Obecnie nie ma w społeczeństwie równego traktowania kobiet i mężczyzn. Nie będę tu pisać o sprawach takich jak np. „mniejsze zarobki przy takiej samej pracy”, gdyż jest to temat co do którego nie mam jeszcze idealnie wyrobionej opinii i bezpośrednio mnie nie dotyczy (a przynajmniej nie na tyle, aby sprowokować wybitniejszy komentarz). Natomiast chciałabym skupić się na tym, co w obecnych czasach oznacza „bycie kobietą”, która to definicja bardzo mi się nie podoba.
Według większości stereotypów, kobieta w XXI wieku jest głupia lub na taką ma pozować. Musi udawać słodką idiotkę, kokietować i trzepotać rzęsami. To się ceni, bo to jest kobiece. Powinna „miewać humorki”, być niezwykle mściwa, uważać, że „bo nie / bo tak” to zwycięskie wyjście z każdej dyskusji. Dodatkowo pojawia się kwestia słynnej „kobiecej logiki” – wyrażenia oznaczającego paplanie bez sensu, bez uzasadnienia, wyciąganie głupich wniosków znikąd i pisania ich na poważnie „bo jestem kobietą, to mi wolno”. I jeszcze, niezależnie od tego, czy tematem dyskusji są płonące lasy czy rozjechany pies sąsiadów, współczesna kobieta musi przenieść temat na gadanie o sobie, nawet niepytana. Zwłaszcza niepytana. Napisze więc, że pamięta, że miała kiedyś pieska, który miał na imię Norbert i wpadł pod samochód i potem płakała osiem dni i trzynaście godzin.
„Argumenty i tak nic nie dadzą” pisze Aleksandra M. w dyskusji na temat „kobiecej logiki”, dorzucając tym samym siebie jako dowód dla tezy, że baby są głupie. Kolejne przykłady pojawiają się błyskawicznie w postaci afirmacji owej. Obecnie, stereotypowa kobieta nie tyle nie potrafi, co nie chce szukać argumentów. Ona ma swoje zdanie i nie musi go wcale popierać. Ma je i już. I naprawdę trudno mi uwierzyć, że wszystkie osoby, które nie rozważają swoich opinii publicznie, nie zastanawiają się nad nimi nawet w głębi siebie, a jedynie zaczerpnęły je od sąsiadek i przyjęły bezspornie.
Do tego całego nieszczęsnego wizerunku kobiety dochodzą jeszcze te „znaczenia przeciwne” tego, co mówi, czyli np. „mówię 'mam się dobrze’, kiedy czuję się źle; mówię, że 'nic mi nie jest’, kiedy cośtam; mówię 'zrób to po swojemu’, a chcę abyś zrobił coś dokładnie w konkretny sposób”… Nieuzasadnione kłamanie i opisywanie wszystkiego okrężną drogą, bezsensowne i celowe ubieranie czegoś w zupełnie niepasujące słowa… Jaka jest niby w tym intencja?
Obrazek powyżej przedstawia grupę stereotypów, które po części nie powstały z powietrza. Kobiety czasem same przyznają się, że np. nie potrafią przerwać rozmowy telefonicznej w pierwszych 10 minutach, choćby toczyła się na poziomie najbardziej nieinteresujących rzeczy i pomiędzy osobą, z którą zobaczą się jeszcze tego samego dnia. Chodzenie na zakupy zajmujące cały dzień? Z osób z którymi rozmawiałam na ten temat, każda zaprzeczyła robieniu takich „akcji”, choć na Internecie dziewczynki chichotają, ile spędziłyby czasu w danym sklepie w przeróżnych sytuacjach. No i oczywiście w temacie zakupów – stereotypowa kobieta musi mieć manię na punkcie torebek i butów. „Nie mam się w co ubrać” powinna narzekać, stojąc przed jedną ze swoich szaf pełnych ubrań. To takie kobiece, mieć zawalony dom dodatkami a przyznanie się do obojętności w tym temacie może poskutkować groźnym spojrzeniem. No bo przecież dama musi o siebie dbać. Wygodne ubranie, brak makijażu, piercingu – w społeczeństwie początku XXI wieku są to cechy brzydkiego kaczątka. „Nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane” (Coco Chanel) – uwielbiany przez spędzające całe godziny w łazience kobiety cytat, który przeszedł zupełną metamorfozę znaczeniową i stał się argumentem tych, które twierdzą, że nieumalowane kobiety o siebie nie dbają. Nie mam na myśli tutaj stwierdzenia, że makijaż jest zły (a przynajmniej nie, że zawsze), ale spotkałam się już nieraz z destrukcyjnym dla niektórych komentarzem, że kobieta, której zainteresowania odbiegają od malowania sobie twarzy, jest zupełnie niekobieca.
