10 wad małego miasta w Szczerym Polu Górnym

Dzień, w którym napiszę wpis na ten temat, musiał kiedyś nadejść. Jako osoba, która urodziła się na zadupiu i od tego czasu spędziła na nim ponad dwadzieścia kolejnych lat, mam niemalże pełen obraz wad i zalet tego miejsca. Poniższy zbiór powodów, dlaczego małe miasta wcale nie są idealnym miejscem do życia może być przestrogą dla osób, które zastanawiają się nad przeprowadzką i rozważają ucieczkę od cywilizacji wielkich aglomeracji (załóżmy, że w skali polskiej). Żeby nie było – oczywiście każde miasteczko jest inne, tak samo jak różne są dworce, panie z okienka na poczcie ora…


1. Internet

Zacznę od tego punktu, gdyż jeszcze zanim skończyłam pisać wstęp do tej notki, w prawym dolnym rogu zaczęła mrugać mi ikonka z tak dobrze znajomym napisem „No internet access”. Małe miasta charakteryzują się tym, że za cenę większą niż wyniosłoby to w tych większych, można pozwolić sobie na niestabilne emocjonalnie połączenie z Internetem, które będzie zawodzić jak często jest to tylko możliwe. Co więcej – łączenie się z Internetem przez telefon często jest uniemożliwione przez brak zasięgu. Zarówno jedno jak i drugie połączenie, zgodnie z zasadą o złośliwości rzeczy martwych, doskonale wiedzą, kiedy jest ten najlepszy i najbardziej frustrujący moment, aby zaniknąć.

Aby nie tworzyć kolejnego punktu, bo i tak z całą pewnością nie zmieszczę się w ustalonym limicie 10, dodam jeszcze, że według mojego kalendarza z roku 2009, od momentu zamówienia usługi podpięcia do Internetu, do przyjazdu „Pana, który miał to zrobić” minęło dokładnie 98 dni. Przez ten czas niemal codziennie odwiedzałam ich salonik, jako że był po drodze do gimnazjum, jednak zawsze słyszałam podobne odpowiedzi: „Do końca tego tygodnia na pewno”, „Na początku przyszłego tygodnia” itd. Firmy bez konkurencji mogą sobie pozwolić na naprawdę wiele luzu.


2. Transport publiczny

Według większości podręczników do podstaw przedsiębiorczości, im konkurencja wyższa, tym ceny niższe. Niestety czasami bywa zupełnie odwrotnie. Przykładem mogą być konkurujące ze sobą firmy „busikowe”, w tym jedna, którą darzę specjalną sympatią. Pomijając już duże koszta, koszmarem może okazać się ilość czasu potrzebna na dotarcie do drugiego podobnego miasteczka lub miasta wojewódzkiego. Nawet jeśli odległość wcale nie jest duża, to dojazd poprzez Sików Dolny, Sraków Centralny i Wiejską Wieś Małą wymaga w rzeczywistości przerobienia o wiele dłuższej trasy, co w ostateczności sprowadza się do tego, że po godzinnym marznięciu na przystanku trzeba poczekać jeszcze półtora godziny wewnątrz busa, zanim znajdzie się z powrotem w domu.

Co chwila zmieniające się rozkłady, przystanki składające się ze znaku drogowego i czegoś co w założeniu być może miało być koszem na śmieci oraz przyczepiona gdzieś obok tabliczka ze zmytym rozkładem z 2005 roku… nie, to na pewno nie są pozytywne reklamy środków transportu publicznego w małym mieście. Ostatnio niby coś się poprawiło, bo jedna z firm stworzyła swoją stronę internetową z aktualnym rozkładem, jednak to za mało aby powiedzieć, że transport publiczny nie jest tragiczny.


