Nieuzasadniony autorytet

Nie rozumiem ludzi, którzy pomimo tego, że ukończyli szkołę podstawową już dawno temu, nadal oceniają innych na podstawie tego, ile ktoś ma lat. Jeszcze w przypadku osób młodszych się zgodzę – nie ma co traktować małego dziecka jako poważnego rozmówcy w dyskusji (co wcale nie umniejsza jego wartości ogólnie – jedynie ogranicza jego możliwości z powodów zupełnie związanych z jego znikomym doświadczeniem i małą wiedzą). W tym wpisie chciałabym zwrócić uwagę na tę drugą stronę problemu – na nieuzasadniony zachwyt i autorytetyzowanie osób, które są wyższe tylko i wyłącznie wiekiem.

Mogę się założyć, że w tym momencie jakaś część osób, które to czytają, zaczęło budować w sobie zdania sprzeciwu. Czas więc na kontynuację tej myśli… Jednak nie – najpierw wtrącę kolejny temat, który ma bardzo silny związek z tym, co rozpoczęło ten wpis.

Internet – rzecz niezwykle niezbędna w obecnych czasach, przydająca się niemal w każdej dziedzinie życia i ułatwiająca wszystko: od znalezienia kontaktu do niewidzianej od lat osoby, poprzez wszelkie zakupy, na wyszukiwaniu informacji na temat hodowli pleśni na klawiszu F13 skończywszy. Jakim trudnym i nieprzyjemnym mogłoby się stać życie, gdyby pewnego dnia ktoś “wyłączył Internet”, tak dosłownie. Nie wiem, jak inni, ale ja otwarcie przyznaję się, że Internet jest dla mnie naprawdę ważny – i to nie tylko jako źródło rozrywki, jaką dają portale społecznościowe, ale także (i może nawet przede wszystkim) jako nieopisywalnie wielkie źródło wiedzy na wszelkie możliwe tematy. Jestem leniem, większość ludzi też jest – mało komu chciałoby się, pod wpływem nagłego impulsu ciekawości, sięgnąć po Encyklopedię Powszechną – olbrzymie tomicho – tylko po to, aby sprawdzić jakąś informację. W tym momencie, mając google – mogę to zrobić w każdej chwili. I robię. Dodatkowo – wiedza na interesujące mnie tematy spływa sama poprzez sieć linków z jednej strony na drugą. Tego nie jest w stanie zastąpić żadna gazeta i żadna książka. Nawet jeśli gdzieś jest więcej informacji na papierze, niż oferuje Internet (nie zaprzeczam – mogą być takie przypadki) – to i znalezienie tego jest o wiele trudniejsze i korzystanie z tego zniechęca swoją nieinteraktywną formą.

Jak ograniczoną byłaby moja wiedza, gdybym żyła w czasach, kiedy o Internecie jeszcze nawet nie słyszano, a w szkołach uczono piosenek chwalących Stalina. Jak wąskie by były moje zainteresowania i aspiracje, gdybym widziała tylko to, co znajduje się w obrębie mojej wsi i wiedziała, “wiedziała”, tylko to, co przekazaliby mi rodzice i nauczyciele w szkole.

Problem polega na tym, że chociaż ja tego nie doświadczyłam (i bardzo się z tego powodu cieszę), to te ograniczenia udzieliły się całemu starszemu pokoleniu. Może jakieś pojedyncze jednostki, nie procenty a promile osób obecnie po 40-tce, wyrwały się z balastu historii i nadgoniły, dzięki czemu teraz wiodą ambitne życie i mają własne zainteresowania. Zdecydowana większość (z tych, których znam – być może w innych częściach kraju jest inaczej), to osoby, które żyją sobie bezcelowo, skupiając się na tym, aby zarobić na kolejną paczkę papierosów i na niczym poza tym. Ani wiedza, ani jakieś hobby, ani nawet organizowanie sobie celów – nic z tych rzeczy nie jest im potrzebne. Jeszcze tam co niedzielę skoczą sobie do kościoła pooglądać, w co się kto ubrał i kto był nieobecny na mszy, aby było o czym rozmawiać w poniedziałek. Dla przyjemności sobie kupią nową część garderoby, aby na następną niedzielę zabłyszczeć i w sumie to koniec ich listy aspiracji. Czas komuny wyprał im mózgi i żyją jak zombie – nie zastanawiając się za bardzo, kontynuując wiecznie to samo.

I nagle pojawia się Pan Blogger, który na Ważnym Portalu pisze, że Internet jest zły, że młodzież jest uzależniona i popada przez to w przeróżne dysfunkcje. Myślę sobie – wariat. Czytam dalej i widzę całą masę informacji o tym, na co młodzi ludzie przeznaczają czas teraz, a na co przeznaczali dawniej, jakie są negatywne skutki tej zmiany (choćby były niewielką częścią skutków w ogóle, są wymienione jako jedyne) i dlaczego to jest złe. Krytyka, krytyka, krytyka. Tego, co jest dobrem. Koniec wpisu. No, teraz czas na deser w postaci hejtingu w komenta…. CO?! Autor przekonał do swojego zdania nie tylko sobie podobnych, ale również całą masę osób, które artykuł krytykuje. Dlaczego oni się z tym zgadzają? Dlaczego nagle zaczynają krytykować siebie samych za liczbę godzin spędzanych dziennie na komputerze tylko dlatego, że ktoś – powiedzmy sobie szczerze – zazdrosny – powiedział, że to źle?

Otóż właśnie powróciłam do początku wpisu – jest to kwestia niezrozumiałego dla mnie autorytetu wobec ludzi wyższych wiekiem. To był tylko przykład, jest ich więcej, o wiele więcej. Na ogół wydaje się, że skoro wandalizm i nieposzanowanie starszych jest złe, to wielbienie ich i automatyczne chłonięci ich opinii jest kontrastowo dobre. Ja widzę tutaj skrajność, która wcale nie jest tą lepszą stroną. Nie ma źródeł zupełnie pewnych. Sceptycyzm jest wspaniałą cechą i czasem widzę, jak wielu osobom jej brakuje.

Podsumowując: myślę, że rola osób starszych w obecnych czasach odeszła zupełnie od bycia nauczycielem. Ich wiedza nie ma szansy równać się z tym, co oferuje Internet. Nie podważam tutaj idei szkolnictwa, które w Polsce jest jakie jest i na ten moment jest potrzebne. Nie zmienia to faktu, że zdobywanie wiedzy z roku na rok coraz słabiej związane jest z budynkiem szkoły.