zamiast skupiać produkcję energii w jednym miejscu, uzależniając ją od dostępności źródeł energii w danym czasie (wiatr nie zawsze wieje), proponuje utworzenie kontynentalnych sieci energetycznych. W tym celu każdy budynek, istniejący i nowoprojektowany, zostałby wyposażony w urządzenia służące do produkcji energii elektrycznej z jej odnawialnych źródeł. Budynki byłyby połączone w inteligentną sieć, przesyłającą energię tam, gdzie jej brakuje z miejsc z nadmiarową produkcją. Warunkiem działania tego programu okazuje się konieczność zmiany systemu wartości – zamiast prawa do posiadania i sprzedawania dóbr, ważniejsze stałoby się prawo do dostępu. Energetyczny internet, czyli określenie padające w książce, byłoby dokładnie tym, co sugeruje nazwa.
Aby to osiągnąć, musiałoby zostać spełnione pięć warunków – pięć filarów Trzeciej Rewolucji Przemysłowej:
- Przestawienie się na odnawialne źródła energii;
- Przekształcenie budynków w mikroelektrownie, wytwarzające energię ze źródeł odnawialnych;
- Zastosowanie odpowiednich nośników energii – Rifkin proponuje wodorowe;
- Utworzenie sieci łączącej wszystkie budynki w energetyczny Internet;
- Wykorzystanie pojazdów elektrycznych, a także umożliwienie za ich pomocą transportu energii.
Wszystkie pięć elementów musiałoby być wprowadzane w życie jednocześnie, aby cały program Rifkina miał większy sens. Sieciami objęte zostałyby całe kontynenty, dzięki czemu udałoby się ułatwić wymianę wiedzy i technologii pomiędzy poszczególnymi państwami. W 2011 roku na terenie Unii Europejskiej znajdowało się ponad 191 milionów budynków i każdy z nich mógłby zostać przekształcony w mikroelektrownię. Nowe obiekty budowane i projektowane by były już jako dwufunkcyjne – obok podstawowego programu mieszkalnego, usługowego czy kulturalnego budynek planowanoby od początku jako jedno z oczek energetycznego internetu.
Wydaje się, że projekt na taką skalę ma bardzo małe szanse realizacji. Tylko czy nie podobnie było ze zmianami urbanistycznymi idącymi w parze z poprzednimi przemianami technologicznymi? Industrializacji towarzyszył rozwój budynków wielorodzinnych, przeznaczonych dla rodzin robotniczych. Później pojawiła się prefabrykacja, czyli budynki z wielkiej płyty wykorzystujące masową produkcję do ujednolicenia architektury i przyspieszenia tworzenia mieszkań spełniających wszystkie wymagania statystycznego człowieka. Obecnie miasta rozlewają się, ponieważ samochód stał się w dobrem podstawowym, a przez internet można zrobić zakupy, porozmawiać, pracować czy uczyć się. Myślę, że nie ma sensu skreślać pomysłu na energetyczny internet tylko dlatego, że wizja prezentuje zbyt wielkie zmiany. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę liczne korzyści takiego przeobrażenia.
Kluczową zaletą decentralizacji jest fakt, że odnawialne źródła energii są z natury rozproszone. Słońce świeci i wiatr wieje na całym świecie, nawet jeśli nie w tym samym stopniu. Jednocześnie, często te miejsca, w których najbardziej brakuje dostępu do prądu, mają właśnie największy potencjał do wykorzystania sieci budynków jako mikroelektrowni. To właśnie w krajach rozwijających się, które ominęła pierwsza i druga rewolucja przemysłowa, rozproszone pozyskiwanie energii odnawialnej mogłoby się okazać najbardziej efektywne.
Takie przemiany mogłyby przynieść ze sobą o wiele więcej dodatkowych korzyści. Na początkowym etapie wprowadzania w życie Trzeciej Rewolucji Przemysłowej, pojawiłoby się wiele miejsc pracy. Być może też zwiększyłaby się ogólna świadomość społeczeństwa, że człowiek jest tylko częścią natury i nie powinien sam zużywać jej wszystkich dóbr. Rozwój zrównoważony jest znany od lat architektom i urbanistom, ale czasami mam wrażenie, że dużo się o nim mówi a o wiele mniej się w jego zakresie robi. Tym, czego w nim brakuje jest gospodarka kolektywna, zachęcająca ludzi do poczucia przynależności i dbania o dobro wspólne.
Tego typu wizjonerskie programy zmiany świata często spotykają się z ostrą krytyką. Łatwo zauważyć i tutaj wiele przeciwności. Wielkie korporacje chętnie nie oddadzą swojego monopolu a zwykli ludzie mają zbyt wiele osobistych problemów, aby zwrócić uwagę na sprawy środowiskowe. Mimo to, ja widzę w tym pomyśle bardzo duży potencjał. Choć obecnie ogniwa słoneczne czy mniejsze wiatraki nie są tanie, a ich efektywność często zatrzymuje się na kilku procentach, wierzę, że technologia jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Co do samej książki – jak się można domyślić, polecam ją każdemu, kto jest zainteresowany przedstawioną wizją. Rifkin opisał wiele spotkań, rozmów z ważnymi postaciami i przykładów zmian, które już udało się wprowadzić. Dla mnie była to książka inspirująca, ale też wzruszająca. Zmusiła mnie do refleksji nad tym, jak bezmyślnie człowiek niszczy planetę dla zaspokajania swoich banalnych, konsumpcyjnych pragnień. Jeśli społeczeństwo teraz ocknęło się z tej apatii, to jest już za późno. Jeśli jeszcze nie, to wolę nie znać przyszłości.