3. Pozamykane sklepy

Mogę się założyć, że mało kto tak naprawdę sprawdza, czy w okolicy znajduje się jakiś sklep otwarty dłużej niż reszta albo całodobowy. Takie sprawy raczej wychodzą na wierzch kiedy po trzech dniach świąt w kuchni zostają już tylko ocet i Musztarda Kielecka. Oczywiście podałam teraz skrajną sytuację – raczej każdy małomieszczanin pamięta aby przed świętami wykupić połowę asortymentu pobliskiej Biedronki. Co innego, kiedy pojawi się sytuacja, że o godzinie 18 w niedzielę przypomni się komuś, że zaraz wsiada do dalekobieżnej TeeLKi i jeszcze nie kupił sobie jakiegoś napoju na drogę. Ostatnio okazało się, że ratunkiem w takiej sytuacji są zasoby pobliskiego CPNu (do dzisiaj tak się mówi na stację Orlen), jednak jak bogaty wybór produktów tam jest, chyba każdy może się domyślić.


4. Służba zdrowia

Jako, że w wielu przypadkach w naszym wspaniałym kraju nazwa ta budzi bardzo skrajne emocje, opowiem tylko mniej więcej jak ta część kultury ma się do mieszkania w małym mieście, a nawet odwrotnie. Z nieznanych mi powodów, nie istnieje tutaj coś takiego jak umawianie się na wizytę u lekarza na dzień inny niż bieżący. Co to tak naprawdę oznacza? Jedynie tyle, że na półtorej godziny przed otwarciem przychodni na schodach przed nią ustawia się kolejka najbardziej chorych. Numerki nie będą losowane jak w totolotku – trafią one dokładnie to tych, którzy stanowią pierwszą część kolejki. Niektórzy niestety nie wiedzą o tym systemie i z tego powodu na korytarzu przychodni słychać na ogół dźwięk dzwonka telefonu, na którego żaden pracownik nawet nie zamierza spojrzeć. Nie ma sensu tłumaczyć każdej osobie po kolei w słuchawkę, że numerków już nie ma, że trzeba było przyjść osobiście itd. Nie dla wszystkich starczy miejsca.


5. Drogi

Aby na chwilę odejść od tematu wspaniałych usług świadczonych przez różnorakie firmy w małym mieście, przejdźmy do tematu butów. Niektórzy wiedzą, inni się dowiedzą, że od kilku lat chodzę w glanach. Jakoś nigdy nie byłam tzw. „true metalem” i nie identyfikowałam się z tą subkulturą, jednak ciężkie buty okazały się dla mnie idealnym wyborem. Zrozumieją to na pewno wszyscy, którym choć raz zdarzyło się iść „chodnikiem” małego miasta. Okazuje się, że tej wiosce udaje się podważyć niezniszczalność glanów, pomimo że używałam ich w celu do jakiego zostały przeznaczone. Oczywiście mam na myśli chodzenie w nich, a nie kopanie niechcianych delikwentów lub zgniatanie małych stworzonek. Nic z tych rzeczy. Jednakże, kilka dni temu zauważyłam, że ich podeszwa zupełnie się zdarła po jednej stronie i sprawia to, że chodzę krzywo. Nie wiem, jakim cudem to się mogło stać, ale wygląda naprawdę śmiesznie. Wolę nie wiedzieć, co przy dłuższym kontaktem z tymi drogami miałyby lekkie buciczki, które nadają się tylko do chodzenia po specjalnie przygotowanym podłożu.

Co się jednak dzieje, kiedy małe miasto dostaje pieniążki z Europejskiego Funduszu Wzbogacania Domu i Zagrody na wybudowanie dróżek i chodniczków? Oj, bardzo wiele.


6. Dworzec

Wracając do tematu pozamykanych miejsc, czekając na pociąg w niestandardowej porze nie zawsze ma się możliwość uchronienia siebie przed żywiołami wewnątrz stosunkowo ciepłej poczekalni. Dworzec otwarty jest od godziny szóstej do osiemnastej, chyba że napisano inaczej. Dużym plusem jest to, że jest jednym z niezbyt licznych miejsc posiadających kosz na śmieci.


