Nigdy nie zrozumiem tych wszystkich osób, dla których studniówka jest największym świętem w życiu. A czym dłużej żyję, tym częściej spotykam się z rozpaczaniem maturzystów: że nie mają z kim iść na studniówkę, że nie mają w co się na nią ubrać, nie mają jak dojechać na miejsce, nie stać ich. Co tam matura, co tam studia, najważniejsze jest przecież to kilka godzin, które spędzą nudząc się i czekając, kiedy to się wreszcie skończy, jednocześnie ubolewając nad świadomością, że oto wydali ponad tysiąc złotych na imprezę i muszą wykorzystać ten czas jak najlepiej, wmawiając sobie, że „przecież jest zajebiście, tylko po prostu jakoś tak… a nieważne, jest zajebiście”.
Chociaż do matury mam jeszcze ponad rok, u mnie w klasie na godzinie wychowawczej o studniówce mówiło się już we wrześniu 2011. No bo przecież trzeba wynająć salę na rok wcześniej, zacząć zbierać pieniążki, znaleźć zespół, zebrać pieniążki, zacząć już się umawiać, czy impreza będzie tematyczna, czy nie (uzgodnić to z przeciwległą klasą) i oczywiście zebrać pieniążki. Kiedy o tym słyszę, to mam wrażenie, że otacza mnie banda ślepców, którym wmówiono, że muszą na tę zabawę iść i nie ma nawet najmniejszej możliwości niepójścia. No bo przecież to jedyna taka impreza w życiu, jak można nie iść? Eeee, jak teraz zjem kanapkę z musztardą, ketchupem i majonezem zmieszanymi naraz to pewnie też będzie jedyna taka moja kanapka w życiu, więc uważam ten argument za nieistotny. Trzeba się wyszaleć przed maturą. Tak, z całą pewnością najbardziej energiczną imprezą, dostarczającą niezapomnianych wrażeń będzie ta spędzona tańcząc poloneza i jedząc ekskluzywne potrawy, uważając przy tym, aby nie pobrudzić swoich świeżo zakupionych specjalnie na ten dzień ubrań, które w sumie i tak aż do pozbycia się ich przeleżą w szafie. Śmiesznym jest, jak niektórzy uważają jeszcze, że studniówka to pożegnanie z klasą. Gdyby odbywała się ona 30 czerwca – to tak, tym właśnie by była. Ale patrząc na terminy współczesnych studniówek raczej nic na to nie wskazuje.
Studniówki tak perfidnie zakorzeniły się w kulturze mainstreamu że aż mi tego wszystkiego żal. Ludzie w wieku 19, 20 lat przychodzą na imprezę z nauczycielami i siedzą sztywno, przelewając pod stołem wódkę do szklanki z colą, jak gimnazjaliści. Ida tańczyć poloneza na którego naukę poświęcali lekcje włefu od ponad roku i tańcząc, chwiejąc się na szpileczkach, w których połowa nie potrafi chodzić. Gdybym miała iść na swoją studniówkę, to chyba tylko po to, aby stanąć z boku i przyglądać się temu wszystkiemu, z trudem powstrzymując nagłe ataki śmiechu. Ale to i tak nie jest dostateczny argument, który mógłby przekonać mnie do pójścia – nie jest na tyle mocny aby zrównoważyć moją nienawiść do kupowania ubrań, a przede wszystkim butów. Nigdy nie mogłam przekonać się do szopingu – no chyba, że mowa była o książkach lub zeszytach. Przyznam się, że sama nie potrafię chodzić na szpileczkach, ale głównym tego powodem jest to, że nigdy nie próbowałam. Mówi się, że noga w nich wygląda ładnie or sth, ale w tym przypadku moje poczucie estetyki jest zupełnie sprzeczne z mainstreamem. Kiedy widzę nogę w obcasie, to sama stopa wydaje mi się taka krzywa, koślawa i mam wrażenie, że w każdej chwili może się połamać. Dłuższe przyglądanie się napawa mnie obrzydzeniem, więc tego nie robię.
A najbardziej ze wszystkiego śmieszą mnie desperaci, którzy opisują na facebooku jak bardzo nie mają z kim iść na studniówkę. O matko, świat się załamał. Czy im naprawdę nie przejdzie przez myśl, że tak, naprawdę się da nie iść na tę imprezę i co więcej nikt nie powinien im mieć tego za złe? Zaoszczędzą mnóstwo kasy, zaoszczędzą czas i nerwy, a przy okazji unikną wielu przypałów, jakie mogłyby ich niefortunnie tam spotkać. Ale mimo to większość nawet nie zauważa możliwości niepójścia.
Z tymi całymi studniówkami to jest chyba jak z magią świąt. Ludzie sobie wmawiają, że to niezwykły czas, pełen ciepła i radości, obfity w nieopisane uczucia i pełen niezapomnianych emocji. Gdyby mi się chciało, to mogę sobie wmówić, że taki będzie osiemnasty stycznia czy trzeci luty. Chyba czas najwyższy przestać wierzyć w świętego Mikołaja i opamiętać się ze swoimi życiowymi wyborami, sterowanymi przez wmówione przez ogół obyczaje.
A i na koniec napiszę: uważam, że klasę mam w porządku, a poza tym miałabym z kim iść na studniówkę. Po prostu nie chcę :). To tak na wypadek, aby ktoś chciał mi to wytknąć xD.