Nienawidzę wymyślać tytułów

Dawno tu nic nie pisałam. A szkoda tak porzucać kolejnego bloga. Zwłaszcza, że ten cokolwiek sobą prezentował. Może nie jakiś ultrawysoki poziom, ale przynajmniej nie j**ał po oczach niczym cała reszta :). Więc postanowiłam tu powrócić. od kilku dni chodzą mi po głowie różne myśli, które mogłabym tu zapisać, ale co nie zabiorę się za pisanie, to wszystkie zaczynają gdzieś uciekać w głąb świadomości i stają się nieistotne. Jednak teraz postaram się zebrać je wszystkie do kupy i tu przełożyć.

W ogóle to powinnam zacząć od skasowania RSS’a z fuckbooka, tj facebooka, gdyż ostatnio za dużo na nim znajomych znajomych znajomych, którzy lepiej żeby tego nie czytali. Niestety coś fb’owi siadło z serwerami… Trudno.

Zacznę od tego, że ostatnio naprawdę nawiedza mnie przeszłość. Powiedziałabym, że zaczęło się to od znalezienia starej kasety magnetofonowej, ale kiedy sobie dłużej nad tym myślę, to dochodzę do wniosku, że jednak jeszcze wcześniej. Ogólnie ostatnio mam okropne wahania nastrojów. Może to dlatego, że śpię bardzo nieregularnie, odżywiam się nieregularnie, oddycham nieregularnie (no butla z tlenem się do busa niestety nie zmieściła)… Z jednej strony chcę poskromić moje lenistwo i ponadrabiać wszelkie zaległości, z drugiej nie mogę się do niczego zabrać… Nawet jeśli mam ochotę coś zrobić, to muszę wybierać z długiej listy „rzeczy do zrobienia”, a ponieważ zaliczam się do niezdecydowanych ludzi, to wybór trwa aż za długo.

kaseta magnetofonowa

A najbardziej wkurza mnie to, że myślę w zupełnie inny sposób niż jeszcze jakiś czas temu. Kiedyś nie potrzebowałam czasu na myślenie. Energii też nie. Mogłam robić jedną rzecz i myśleć nad inną. Kiedy zadawana była w szkole jakaś praca domowa wymagająca więcej kreatywnego myślenia niż słupki z matematyki, pomysły przychodziły mi do głowy jeszcze zanim nauczyciele skończyli omawiać co konkretnie mamy zrobić. Teraz z kolei myślenie odkładam „na potem”, czekam aż pomysły same przyjdą mi do głowy… A ponieważ jakoś specjalnie im się nie śpieszy, nie przychodzą wcale i w ostatniej chwili robię coś na odwal się, lub kompletnie pi**dolę i idę spać. Gdzieś moje zapasy motywacji pewnie są, ale nie wiem jak się do nich dostać… Ciągle powtarzam sobie, że najważniejsza jest chwila obecna, że przeszłość się już skończyła, a przyszłość i tak się za bardzo nie zmieni jeśli będę się o nią martwić,a na pewno nie na lepsze. Jednak niestety to do mnie nie dociera i dalej sobie na zmianę nic nie robię i martwię się, że nic nie robię. Mniej więcej w równych proporcjach :).

Plan jest taki – nie zmarnować kolejnych wakacji, nie wyrzucać sobie przez okrągły następny rok, że się je zmarnowało i już wcześniej pozałatwiać wszystko na następne. Tak, wiem, zmieniłam temat, jak to zwykle ze mną bywa. Ale wbrew pozorom te sprawy są ze sobą bardzo blisko. Na dobre zrezygnowałam z zamiaru rozdawania ulotek w wakacje. Pogodziłam się z tym, że przeżywam przyjemne chwile przede wszystkim po to, aby je potem wspominać, a nie dla nich samych. Zaakceptowałam to. Czy to kolejny stopień na tych głupich schodach do dorosłości, które tak nachalnie wyrosły przede mną. W dodatku są to durne ruchome schody, które same mnie niosą na górę… A ja tak często wybieram tradycyjne schody, wijące się wokół tamtych. Nawet jeśli tuż obok stoi winda.

Tak, doskonale wiem, jak głupie jest to, co napisałam. Jednak już mi wszystko jedno. Niech sobie mówią co chcą. Może kiedyś po moich głupich myślach zostanie jakiś ślad, może zmądrzeję i napiszę książkę, o czym marzę od kilkunastu lat (ps to prawda), a może kiedyś po prostu zniknę stąd i antywiedza płynąca z moich postów tylko wzbogaci główną warstwę kurzu osiadłego na Waszych wspomnieniach.

zdjecie

Hurt – Przychodzimy z 5 wymiaru
Hurt – Brzask brzoza brzytwa brzeg
Hurt – Lecę ponad chmurami

You May Also Like