7. Okienko na dworcu

Zdarzyło mi się raz podejść do okienka kasowego – jedynego w małym mieście i wyciągnąć tę karteczkę, na której jest na ogół napisane, o której godzinie pani kasjerka rozpoczęła swoją przerwę. Jest to złożona na pół kartka A4 z napisaną na każdej części kolejną godziną. Dając każdej przerwie koło 15 minut, wychodzi na to, że pani kasjerki dłużej nie było niż była w ciągu ostatniej godziny. Chodzenie do sklepu, na pocztę, do koleżanki – każda czynność wymaga swojej własnej przerwy. W czasach, kiedy bilet można zamówić online, nie jest to dużym problemem, ale biorąc pod uwagę punkt pierwszy z tej listy, sytuacja nieco się komplikuje. Wiem, że kupowanie biletu to coś, czego nie powinno się odkładać na ostatnią chwilę, ale tak naprawdę to małe miasto jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego.


8. Makulatura na drzwiach

Jako, że małe miasta na ogół żyją w czasach o kilkadziesiąt lat wcześniejszych niż reszta kraju, posiadanie własnej strony internetowej przez instytucję typu salon fryzjerski czy gabinet pielęgnacji dla psów jest czymś, czego prawdopodobieństwo dochodzi do zera. Tak więc godziny otwarcia poszczególnych miejsc należy znać na pamięć. Trzeba jednocześnie liczyć się z tym, że w każdej chwili na drzwiach przed którymi się znajdzie, będzie wisiała dumnie karteczka z napisem „Dzisiejszego dnia sklep zamykamy o 14”.


9. Ludzie

Na ulicach najczęściej można spotkać starych ludzi. Brak tłoku oczywiście może być sporym plusem, jednak na dłuższą metę brak młodych może wzbudzać pewien niepokój. Mówi się, że siedzą przed komputerem itd, ale tak naprawdę głównym tego ich braku powodem jest fakt, że po prostu ich jest mało. Większość osób po ukończeniu gimnazjum uczy się w innych miastach, co sprawia, że tam właśnie spędza większą część swojego czasu. Potem studia jeszcze dalej od domu i nagle okazuje się, że pomiędzy osobami najmłodszymi a starszymi jest olbrzymia dziura w wykresie demografii miasta. Siedzenie przed komputerem to nie powód a przyczyna – tego, że praktycznie w małym mieście nie ma po co wychodzić z domu.

Nie wiem, czy to tylko moja obserwacja, czy tak rzeczywiście jest, ale społeczność mojego miasta jest dość konserwatywna. Kiedy na przykład pojawił się projekt tzw „referendum śmieciowego”, które byłoby naprawdę korzystne dla niemal każdego, pomimo prawie zupełnego poparcia, zabrakło frekwencji w głosowaniu i okazało się przez to nieważne.


10. Odległości

Przyznam szczerze, że wcześniej nigdy nie postrzegałam tego jako problem, gdyż wydawało mi się normalnym iść na dworzec 3 kilometry lub 2 do najbliższej Biedronki. Czym więcej razy jednak zdarzyło mi się przebywać w większych miastach, tym bardziej zaczynałam rozumieć osoby, które wsiadają do autobusu „na dwa przystanki”. Myślę, że ja osobiście jeszcze nie potrafiłabym wybrać takiego „ułatwienia”, mając do przejścia poniżej 3 kilometrów, jednak widzę ile czasu i energii pozwoliłoby coś takiego zaoszczędzić. Na szczęście z powodu braku wewnątrzmiejskich autobusów, nie musiałam nigdy stawać przed takim wyborem. Lubię spacerować, jednak po 10 godzinach lekcyjnych brnięcie w śniegu może być bardzo bolesne.


Podałam tutaj 10 punkcików na przykładzie miasteczka w którym mieszkam. Takie rzeczy, na które na ogół nie zwraca się uwagi, jednak po jakimś czasie mogą zacząć naprawdę irytować. Gdyby komuś kiedyś zdarzyło się wpaść na pomysł wyprowadzenia się do małego miasta, radzę zwrócić uwagę na to, czy w tym wybranym nie znajduje się chociaż jeden z wymienionych powyżej potworków. Niby są też zalety: cisza nocą, porównywalnie niskie ceny (poza komunikacją) i ten słynny spokój. Jednak czy aby na pewno rekompensują one wszelkie wady?

You May Also Like