Najśmieszniejsze są słynne fora babskie. Jak to jest, że za każdym razem, kiedy google przypadkiem zaniesie mnie na jedną z tych stron, następnego dnia budzę się rano z siniakiem pofacepalmowym na czole? Ostatnie, co mogę sobie przypomnieć z takiej wizyty na forach niewieścich to pytania zagubionych dziewczynek (niezliczone, naprawdę) o każdą drobnostkę, a pomiędzy nimi jedno które zapadło mi w pamięci. Desperatka usilnie szukała sposobu na optyczne powiększenie swoich drobnych piersi. Poniżej widniała cała masa wypowiedzi niewnoszących niczego do tematu (tego można się było spodziewać), a pomiędzy nimi parę wypowiedzi typu: „Kobieta powinna mieć duże piersi – poniżej miseczki C to nie kobieta a deska”. Dobrze droga Kobieto, dziękuję ci za tę wspaniałą poradę, a teraz wypierdalaj. Poważnie, nie mam pojęcia co takie osoby chcą osiągnąć, ale jestem przekonana, że nie znalazłabym z nimi wspólnego języka.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kobiety wcale nie twierdzą jednogłośnie, że jest inaczej niż opisuje stereotyp. Niektóre panie specjalnie dopasowują swoje zachowanie tak, aby wyjść na kokieteryjne słodkie idiotki. Zaczynają stosować zwroty „bo nie / bo tak” w dyskusji, tłumaczyć lenistwo umysłowe byciem kobietą i stosować słynne zdanie „taka już jestem„. Z własnej woli zaczynają udawać głupie, co jeszcze bardziej powiększa grono „niemyślących kobiet” i umacnia tezę o braku inteligencji wśród płci pięknej. „Zrobię foszka, to w końcu mi ustąpi”, czytam czasem wypowiedzi kobiet w różnych częściach Internetu. „Jestem kobietą, więc nie muszę mieć argumentu”, jestem kobietą, więc mogę być głupia. „Kobieta zmienną jest”, więc jutro przyzna się do błędu, ale w sposób taki, aby wyszło, że od początku miała rację. Według schematu, kobieta musi być niezrozumiała, niebezpośrednia i mówić bez sensu, urywkami zdań – to czyni ją tajemniczą i intrygującą.
Jak kiedyś pisała pewna „prawdziwa kobieta”, wręcz obowiązkiem każdej pani jest miłość do drogich rzeczy, tylko dlatego, że są drogie. Często widzę to pogardliwe spojrzenie na wymalowanej twarzy, kiedy któraś usłyszy, że kupiłam sobie coś w Biedronce a nie w dowolnym markowym sklepie. Torba z nieprawdziwej skóry? Co za sztuczność! Trampki z bazaru? Gimbus, nie kobieta.
I temu wszystkiemu wcale nie są winni tylko mężczyźni. Podczas, gdy prawnie kobiety nie muszą już się czuć gorsze, niektóre z nich powracają do dawniejszej sytuacji. Może nie chcą wyjść na te złe feministki, więc automatycznie zrzucają na swoją płeć negatywne cechy, a w zamian wyznaczają, czym jest wizerunek kobiety zadbanej. Ale za każdym razem, kiedy zdarzy mi się przeczytać bądź usłyszeć wypowiedź jednej z pań: „takie już jesteśmy”, jako wytłumaczenie braku logiki, lenistwa w wyszukiwaniu komentarzy to nie mogę patrzeć na taką osobę inaczej niż jak na wroga. Dlaczego to robi, czemu jeszcze mocniej przybija do kultury ten stereotyp, po co daje mu potwierdzenie?
Coraz gorzej przychodzi mi mówienie o sobie „kobieta”. Nie dlatego, że czuję się źle ze swoją płcią. Czuję się jedynie źle z tym konkretnym wyrazem. Zresztą, słowo „kobieta” miało pierwotnie pejoratywne znaczenie – dotyczyło najprawdopodobniej zajmowania się świniami i chlewem i miało charakter zupełnie znieważający. Obecnie, poprzez działalność osób, które najczęściej mówią o cechach typowych dla pań, przyznanie sobie tego tytułu brzmi jak deklaracja głupoty i dostosowania się do zakotwiczonego w kulturze standardu. Nie chcę by moje argumenty były odbierane w inny sposób ze względu na płeć. Nie chcę, aby logika wszystkich kobiet była podważana przez odwołania do stereotypów. A czasami jest.
Przez jakiś czas miałam taki schemat działania, że kiedy odwiedzałam nowe społeczności internetowe pod skróconym i raczej bezpłciowym nickiem „eV”, nie używałam damskich form czasowników, jeśli nie było to konieczne. Po prostu nie używałam zdań, które wymagałyby deklaracji płci. Zamiast pisać np. „widziałam ten film”, wolałam użyć zdania „podobał/nie podobał mi się ten film”. Często miałam wrażenie, że moja opinia w takich sytuacjach jest brana poważniej pod uwagę i nie traktowana jak babski bełkot. To zmieniało się, kiedy w końcu ujawniała się moja płeć. Nigdy nie przykładałam się do tego, aby specjalnie ją zatajać (poza wspomnianym unikaniem czasowników), więc nie trwało to długo. Może takie zagranie z mojej strony było w pewnym sensie manipulacją, jestem w końcu kobietą to mi wolno, ale robiłam to dla eksperymentu.
Ostatecznie: poprzez ten wpis chciałam wyrazić trochę hejtingu wobec obecnie przyjętego w społeczeństwie stereotypu kobiety oraz frustrację wobec pań, które się do tego schematu usilnie dostosowują, albo nawet go utwierdzają. Zwłaszcza tych, które postanowiły stać się bardziej tajemnicze i intrygujące i w tym celu zrezygnowały z logicznego myślenia.