Glow Eindhoven

glow eindhoven

Festiwale światła od lat cieszą się dużą popularnością. To podczas nich miasta nocą zamieniają się w żywe i kolorowe dzieła sztuki. Kiedy pierwszy raz o nich usłyszałam, wiedziałam, że prędzej czy później wybiorę się na jeden z nich. Jak się okazało, nie musiałam nigdzie jechać. W listopadzie festiwal znany pod nazwą Glow odbywa się dokładnie w Eindhoven, czyli mieście w którym obecnie mieszkam.

Eindhoven często nazywane jest miastem świateł. To tutaj, za sprawą Philipsa, rozwijał się przemysł oświetleniowy. Od 2006 roku każdej jesieni, pod koniec listopada, przez cały tydzień wieczorami uruchamiane są wspaniałe instalacje świetlne, często wzbogacone muzyką lub dodatkowymi efektami, np. dymem. Bardzo oczekiwałam tego wydarzenia i spodziewałam się naprawdę niesamowitych wrażeń. Jak było – dowiecie się w tym wpisie.

Instalacje świetlne uruchamiane były każdego dnia koło godziny 18 i wyłączane przed północą. Był to czas zdecydowanie odpowiedni – wieczorem było już zupełnie ciemno, a nocą tłumy uczestników i muzyka nie przeszkadzały mieszkańcom okolicznych budynków zasnąć. Dawało to około pięciu-sześciu godzin każdego dnia na zapoznanie się z poszczególnymi częściami wydarzenia. Organizatorzy przewidzieli ścisłą trasę długości około 6 km, uwzględniającą wszystkie punkty Glow. Zdecydowana większość z nich była dostępna dla wszystkich, całkowicie bezpłatnie. Wyjątek stanowił pokaz na stadionie Philipsa oraz wystawa w Van Abbemuseum. Instalacje uwzględniały prace twórców lokalnych i zagranicznych.

glow eindhoven

glow eindhoven

Zacznijmy od głównej trasy. Jej długość i przebieg były optymalne, choć dużym utrudnieniem okazał się ogromny tłum. Nie raz musiałam czekać aż ludzie przede mną przecisną się przez przewężenie ulicy czy odejdą od jakiejś instalacji, abym też ją mogła zobaczyć. Część prac uruchamiane było co parę minut, więc również musiałam poczekać, aby je zobaczyć. Największe wrażenie wywołało we mnie kilka instalacji. Pierwszą z nich była fasada kościoła św. Katarzyny – za pomocą projektorów wyświetlono na jej nieregularnej powierzchni wzór witrażu (autor: Daniel Margraf). Nie mniej imponująca była animacja rzucana na drzewo stojące przy rzece (Gijs van Bon) czy małe, kolorowe „wysepki” unoszące się na wodzie, wykonane przez dzieci w ramach projektu organizowanego przez CultuurStation. Nietypową instalacją była gra świateł wewnątrz i na zewnątrz meczetu (Ellen de Vries, The Lux Lab) oraz pokaz odbywający się na placu pod ratuszem (Michel Suk), gdzie ludzie pomimo deszczowej pogody i mokrej nawierzchni placu, kładli się na ziemi aby lepiej odbierać odbywający się ponad głowami performance.

glow eindhoven

glow eindhoven

Pokaz na stadionie Philipsa był ciekawy, ale nie niesamowity. Zaangażowano w nim tancerzy, którzy stali tak daleko, że ledwo dało się ich dostrzec. Sama gra świateł była oczywiście ciekawym widowiskiem, nie mówiąc już o wspaniale skomponowanej muzyce, pasującej do przedstawienia. Myślę, że warto było się tam wybrać, ze względu na niską cenę uczestnictwa i możliwość zobaczenia od wewnątrz stadionu Philipsa (fanką meczy nie jestem, więc raczej nie mam powodu aby odwiedzić stadion w typowym dla jego funkcji celu). Co zdenerwowało mnie najbardziej to proces wypuszczania ludzi z budynku – otwarto wyłącznie jedne drzwi przez co minęły wieki zanim wszyscy szczęśliwie wygramolili się na zewnątrz.

Bardziej podobała mi się wystawa w Van Abbemuseum. Również dostępna za niewielką opłatą, choć darmowa dla mnie i innych szczęśliwych posiadaczy Museumkaart. Tymczasowa ekspozycja zawierała instalacje/rzeźby/obrazy (nie raz granica między rodzajami dzieł sztuki nie jest do końca wyraźna) angażująca światło i wrażenia optyczne. Zdecydowanie największe wrażenie wywołała we mnie praca japońskiego artysty Akinori Goto. Rzeźba o organicznej formie pod wpływem padających na nią snopów światła ujawniała małe sylwetki postaci poruszające się, „tańczące”, po jej krawędziach. Myślę, że mogłabym się wpatrywać w nią godzinami i nadal by mi się to nie znudziło. Cała ekspozycja muzealna była wartościowa i zdecydowanie odwiedziłabym ją, nawet gdybym nie miała darmowej wejściówki.

glow eindhoven

Podsumowując – Glow był wydarzeniem wartym zobaczenia, choć znacznie mniej angażującym niż Dutch Design Week. Projekty były naprawdę piękne i sprawiały ogromne wrażenie, ale szczerze mówiąc – spodziewałam się czegoś więcej. Po tym, co miasto zaprezentowało z okazji DDW, myślałam, że i tym razem impreza zaangażuje każdy kąt i każdą ścianę. Spodziewałam się o wiele większej liczby instalacji i kolorowych efektów od których nie sposób uciec. Oczywiście, Glow był wspaniały i bardzo się cieszę, że mogłam w nim uczestniczyć. Po prostu – pewnie bezsensownie – nastawiłam się na coś, co prawdopodobnie nie miałoby większego sensu. W końcu jak tu podziwiać poszczególne twory, kiedy całe miasto świeci!

glow eindhoven