Szczerze mówiąc nie mam teraz pomysłu7 na to, co mogłabym tu napisać. Z tego też powodu ten wpis nie będzie się wiele różnił od wszystkich pozostałych. Zacznie się niczym, w trakcie pojawi się zalążek jakiegoś tematu, a skończy się tak, jak się zaczął.
Idą święta. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno [hasło oczywiście skubnięte z facebooka]. Ogólnie rzecz biorąc – nie lubię świąt. Głównym tego powodem jest to, że w domu zbiera się cała rodzinka, jest głośno i tłoczno i wszyscy siedzą w moim pokoju jeszcze bardziej niż normalnie. Na dodatek nikt nie ma nic przeciwko budzeniu mnie skoro świt w dzień wolny od pracy, tudzież szkoły, kiedy najnormalniej w świecie chciałabym się wyspać i nadrobić zaległości w wypoczynku, które pojawiały się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. I tak z samego rana, bo już o godzinie 12 czy 13 drzwi do mojego pokoju zaczynają się otwierać i zamykać niczym te w wyjątkowo uczęszczanym markecie. I o ile dźwięk uprzednio nieodnastawionego budzika nie był na tyle wkurzający, aby wyrwać mnie ze snu, o tyle rodzina doskonale go w tym zastąpiła.
To był pierwszy powód, dla którego nie lubię świat. Drugim są prezenty. Mówi się, że wszyscy lubią je dostawać. Najpierw się marzy o jakiś nawet niedrogich rzeczy i w delikatny sposób sugeruje chęć ich dostania, aby potem dostać coś zupełnie innego, niepotrzebnego i nietrafionego, a dodatkowo jeszcze trzeba się szczerzyc, zachwalać prezent i mówić jak bardzo nam się podoba, bo tak wypada. W ogóle to szczerzenie się do każdego członka rodziny po kolei, dzielenie się opłatkiem, mówiąc przy tym wierszyk „zdrowia, szczęścia, pomyślności”, choć najchętniej dodałoby się, po przedszkolnemu, rymującą się linijkę „połamania wszystkich kości”.
Kiedyś w świętach najbardziej denerwowały mnie te wszystkie reklamy, plastikowe ozdóbki i ogólnie brak tego „nastroju” o którym tak wszędzie głośno. Dużo wtedy o tym myślałam – o tym, jak ginie tradycja, jak media wykorzystują okazję, aby dodatkowo zadrobić, a ludzie jak bezmyślne zombie kupują wszystko na czym tylko zobaczą wizerunek św. Mikołaja, o tym, że wszyscy życzą sobie „zdrowia, szczęścia, pomyślności”, a zdrowie, szczęście i pomyślność innych, w rzeczywistości, gówno ich obchodzi, i ogólnie o tej całej komercjalizacji… Teraz, poza tym co myślałam pisząc ten post, ani razu nie zastanowiłam się nad żadną z wymienionych rzeczy. Teraz dla mnie to wszystko stało się takie nieważne… Nie obchodzi mnie, że jedni zarabiają kosztem drugich, Kevin zostaje (bądź nie zostaje) sam w domu, a łańcuszki z życzeniami dostaje się od znajomych-znajomych-znajomych, którzy chujwieskąd mają nasz numer. W ogóle tak mało myślę o świętach. O ile kiedyś już od kilku miesięcy przed nimi, wyczekiwałam tego dnia, teraz naprawdę jest mi on tak obojętny, że mogłabym go spokojnie przespać. W ogóle to kilka dni temu dopiero się dowiedziałam, że „tak, to już w tym tygodniu”. Wydawało mi się, że jeszcze z tydzień czy dwa będę czekać na Wigilie XD.
Pewnie zmiana podejścia wiąże się z ogólną zmianą światopoglądu, która jakiś czas nastąpiła, a o której tak ciągle pisze w moich słitaśnych postach. W sumie to tym razem mi to wyszło na dobre, bo skoro nie marzę już, że po rozpakowaniu prezentów moim oczom ukaże się dokładnie to, o czym śniłam, nie będzie takiego rozczarowania, jak to bywało – głównie w gimnazjum. Teraz, kiedy w paczce podpisanej moim imieniem i nazwiskiem znajde zestaw bombek choinkowych, nie sprawi mi problemu powiedzenie „O! Jakie śliczne! Zawsze o takich marzyłam ^_^”. W sumie trochę zaczęłam zaprzeczać temu, od czego tą notkę zaczęłam. Tak ciężko mi jednoznacznie określić moje nastawienie do tego wszystkiego, podczas gdy ono tak szybko się zmienia. Jedyne, co mnie martwi to właśnie brak tego wyczekiwania. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie – czy ja przestałam marzyć? A może po prostu wyrosłam z tego. Bądź co bądź czasami brakuje mi tej „magii świat” – nawet nie jestem sobie w stanie przypomnieć, czy naprawdę ją czułam, czy po prostu uwierzyłam tym wszystkim mediom, przekrzykujących się coraz to zmyślniejszymi hasłami propagującymi piękno tego czasu.
Bajdełej czy tylko ja uważam, że ozdoby choinkowe to jeden z najgłupszych prezentów jakie dostaje się na święta? o_0