Przygoda z grafiką tradycyjną

Ten wpis będzie miał zupełnie inny charakter niż większość poprzednich. Żeby tak nie przyzwyczajać odwiedzających bloga do wiecznego narzekania, tym razem będzie bardziej pozytywnie. Otóż wpadłam na pomysł, aby podsumować moją trzyletnią przygodę z grafiką tradycyjną. Dlaczego właśnie teraz? Odpowiedź jest prosta – obecnie kończy się etap poznawania nowych technik, czas próbowania stosować je na małych formatach, a zaczyna przygotowywanie się do czegoś większego, czym jest praca dyplomowa. Postaram się znaleźć wszystkie nadające się do pokazania prace graficzne jakie do tej pory zrobiłam i poukładać je w kolejności chronologicznej.

Zacznę od czegoś naprawdę podstawowego, a konkretniej od monotypii. Było to jedno z pierwszych ćwiczeń, na samym początku pierwszej klasy. Zachowało się jedno zdjęcie, niezbyt dobrej jakości, ale chyba każdy widzi o co chodzi. Proste odbijanie farby za pomocą ołówka i innych przedmiotów tego typu, korzystając z ksero jakiegoś znanego dzieła. U mnie jest to taka tam ukradziona praca Salvadora Dalí.

Kolejną zabawą z farbą graficzną było wykonanie kolografii. Bardzo śmieszna, ale na dłuższą metę niezbyt profesjonalna technika, if you know what I mean. Dla podkreślenia tragizmu sytuacji dołączę jeszcze zdjęcie matrycy.

kolografia

Prawdziwa przygoda z grafiką zaczęła się, kiedy wykonałam swój pierwszy w życiu linoryt. Jeszcze wtedy denerwowała mnie ta technika i ogólnie głupie dziecko byłam. Teraz widzę, jak przyjemne może być dłubanie w kawałku gumolitu. Aż trudno uwierzyć, jak bardzo robienie w nim nieskończonej ilości rowów potrafi człowieka odstresować.

linoryt1

Kolejny mój linoryt był zdecydowanie lepszy. Tym razem tematyką była inspiracja twórczością Leonarda da Vinci. W jakimś albumie z jego szkicami znalazłam coś podobnego i tak oto powstało to coś:

linoryt2

Następnie poznałam taką śmieszną technikę jaką jest gipsoryt. Jak dla mnie to jest to coś zupełnie niepraktycznego, ale warto było spróbować. Niestety odbitki powstały tylko 2 czy 3, bo później matryca się zupełnie starła i musiałabym wszystko robić od początku. Gips jednak jest zbyt kruchy, aby się na nim swobodnie powyżywać. Taka mała odbiteczka małego gipsoryciku:

gipsoryt

Następnie taki koszmarny folioryt. Uważam, że to moja jedna z najgorszych prac ever, ale jak już wrzucam całokształt twórczości, to niech już będzie, może inne prace dzięki temu będą prezentować się lepiej na zasadzie kontrastu. Sama technika foliorytu jest naprawdę przyjemna, ale kojarzy się trochę z typowym rysowaniem, więc raczej wolę linoryt.

folioryt

Teraz znowu dwa bardzo małe linoryciki, zrobione tak na szybko, bo jakąś fazę miałam i mi się chciało robić ponad program ;D Pierwszy z nich to taki sobie kosmos, na którego pomysł powstał w busie. Ogólnie jak wiele moich pomysłów powstało w środkach komunikacji publicznej ;D

linoryt3
linoryt4

Wchodzi kolejna technika, jaką jest drzeworyt. Szczerze mówiąc, nie przypadła mi do gustu. Efekt końcowy niewiele różni się od linorytu, a samej pracy jest nieporównywalnie więcej. Kawałek drewna nigdy nie był moim przyjacielem i lubił stawiać opór. Potem jeszcze toto trzeba było smarować farbą i smarować i smarować, bo przyjmowało o wiele jej więcej niż poprzednie matryce. Za to jeżeli chodzi o moją pracę, to myślę, że zasługuje ona na określenie „jedna z lepszych”, głównie dzięki kompozycji która wreszcie jakoś wyszła. Sam pomysł pojawił się w stanie niezupełnej trzeźwości, ale to już inna historia.

I powrót do linorytu… Tak, polubiłam zupełnie tą technikę i będę w niej robić as many works as possible. Tym razem temat był bardziej konkretny, bo praca miała iść na konkurs „Labirynt wyobraźni”, gdzie w tym roku treścią miała być dżungla w dowolnej interpretacji. Oto moja:

linoryt5

I teraz czas na kolejną technikę… Sucha igła! Bardzo fajny sposób przygotowania matrycy (pomijając fakt, że projekt nijak nie chciał się na nią odbić) i efekt końcowy też zadowalający. Oto praca pod tytułem „Żywot kranu poczciwego”, a więcej o samej postaci uosobionego przedmiotu znajduje się w opisie pod obrazkiem na deviantARTcie:

sucha_igla

I ostatnia moja praca – mezzotinta. Kiedy usłyszałam o tej technice, od razu wiedziałam, że muszę chociaż spróbować się z tym pobawić. Po nieszczęsnym chwiejakowaniu, cała reszta pracy była czysta przyjemnością, a i efekt – ze względu na cechy charakterystyczne mezzotinty ogólnie – jest niezły. Uwielbiam rysowanie światłem a nie cieniem, dlatego ta technika była dla mnie po prostu wspaniała.

mezzotinta

No, teraz dopiero widać, jak tego wszystkiego dużo. Mam nadzieję, że widać jakiś postęp – stanie w miejscu jest cofaniem się. Następna będzie praca dyplomowa. Już się jej boję.